sobota, 28 grudnia 2019

Dawniej i dziś - niemieccy żołnierze przed pomnikiem Niederwald (Rüdesheim am Rhein, Hesja) 1915-2019

Niemieccy żołnierze przed pomnikiem w 1915 roku (Fot. www.picclick.de).

   Niederwald - pomnik symbolizujący zakończenie zwycięskiej wojny Niemiec nad Francją w 1871 roku - to jeden z kilku najważniejszych symboli tego kraju. Uroczyste odsłonięcie nastąpiło 1883 roku z wielką pompą. "U stóp" Germanii zgromadziło się tysiące ludzi, oraz wiele najważniejszych osobistości w kraju z cesarzem Wilhelmem na czele.

niedziela, 22 grudnia 2019

Cmentarz miejski Lambertuskerk (groby alianckich żołnierzy) - (Veghel, Holandia)

   Cmentarz Lambertuskerk w Veghel (hol. Kerkhof Lambertuskerk) znajdujący się tuż za neogotyckim kościołem Św. Lamberta nie różny się praktycznie niczym od podobnych takich nekropolii w Europie. Niczym, poza jednym ważnym szczegółem. Pomiędzy nagrobkami pochowanych mieszkańców Veghel znajdują się trzy białe płyty nagrobne będące w spisie Komisji Grobów Wojennych Wspólnoty Narodów (ang. Commonwealth War Graves Commision, w skrócie CWGC).


piątek, 20 grudnia 2019

Pomnik kojarzony z dniem zwycięstwa nad Japonią i zarazem najsłynniejszym pocałunkiem II WŚ - (Bastogne, Belgia)

   Pocałunek amerykańskiego marynarza z piękną pielęgniarką jest znany chyba każdemu. Najsłynniejszy pocałunek II wojny światowej miał miejsce 14 sierpnia 1945 roku na Times Square w Nowym Jorku. Dzień ten przeszedł do historii, jako V-J Day (Victory over Japan Day) - dzień zwycięstwa nad Japonią.

   7 maja 1945 roku w Reims podpisano akt bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy. Dzień później zakończono działania wojenne w całej Europie.
   Tego samego oczekiwały Stany Zjednoczone i walczące wraz nimi kraje sojusznicze od Japonii. I choć walki w wielu miejscach trwały jeszcze miesiąc, to na bezwarunkową kapitulację Japonia zgodziła się 14 sierpnia 1945 roku.

sobota, 14 grudnia 2019

Operacja "Chastise" cz. 1 - zbombardowanie przez samoloty RAF zapory wodnej Möhne (Möhnesee, Nadrenia Północna-Westfalia, Niemcy).

   Jest pierwsza połowa 1941 roku. Na zachodnim teatrze działań zostali już tylko Brytyjczycy. Niemieckie lotnictwo biorące udział w bitwie o Anglię, zostało przerzucone daleko na wschód od Berlina, aby mogło wziąć czynny udział w operacji "Barbarossa". To pozwoliło odetchnąć "wyspiarzom" i pomyśleć o solidnym kontruderzeniu na III Rzeszę. Jednym z pomysłów było zbombardowanie zapór wodnych zbudowanych na zbiornikach wodnych w okolicach Zagłębia Ruhry. Musiano jednak poczekać jeszcze dwa lata, aby plan ten można było zrealizować.
   W tym czasie pomysłodawca tego projektu - brytyjski naukowiec i konstruktor, profesor Barnes Wallis (1887-1979) - odsyłany był przez kolejne instytucje i ich członków, którzy twierdzili, że pomysł jest szalony i niewykonalny, a jego autor jest niespełna rozumu....
   Tak naprawdę Wallis wpadł na ten pomysł jeszcze przed wojną, co nie uszło uwadze brytyjskim wojskowym i politykom. Wojskowe władze w Wielkiej Brytanii zleciły sporządzenie planu strategicznego na wypadek wojny z Niemcami. Wiedziano, że poza dostarczaniem energii elektrycznej, zapory były także źródłem wody pitnej, oraz jednym z głównych punktów na wodnym szlaku żeglugi transportowej. Jednak ze względu na umiejscowienie zapór w bardzo trudno dostępnym terenie, od samego początku brano pod uwagę jedynie atak lotniczy z wykorzystaniem bomby o bardzo dużej sile niszczenia. Dopiero wysłane do RAF-u memorandum Wallisa na ten temat odpowiedziało na wiele pytań, które nurtowały przede wszystkim wojskowych. Na tym się jednak skończyło - wojny przecież nie było, a głównym problemem dowództwa Bomber Command było wówczas brak odpowiedniej bomby i samolotu. Obszerne memorandum trafiło na wiele miesięcy na półkę.

Zaatakowanie zapory Möhne w pierwszysch latach wojny nie było możliwe ze względu na brak przede wszystkim odpowiedniej bomby i samolotu, który mógłby ją transportować (Fot. zbiory autora).
  O Wallisie i jego pomyśle przypomniano sobie już w pierwszych miesiącach wojny, jednak dopiero po bitwie o Anglię można było myśleć o czymś więcej niż tylko obronie własnego kraju i nocnych nalotach na Niemcy. Dowództwo Bomber Command w High Wycombe zaczęło przeprowadzać dzienne naloty na Cherbourg i Rouen. W sztabie zaczęto tez myśleć o zadaniu mocniejszego ciosu wrogowi.

środa, 11 grudnia 2019

"Ardeny 1944. Ostatnia szansa Hitlera" - Antony Beevor


   Grudniowa ofensywa w Ardenach - zgodnie z zamysłem Hitlera - miała być pod wieloma względami decydująca. Jej pomysłodawca chciał w ten sposób rozbić niespodziewających się niczego amerykańskich żołnierzy i jednocześnie zatrzymać alianckie wojska przed ostatecznych wtargnięciem na terytorium III Rzeszy. Kolejnym etapem jego planu miało być dotarcie i zajęcie portu w Antwerpii i odcięcie alianckich wojsk od dostaw zaopatrzenia. Ostatecznie Hitler liczył na - zakończone sukcesem - negocjacje z aliantami i zwrócenie wspólnych sił przeciwko Związkowi Radzieckiemu - jedynemu wrogowi Europy. Niewiele brakowało, aby szatański plan Führera zakończył się sukcesem, przynajmniej jeśli chodzi o aspekt militarny....

poniedziałek, 25 listopada 2019

Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska - Kowary (woj. Dolnośląskie)

   Park Miniatur Zabytków Dolnego Śląska jest jedną z wielu atrakcji przewidzianych dla całych rodzin. I choć są tutaj jedynie modele zabytków z Dolnego Śląska, to i tak nie będziecie się nudzić. Różnorodność, dokładność i estetyka wykonanych w skali 1.25 i 1:50 modeli eksponowanych na terenie XIX-wiecznej fabryki dywanów w Kowarach spełni oczekiwania nawet najbardziej wybrednego turysty. Miniatury są wierną kopią prawdziwych obiektów, które nadal można podziwiać na Dolnym Śląsku, oraz takich, których świetność dawno przeminęła i popadły w ruinę. Na sporej powierzchni można zobaczyć m. innymi zamki, pałace, kościoły, klasztory, ratusze, schroniska górskie, oraz wiele nie mniej interesujących budowli. Wszystkie obiekty na terenie parku zbudowane są z materiałów odpornych na warunki atmosferyczne, dzięki czemu można to miejsce odwiedzać także zimą. Oglądając niewielkie modele, które wkomponowane są bardzo przemyślanie w zieleń, jaka została nasadzona w parku, czujemy się jak Guliwerzy....

Podczas pięknej pogody, na rozległym terenie parku można spędzić nawet kilka godzin.
   Celem tego wspaniałego przedsięwzięcia było stworzenie atrakcji turystycznej, oraz centrum informacji euroregionu dla przybywających masowo turystów. Motto, jakim kierują się pomysłodawcy parku - "uśmiechnij się, bo dla Ciebie zbudowaliśmy Twoją krainę fantazji" - całkowicie oddaje to, co chcą przekazać swoim gościom.

sobota, 23 listopada 2019

"Największy brat. Życie majora Dicka Wintersa dowódcy kompanii braci" - Larry Alexander


   "Jezu! Ja mam iść z tym człowiekiem do boju? Przecież przez niego wszyscy zginiemy!" Tak o poruczniku Herbercie Sobelu powiedział jeden z żołnierzy kompanii E podczas szkolenia w obozie szkoleniowym dla spadochroniarzy w Toccoa w stanie Georgia. Jest wielce prawdopodobne, że tak by się stało, gdyby ostatecznie nie zmieniono tej decyzji. Dalszy bieg wydarzeń doprowadziłby być może do tego, że nie było by w kompanii E Największego brata - nowego dowódcy Easy Company.

   "Największy brat. Życie majora Dicka Wintersa dowódcy kompanii braci" - Larry'ego Alexandra, to opowieść o wspaniałym człowieku i dowódcy legendarnej amerykańskiej kompanii piechoty spadochronowej. Autor przybliża czytelnikowi sylwetkę i życie Dicka Wintersa od jego narodzin 21 stycznia 1918 roku aż do 2003 roku, kiedy On i jego żołnierze stali się znani na całym świecie dzięki 10-odcinkowemu serialowi telewizyjnemu HBO pt. "Kompania braci".

środa, 20 listopada 2019

Dawniej i dziś - żołnierze 326. Kompanii Medycznej przed katedrą w Carentan 1944-2016


   Bitwa o Carentan, to najcięższa i bardzo dramatyczna bitwa, jaką podczas walk w Normandii stoczyła słynna amerykańska 101. Dywizja Powietrzno-desantowa. Nie sposób opisać jej tutaj w kilku zdaniach, zresztą będzie jeszcze o tym mowa w innych postach. Dzisiaj skupię się na krótkim opisaniu miejsca ze zdjęcia, oraz powodów przez które widoczna na zdjęciu katedra (a dokładniej, to jej fragment) została wykorzystana, jako tymczasowy punk medyczny.

poniedziałek, 18 listopada 2019

Obóz koncentracyjny Fuhlsbüttel (podobóz KZ Neuengamme) - Hamburg-Fuhlsbüttel (Hamburg)

   Wolne i Hanzeatyckie Miasto Hamburg, to nie tylko największy port morski w Niemczech, czy wielki ośrodek przemysłowy. Hamburg, to także jedna z większych aglomeracji czasów II wojny światowej na terenie której w latach 1933-1945 znajdowało się przynajmniej kilkanaście obozów i podobozów koncentracyjnych. Najbardziej rozpoznawalnym jest oczywiście niemiecki obóz koncentracyjny Neuengamme. Warto natomiast przyjrzeć się innemu - nie mniej bestialskiemu miejscu naszych zachodnich sąsiadów - obozowi koncentracyjnemu Fuhlsbüttel.

   Miejsce, gdzie znajdował się niemiecki obóz koncentracyjny Fuhlsbüttel - przez wszystkie lata swojego istnienia - pełnił na przemian lub równolegle trzy główne role - wiezienia (zakładu karnego), domu poprawczego i obozu koncentracyjnego. Zresztą tą pierwszą rolę pełni do dnia dzisiejszego, co też organiczna znacznie wejście na jego teren, ale o tym później.
   W 1871 roku - kiedy utworzona została Rzesza Niemiecka - wieś Fuhlsbüttel została przekazana hamburskiemu państwu. Okręg administracyjny miasta Hamburg wchłonął w swoje granice Fuhlsbüttel dopiero w 1913 roku. Niewielka powierzchnia dawnej wioski wystarczyła jednak do tego, aby zdecydowano tam o budowie Portu Lotniczego Hamburg-Fuhlsbüttel (dziś: międzynarodowy Port Lotniczy Hamburg im. Helmuta Schmidta). Co ciekawe, port lotniczy został uroczyście otwarty na rok przed oficjalnym utworzeniem z wioski Fuhlsbüttel dzielnicy Hamburga.

Wejście od strony Am Hasenberge, gdzie znajduje się izba pamięci.
   Przejdźmy jednak do interesującego nas kompleksu obozowego i jego historii. Budowa więzienia centralnego trwała prawie cztery lata. Pierwszy budynek kompleksu więziennego tzw. Blok I został oddany do użytku 15 sierpnia 1879 roku wraz z mniejszymi budynkami pomocniczymi, jako główne więzienie dla 800 przyszłych osadzonych. Dwa lata później wybudowano kolejny budynek oznaczony dzisiaj, jako Blok IV. Ten posiadał cele więzienne przeznaczone dla kolejnych 350 więźniów.

piątek, 8 listopada 2019

"Tajny pułk KG 200. Wspomnienia pilota Luftwaffe" - Peter Wilhelm Stahl

   Niemiecka, tajna jednostka Luftwaffe - Kampfgeschwader 200 - zaliczana jest do najbardziej tajemniczych jednostek sił powietrznych wszystkich walczących stron w drugiej wojnie światowej. "Pułk duchów" jak nazywano tą tajemniczą jednostkę, miał wykonywać zadania szpiegowskie, oraz najbardziej karkołomne ataki na strategiczne cele. Do tych celów używano przeważnie samolotów zdobycznych, takich jak: B-24 "Liberator", amerykańska "latająca forteca" - B-17, czy maszyn produkcji niemieckiej - Arado 232, Junkers Ju 188 i sześciosilnikowy Ju 390. Ich pilotowanie i misje do których były przeznaczone wymagały nie lada umiejętności, które posiadali nieliczni niemieccy piloci. Jednym z nich był urodzony w Lonsee w 1913 roku Peter Wilhelm Stahl. Syn rzemieślnika już w wieku 15 lat rozpoczął swoja przygodę z lotnictwem, zostając pilotem szybowców. Zanim został ostatnim porucznikiem i szefem kompanii tej tajemniczej jednostki, przeszedł wiele szkoleń i kursów. Oprócz służby w stacji meteorologicznej, Stahl zatrudniony był, jako cywilny pilot samolotu w Ministerstwie Lotnictwa Rzeszy. Dostając przydział do jednostki KG 200 mógł systematycznie podnosić swoje umiejętności i zdobywać doświadczenie na prawie wszystkich maszynach, jakie były dostępne w tym okresie.

środa, 30 października 2019

Pomnik upamiętniający ofiary cywilne i poległych żołnierzy, którzy zginęli z rąk faszystów - Tučepi (Chorwacja)

   Pomnik znajduje się południowej części Chorwacji w Gminie Tučepi przy głównej drodze D512 prowadzącej z Tučepi Górnego do Viskovići. Usytuowany jest na samym zakręcie drogi, przez co jadąc na południe będzie dla kierowcy praktycznie niezauważalny. Pomnik ufundowali i zbudowali w 1959 roku mieszkańcy Tučepi.


   Na tablicy widnieje napis: "Wam, którzy oddaliście życie na rzecz wolności i lepszej przyszłości naszych narodów, Wam, których działania są źródłem naszych sił i zwycięstw w budowaniu socjalizmu. Pomnik i tablicę pamiątkową wznieśli mieszkańcy Tučepi". 

czwartek, 10 października 2019

"Norymberga. Ostatnia bitwa" - David Irving


   Brytyjski pisarz i publicysta David Irving, to chyba najbardziej kontrowersyjny historyk i autor publikacji związanych z II wojną światową. I choć jego książki niezmiennie cieszą się wielkim zainteresowaniem - a on sam w opinii publicznej przez długi czas miał reputacje szanowanego pisarza - to jednak przy czytaniu jego dzieł trzeba być ostrożnym. Irving - nie bez powodów - uważany jest przez wielu za negacjonistę i antypolonistę. A procesy z jego udziałem - nierzadko przegrane - powodują, że do jego prac trzeba podchodzić z dystansem. Jedno jednak trzeba Irvingowi przyznać - jego rozległa wiedza i kontakty, które pozwoliły jemu na dotarcie do wielu archiwów na całym świecie, powodują, że napisane przez niego książki są cennym źródłem historycznym. Tak właśnie zapatruję się na jego książkę pt. "Norymberga. Ostatnia bitwa".

środa, 2 października 2019

Pomnik upamiętniający poległych żołnierzy I wojny światowej - Boryszyn (woj. Lubuskie).


Warto się tutaj zatrzymać i przyjrzeć się jednemu z nielicznych, zachowanych drewnianych kościołów.
  Na głównym rozwidleniu dróg w Boryszynie (niem. Burschen) - tuż przy kościele z 1648 roku pod wezwaniem Zwiastowania Najświętszej Marii Panny - stoi zapomniany już pomnik ofiar I wojny światowej (bo pod taką właśnie nazwą widnieje w starych przewodnikach). W latach 30-tych XX wieku na szczycie pomnika stał niemiecki orzeł z głową skierowaną w lewo, z przodu widniała sporej wielkości tablica upamiętniająca poległych w I wojnie śwaitowej mieszkańców Burschen, a całość była odgrodzona drewnianym płotkiem. Niestety dziś pomnik jest już bardzo zniszczony, przez co niewidoczne są na nim jakiekolwiek napisy. Brakuje również wspomnianego niemieckiego orła.

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora, sierpień 2019 r.

niedziela, 29 września 2019

Dawniej i dziś - budynek cegielni w niemieckim obozie koncentracyjnym Neuengamme (Hamburg, Niemcy) 1940/41-2019


   Kiedy niemieckie wojska szykowały się do wojny, w Berlinie i innych miastach snuto wielkie plany na przyszłość. Jednym z nich była - przewidziana na ogromną skalę - rozbudowa Hamburga. Według planów miały tam powstać m. innymi luksusowe dzielnice z wielkimi budynkami, które miały być wizytówką regionu i całej Rzeszy Niemieckiej. Oprócz setek rąk do pracy, potrzebne były do tego jednak ogromne ilości materiałów budowlanych....

środa, 25 września 2019

"Czołgista. Z 11 Dywizją Pancerną od bitwy w Ardenach po dzień zwycięstwa" - J. Ted Hartman



  Będąc jakiś czas temu w księgarni, mój wzrok przykuła fajna okładka na której widniały czołgi typu Sherman, godło amerykańskiej 11. Dywizji Pancernej i zdjęcie bardzo młodego człowieka. Oczywiście bardzo mnie ta pozycja zainteresowała, zwłaszcza, gdy okazało się, że są to wspomnienia tego młodego człowieka z okładki - kierowcy czołgu J. Teda Hartmana.
  "Czołgista. Z 11 Dywizją Pancerną od bitwy w Ardenach po dzień zwycięstwa" to wspomnienia człowieka, który tak naprawdę zamiast kierowcą czołgu chciał zostać lekarzem medycyny. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dla zrealizowania tego celu.... wstąpił on do armii.

wtorek, 24 września 2019

Muzeum Pamięci Bitwy pod Verdun (fr. Memorial de Verdun) - Fleury-devant-Douaumont (Meuse)

   Muzeum Pamięci Bitwy pod Verdun (fr. Memorial de Verdun) jest jednym z ważniejszych placówek tego typu w Europie, które poświęcone jest I wojnie światowej. To miejsce, który każdy, kto interesuje się I wojną światową (ale nie tylko) powinien zobaczyć.

Muzeum Pamięci Bitwy pod Verdun (fr. Memorial de Verdun) w Fleury-devant-Douaumont.
   Muzeum Pamięci Bitwy pod Verdun zostało otwarte 17 września 1967 roku z inicjatywy Maurice'a Genevoix'a - znanego francuskiego pisarza i byłego żołnierza I wojny światowej, który został ciężko ranny w kwietniu 1915 roku. Prezydent Francuskiego Narodowego Komitetu Pamięci o Verdun (fr. Comite National du Souvenir de Verdun) podjął starania dotyczące budowy tej placówki już w 1960 roku. Inicjatywa zakończyła się sukcesem dzięki wsparciu rządu francuskiego, weteranów i władz samorządowych wszystkich francuskich prowincji.

wtorek, 17 września 2019

Kapitan Thomas Moffatt Burriss - 504. Pułk Piechoty Spadochronowej (dowódca kompanii "I"), 82 Dywizji Powietrznodesantowej Armii Stanów Zjednoczonych

   Thomas Moffatt Burriss urodził się 22 września 1919 roku w Anderson w Południowej Karolinie. W tym niewielkim miasteczku leżącym nad ogromnym jeziorem Hartwell, mały Thomas dorastał na farmie rodziców. Ci - kilka lat później - postanowili wysłać swojego syna do oddalonego o niespełna 20 mil Uniwersytetu Clemson, gdzie uzyskał licencjat. Następnie podjął pracę, jako nauczyciel w odległym o 155 mil Orangeburgu. W krótkim czasie Pan Burriss doczekał się czwórki dzieci - trzech synów i córki. Żył pełnią życia, kiedy usłyszał o wybuchu wojny: "w niedzielny poranek wraz z przyjaciółmi z Orangeburga słuchaliśmy wiadomości w radiu. Nagle usłyszeliśmy, że miejsce zwane Pearl Harbor zostało zbombardowane. Wszyscy spojrzeliśmy na siebie pytająco. Pearl Harbor? Gdzie jest Pearl Harbor? Jeden z przyjaciół powiedział, że jest to na Filipinach". Louisa Hay - przyszła żona Burrissa - słysząc o tym, natychmiast się zdenerwowała. "Jej brat przebywał właśnie tam od kilku dni. Próbowaliśmy ją pocieszyć i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Wiedzieliśmy jednak, że tak nie będzie". Po chwili Burriss dodał: "wtedy zdałem sobie sprawę, że będę powołany do armii. Następnego dnia prezydent Roosevelt ogłosił, że jesteśmy w stanie wojny z Japonią". Burriss wstąpił do wojsk powietrznodesantowych, bo słyszał, że służący tutaj żołnierze są najlepsi. A On chciał walczyć z najlepszymi.

Fort Benning, Georgia - tutaj swoją służbę rozpoczął Moffatt Burriss (fot. zbiory autora).
Zawsze uśmiechnięty kapitan Thomas Moffatt Burriss (fot. www.forgodandcountry.com).
   Szkolenie było katorżnicze, ale wiedział, ze tak musi być, aby być najlepszym i aby przeżyć. Thomas Burriss swój pierwszy strzał w życiu oddał w Maroku podczas przygotowań do inwazji na Sycylię, która miała być chrztem bojowym amerykańskiej 82. Dywizji powietrznodesantowej w której służył. Dla samego Burrissa miała być jednocześnie "zemstą" na niemieckich żołnierzach za to, że nie mógł być przy kochanej żonie podczas narodzin i śmierci swojego kolejnego dziecka, które zmarło po kilku minutach. "Byłem zdecydowany zrobić wszystko co w mojej mocy, aby pokonać Hitlera i powrócić do mojej pogrążonej w żałobie żony" - wspominał po latach tamten moment.
   Operacja "Husky" rozpoczęła się dla Burrissa i jego żołnierzy źle. Złe warunki atmosferyczne spowodowały rozrzucenie połowy żołnierzy na bardzo dużym obszarze. Z dala od zaplanowanych stref zrzutu. Samolot w którym leciał Burriss trafił pod intensywny ogień artylerii przeciwlotniczej wroga, co skutkowało skokiem z dala od planowanego punktu zrzutu spadochroniarzy wchodzących w skład 504. Pułku Piechoty Spadochronowej w którym służył. W rezultacie Burriss i dwóch jego towarzyszy znalazło się około 35 mil od docelowego miejsca zrzutu. Napotkawszy po drodze żołnierzy brytyjskich, cała trójka przyłączyła się do nich, aby kontynuować marsz do wyznaczonego celu X - miejscowości Nescemi. Po krótkim pobycie w Tunezji, 504. Pułk desantowano w okolicy Salerno. W październiku cały 504. Pułk Piechoty Spadochronowej skierował się do Neapolu celem odpoczynku. Po siedmiu dniach jednostka Burrissa otrzymała rozkaz skierowania się do górskiej miejscowości Venafro. Wyczerpujące walki dały w kość Burrissowi i jego towarzyszom. Kiedy nadszedł kolejny rozkaz nasz bohater i pozostali żołnierze cieszyli się, że zostaną zluzowani. Nie wiedzieli jednak, że ich radość będzie krótkotrwała - zostali wysłani do Anzio. Tam jednostka Burrissa natrafiła na liczne jednostki wroga, co w rezultacie doprowadziło do ciężkich strat. Jego jednostka straciła około 80% początkowego stanu osobowego. Burriss zdał sobie wówczas sprawę, że mordercze szkolenie tak naprawdę uchroniło resztę jego ludzi przed pewną śmiercią. W listopadzie 1943 roku jego jednostka powróciła do Irlandii, a Burriss został awansowany do stopnia kapitana.
 
Kapitan Burriss był ceniony i szanowany przez swoich podopiecznych (fot. www.forgodandcountry.com).
   Kiedy 6 czerwca 1944 roku 82. Dywizja powietrznodesantowa brała udział w inwazji w Normandii, jego pułk pozostał w Anglii. "Wszyscy byliśmy zrozpaczeni" - wspominał, dodając po chwili - "Miałem mieszane uczucia. To było wielkie przedsięwzięcie. Ale z drugiej strony siedziałem bezpiecznie w Anglii, co było trochę pocieszające".

   Podczas uzupełnień do kompanii dowodzonej przez kapitana Burrissa dołączył m. innymi 18-letni starszy szeregowy Walter E. Hughes, który tak wspomina ten czas: "kiedy wiedzieliśmy, że zbliża się termin związany z operacją "Market Garden" nie wiedziałem, jak zachować się podczas skoku i w bitwie. Rady udzielił mi szeregowy William E. Hahn, który kazał mi się trzymać blisko kapitana Burrissa, ponieważ - jak stwierdził - jest on kuloodporny". Po intensywnych przygotowaniach nadszedł czas do rozpoczęcia operacji "Market Garden" - desantu na terytoriom okupowanej Holandii celem wbicia klina pomiędzy jednostki niemieckie, co miało pozwolić na zajęcie Zagłębia Ruhry. Zadaniem jednostek powietrznodesantowych było zajęcie mostów m. innymi na rzece Waal i Renie. Trzeci batalion 504. Pułku Piechoty Spadochronowej otrzymał zadanie zabezpieczenia wzgórz w sąsiedztwie Groesbeek, mostu w Grave i mostu na kanale Moza-Waal. Wówczas jeszcze Thomas Moffatt Burriss - jako dowódca kompanii I z 504. Pułku - nie wiedział, ze przyjdzie jemu wziąć udział w jednej z najbardziej heroicznych akcji podczas wojny. Burriss wraz z żołnierzami z kompanii I został zrzucony w pobliżu północnego końca mostu w Grave. Burriss wraz ze swoimi ludźmi bardzo szybko osiągnęli swój pierwszy cel, opanowując 250-metrowej długości most. "To było, jak piknik. Nigdy nie mieliśmy tak łatwego treningu" - powiedział po latach.

Kompania I przed skokiem w Holandii. Kpt. Burriss stoi z pistoletem maszynowym Thompson (fot. zbiory autora).
   Kiedy kompania I pod dowództwem kapitana Burrissa dotarła do Diervoort, nic nie zapowiadało jeszcze najgorszego. Sytuacja zaczęła się mocno komplikować dopiero przy moście w Nijmegen, który nadal był w rękach Niemców. I choć zdołano opanować niewielki most na kanale Moza-Waal, to priorytetem był most w Nijmegen, który spinał dwa - oddalone od siebie o około 400 metrów - brzegi rzeki. Wybór padł na oddalony o około 2 km od mostu drogowego, odcinek znajdujący się po zachodniej stronie miasta, nieopodal budynków elektrowni PGEM. Kiedy kapitan Burriss w towarzystwie pułkownika Reubena H. Tuckera, majora Juliana Cooka i dowódców kompanii 3. batalionu wspięli się na wyższe piętro budynku zobaczyli niesamowity widok. "Mieliśmy panoramiczny widok na okolicę. (...). Po wirujących, pieniących się wodach mogliśmy stwierdzić, że prąd rzeki jest silny. (...). Przez lornetkę widzieliśmy pozycje karabinów maszynowych wroga ustawionych wzdłuż grobli, a także na płaskim terenie wokół niej. Obserwowaliśmy obsługi moździerzy i stanowiska artylerii ustawione za groblą" - wspominał po latach Burriss. Na pokonanie szerokiej, rwącej rzeki wyznaczono godzinę 14:40 co było czystym szaleństwem. Na dodatek spadochroniarze mieli przeprawiać się w niewielkich, płóciennych łodziach szturmowych, czego jeszcze nigdy nie robili. Generał brygady James M. Gavin rozkazał 27-letniemu majorowi Julianowi Cookowi i jego ludziom wykonanie tego samobójczego zadania.
   Żołnierze zniecierpliwieni i pełni obaw czekali na dostarczenie łodzi. Jakież było ich zdumienie, kiedy zobaczyli ich stan - brak wioseł, brak desek napinających, a niektóre z nich były nieszczelne. Choć kapitan Buffett - dowódca jednej z kompanii - uznał ten plan za samobójczy, to rozkaz należało wykonać. Kapelan pułku - kapitan Delbert Kuehl - choć uważał to zadanie za niewykonalne, to zgłosił się na ochotnika, aby przeprawiać się razem z żołnierzami. "Uważałem, że jeśli żołnierze mieli mnie kiedykolwiek potrzebować, to właśnie podczas wykonywania tego zadania" - wspominał później. Zaczęto pośpiesznie zajmować miejsca w tych drewnianych skorupach - jak nazwali je żołnierze. W każdej z 26 łodzi znalazło się miejsce dla trzynastu spadochroniarzy i trzech saperów. Major Cook znajdując się w pierwszej łodzi wykrzyknął: "Naprzód żołnierze!". To co miało wydarzyć się za chwilę na długo zapadło w umysłach tym, którzy przeżyli to piekło. Zza pleców rozległy się strzały żołnierzy, którzy mieli osłaniać spadochroniarzy. Do akcji wkroczyły także brytyjskie czołgi, które ustawiły się na nasypie celem ostrzału przeciwległego brzegu. Spadochroniarze zaczęli brodzić w gęstej brzegowej mazi. Pokonanie tego krótkiego odcinka, kosztowało ich wiele sił, jednak był to dopiero początek. Kilka łodzi wywróciło się, a żołnierze powpadali do rwącej wody. Inne zaczęły się obracać niekontrolowanie w wirach rzeki. Jeszcze inne zatonęły od ciężkiego wyposażenia i znajdujących się w nich żołnierzy. Zasłona dymna postawiona przez żołnierzy z Pułku Leicestershire Yeomanry na dłuższą chwile zasłonił to, co działo się na wodzie. Tam przeprawiający się żołnierze zaczęli gubić wiosła. Wiosłowano więc kolbami swoich karabinów, a nawet samymi rękoma. Wybuchy z niemieckich dział zaczęły wyrzucać łodzie do góry, a szybkostrzelne pistolety maszynowe szatkowały wodę wokół łodzi, oraz znajdujących się w nich spadochroniarzy.
   Wokół łodzi kapitana Burrissa woda wręcz "wrzała" od pocisków wystrzeliwanych przez Niemców. Jeden z pocisków trafił sterującego łodzią sapera - starszego szeregowego Willarda Jenkinsa. Kilka sekund później, kolejny pocisk wbił się w jego głowę - zabijając go na miejscu, a Burrissa opryskując krwią i mózgiem kolegi. Kapitan Thomas Moffatt Burriss dostał odłamkiem 20 milimetrowego pocisku w bok, a dwaj inni spadochroniarze z jego łodzi zostali zabici. Ocalałe łodzie z żołnierzami zaczęły dobijać do brzegu. Nie było ich zbyt wiele - z 26 łodzi, do brzegu dotarło jedynie 11. Straty wśród przeprawiających się ludzi były bardzo duże. Łódź kapitana Burrissa - tracąc podczas przeprawy połowę ludzi - również dotarła do brzegu. Ten ranny w bok natychmiast po wyjściu na brzeg, wymiotował. Chwilę później już kierował się w kierunku grobli, wydając rozkazy swoim podkomendnym - "Ok chłopcy. Naprzód! I nie zatrzymujcie się pod żadnym pozorem". Następnie podbiegł wraz z sierżantem Haroldem R. Johnsonem do jednego z domów i wrzucił do środka granat, czym wyraźnie zaskoczył znajdujących się tam kilku Niemców. Drużyna kapitana Burrisa, wraz z drużyną kapitana Kappela skierowały się teraz w stronę północnego krańca mostu oczyszczając po drodze groblę. Kapitan Thomas Moffatt Burriss wraz z około 30 ludźmi kierował się po niemieckiej stronie wzdłuż grobli na wschód. Po drodze obeszli Fort Lent i nadal kierowali się w stronę mostu. Zdobywając północny kraniec mostu Burriss miał do dyspozycji jedynie 17 swoich żołnierzy....
   Trzeba tutaj wspomnieć o innym incydencie  - choć niektórzy liczący się autorzy książek twierdzą, że jest to mocno naciągana historia - z udziałem 24-letniego kapitana Burrissa. Kiedy pojawiły się brytyjskie czołgi, spadochroniarze bardzo się z tego powodu ucieszyli. Liczyli na wsparcie swoich sojuszników. Kiedy jednak czołgi zatrzymały się po przebyciu mostu, ich nadzieje zaczęły się rozwiewać. Według amerykanów czołgiści z Brytyjskiej Gwardii Grenadierów - widząc niemieckie stanowisko artyleryjskie - nie zamierzali ruszać do przodu. Wówczas zdenerwowany Burriss podbiegł do czołgu kapitana Petera Alexandra Carringtona i przystawiając jemu swojego Thompsona do głowy rozkazał ruszać dalej. Widząc niezadowalającą reakcję brytyjskiego oficera wykrzyknął: "Właśnie poświeciłem połowę swoich ludzi, którzy zginęli pod ogniem nieprzyjaciela, a Ty nie chcesz się ruszyć z powodu jednego działa! Jeżeli nie ruszysz tego pieprzonego czołgu, to rozwalę Ci łeb!" Carrington odpowiedział, że nie ruszy się bez rozkazów swojego przełożonego i schował się w luku swojego Shermana. Według relacji gwardzistów, żadna taka sytuacja nie miała oczywiście miejsca....
   W 2009 roku - 90-letni wówczas Thomas Moffatt Burriss - spotkał się twarzą w twarz ze swoim brytyjskim "wrogiem" - lordem, ministrem spraw zagranicznych w rządzie Margaret Thatcher i sekretarzem generalnym NATO Peterem Carringtonem. "Och, to Ty jesteś tym facetem, który nazwał mnie tchórzem" - tak brytyjski kapitan przywitał Burrissa podczas uroczystości w Nijmegen. "Naprawdę spodziewałeś się wtedy, że będę wykonywać rozkazy obcego dowódcy" - dodał. "Pamiętał mnie" - wspomina z uśmiechem na twarzy Burriss. "Wydaje mi się, że trochę sobie wówczas wybaczyliśmy" - dodał po chwili.

Zdjęcie lotnicze mostu w Nijmegen (fot. www.de.wikipedia.org).
   Po Sycylii, Włoszech i Holandii kapitana Burrissa i jego ludzi czekało kolejne trudne zadanie - powstrzymanie niemieckiej ofensywy w zaśnieżonych ardeńskich lasach. Hitler w akcie desperacji, zgromadził i rzucił do walki na granicy z Belgią kilkanaście dywizji liczących według szacunków nawet do 500 tysięcy żołnierzy. W 2011 roku kapitan Burriss podczas jednego z wywiadów powiedział, że bitwa o wybrzuszenie była "najbardziej zabójcza i niszczycielska podczas całej jego służby". "Niemcy zgromadziły tam wszystkie swoje siły" - dodał. Początkowo zaskoczone siły amerykańskie ustępowały pod naciskiem niemieckiego natarcia, jednak z każdym kolejnym dniem sytuacja zmieniała się na ich korzyść. Główna w tym zasługa lotnictwa, które po kilku dniach mglistej pogody mogło wreszcie wkroczyć do akcji. "O świcie w wigilię 1944 roku obudziły nas ekscytujące dźwięki silników naszych samolotów, dobiegające wysoko z góry" - wspominał Burriss w tym samym wywiadzie. "Przybyły nasze myśliwce. W ciągu kilku minut wzdłuż niemieckiej linii ujrzeliśmy i usłyszeliśmy wiele gwałtownych wybuchów" - kontynuował. "Wkrótce wyruszyliśmy w kierunku zachodnim ku granicy niemieckiej, często brnęliśmy w śniegu sięgającym do pasa" - opowiadał. 82. Dywizja powietrznodesantowa kierowała się teraz w kierunku niemieckich umocnień, zwanych Linią Zygfryda. 31 stycznia 1945 roku Burriss wraz ze swoimi ludźmi przekroczył granicę niemiecką i nawiązując walkę z wrogiem. 2 lutego około godziny 4:00 rano po zaciętej walce elementy 82. Dywizji zdobyły fortyfikacje.

Kapitan Burriss podczas krótkiej przerwy w Ardenach (fot. www.forgodandcountry.com).
   Po walkach w lesie Hurtgen - 19 lutego 1945 roku - "osiemdziesiąta druga" została odesłana do francuskiego Sissone celem odpoczynku. Do walki powróciła dopiero w kwietniu. Wczesnym rankiem 6 kwietnia elementy 504. Pułku Piechoty Spadochronowej przeprawiły się przez Ren w miejscowości Hitdorf nieopodal Leverkusen. I choć z 504. Pułku zginęło wówczas trzynastu spadochroniarzy, to tym razem szczęśliwie z kompani dowodzonej przez kapitana Burrissa nikt nie zginął. Pod koniec kwietnia przez rzekę Łabę w miejscowości Bleckede przeprawia się 505. Pułk. Następnego dnia oba pułki piechoty, wraz z 325. Pułkiem Piechoty Szybowcowej wkroczywszy na teren należący do gminy związkowej Makleburgii-Pomorza Przedniego spotykają żołnierzy radzieckich. Wszystkie trzy pułki skierowały się w okolice miejscowości Wöbbelin, gdzie zobaczyli obraz, który do końca życia mieli przed oczami.
   Kiedy żołnierz kompanii I sforsowali bramę niemieckiego obozu koncentracyjnego, ich oczom ukazał się makabryczny widok. Wszędzie widzieli, jak powiedział jeden z nich - "chodzące szkielety". Żołnierze odkrywali coraz to większe ilości ciał. Przybywszy jakiś czas później 307. Powietrznodesantowa Kompania Medyczna natychmiast zaczęła organizować punkt pierwszej pomocy. "Nigdy w życiu nie widziałem, żeby ludzie wyglądali tak makabrycznie. W jednym budynku znaleźliśmy ułożone w trzy rzędy leżących ciał. Inne znaleziono w wykopie o szerokości dziesięciu stóp" - wspominał po latach Burriss. W międzyczasie w lesie odnaleziono zbiorowe mogiły. I choć sam obóz funkcjonował jedynie przez dziesięć tygodni, to ciał było tak wiele, że podjęto decyzję o wykopaniu części z nich, zewidencjonowaniu i przeniesieniu m. innymi do parku pałacu w Ludwiglust. Tutaj zgromadzona miejscowa ludność przyglądała się ceremonii pogrzebowej zamordowanych więźniów. Niedługo potem Burriss i jego żołnierze otrzymali rozkaz kontynuowania marszu w kierunku Berlina.
   Ze względów politycznych jednostka kapitana Thomasa Moffatta Burrissa zatrzymała się w odległości około 90 mil od Berlina. Wówczas zniesmaczony Burriss, wraz z dwoma żołnierzami - porucznikiem i sierżantem - ze swojej kompanii postanowili przepłynąć Łabę i zdobycznym jeepem pojechać w kierunku Berlina. "Nie mogłem dłużej znieść tej bezczynności" - opowiadał. Powiedziałem im: "chodźmy przez rzekę, aby zobaczyć czy są tam jeszcze jacyś Niemcy". Po przejechaniu niewielkiego odcinka, cała trójka "wpadła" na niemiecki korpus pancerny. Burriss zachował zimną krew i natychmiast pomaszerował w stronę osłupiałego nazistowskiego generała mówiąc jemu, że przybył tutaj, aby zaproponować jemu i jego żołnierzom poddanie się. "Niemiecki oficer odszedł w stronę swoich oddziałów, odbył rozmowę z wyższym personelem, a kiedy wrócił do mnie, wyciągnął pistolet i wycelował go prosto w moje serce" - opowiadał Burriss. "Przyznaję, że w tym momencie cały się trząsłem ze strachu, ale oficer ten odwrócił pistolet rękojeścią w moją stronę w geście kapitulacji" - kontynuował kapitan. Thomas Moffatt Burriss i jego dwaj koledzy wzięli do niewoli 15 tysięcy! niemieckich żołnierzy. 23 maja 1945 roku w nieznanych okolicznościach kapitan Burriss stracił swojego ostatniego żołnierza z kompanii I - starszego szeregowca Clyde'a H. Armstronga z Nowego Jorku.

Praktycznie nie ma zdjęcia na którym Thomas Moffatt Burriss się nie uśmiecha (fot. www.forgodandcountry.com).
   Po kapitulacji Niemiec - w lipcu 1945 roku - Dywizja pojechała do Berlina, gdzie miała pełnić obowiązki okupacyjne. Kapitan Burriss był jednym z pierwszych amerykańskich żołnierzy, jacy wjechali do Berlina. Tutaj - 6 września 1945 roku - swój ostatni skok na służbie oddali żołnierze z 504. Pułku Piechoty Spadochronowej. Miało to miejsce na berlińskim lotnisku Tempelhof podczas uroczystości związanej z dowódcą rosyjskiej strefy okupacyjnej marszałkiem Gieorgijem Konstantinowiczem Żukowem.
   3 stycznia 1946 roku brytyjski okręt "Queen Mary" zbliżał się do Statuy Wolności. Żołnierze 82. Dywizji powietrznodesantowej - po 422 dniach - wracali do domu. Wśród nich był zupełnie zmieniony młody człowiek - 25-letni kapitan Thomas Moffatt Burriss.

504. Pułk Piechoty Spadochronowej podczas skoku na lotnisku Tempelhof, 6 wrzesień 1945 r. (fot. www.gettyimages.de).
   Po powrocie do domu, Burriss założył odnoszącą sukcesy firmę budowlaną. Od 1950 do 1990 roku pełnił funkcję prezesa Burriss Construction Company. Przez 15 lat był członkiem Partii Republikańskiej Izby Reprezentantów Południowej Karoliny. W latach 1977-1992 reprezentował hrabstwo Richland w Południowej Karolinie.

   Kapitan Burriss po wojnie regularnie utrzymywał kontakty z innymi weteranami ze swojej jednostki. Wielokrotnie przylatywał do Europy, biorąc udział w uroczystościach rocznicowych w Holandii. Odwiedzając Nijmegen w 1993 roku, został zaproszony na obchody 50. rocznicy wyzwolenia Holandii, które miały się odbyć w następnym roku. Punktem kulminacyjnym obchodów była rekonstrukcja przeprawy przez rzekę Waal. Wówczas po raz pierwszy od pięćdziesięciu lat Burriss ponownie skoczył na spadochronie wraz z członkami grupy Pathfinder Holland. Zapytany przed skokiem, czy się denerwuje, odparł z uśmiechem - "Nie. Ani trochę. Gdybym się denerwował, nie zrobiłbym tego. To będzie zabawa i nowe doświadczenie". Zaraz potem z uśmiechem dodał: "Jedynym rozczarowaniem jest to, że nie mogę skoczyć solo". Skok z ziemi oglądało jego trzech synów i córka, ich troje małżonków, siedmioro wnucząt i ośmiu najbliższych przyjaciół. W 2009 roku - tuż przed swoimi 90 urodzinami - ponownie zdecydował się na skok na spadochronie. po skoku w gronie najbliższej rodziny wspominał swój udział w II wojnie światowej: "To były najcięższe dwa i pół roku mojego życia". Kiedy rok później ponownie pojawił się w Holandii tak wspominał okres służby w Europie: "Powiedziano nam, że jako spadochroniarze jesteśmy najlepsi, zostaliśmy wyszkoleni do bycia najlepszymi i tak też przez cały okres uważaliśmy". Po chwili zadumany dodał: "Mieliśmy trzy zadania do wykonania. Pokonać wroga, przywrócić pokój i wrócić cało do naszych bliskich. Nikt nie uchylał się przed tym obowiązkiem i nikt się nie wycofał. Wielu oddało życie. Nasz wskaźnik ofiar był ogromny, a trudności z jakimi mieliśmy do czynienia wydawały się niekończące. Mieliśmy swój udział w wygraniu wojny i zachowaniu pokoju i wolności na całym świecie". Kapitan Burriss za każdym razem będąc w Holandii podkreślał, że Holendrzy nie zapomnieli o ofierze, jaką ponieśli on, jego towarzysze i żołnierze innych narodowości w wyzwoleniu tego kraju. Zawsze zwracał uwagę na świeże kwiaty składane pod pomnikami upamiętniającymi amerykańskich spadochroniarzy.

Kpt. Burriss stoi pomiędzy członkami grupy GRH Jack of Diamonds oraz GRH 101 Airborne, Holandia, wrzesień 2014 r.
Kapitan Burriss z jednym ze swoich synów w Groesbeek w Holandii, wrzesień 2014 r.
   Za swoje zasługi kapitan Thomas Moffatt Burriss otrzymał srebrną gwiazdę, trzy brązowe gwiazdy, oraz purpurowe serce za ranę odniesioną w Holandii. Podczas obchodów w Holandii on i inni weterani zostali uhonorowani przez królową Beatrix. W 2009 roku otrzymał także Srebrny Medal Miasta Nijmegen. Oprócz tego uhonorowano Burrissa prezydenckim odznaczeniem francuskim i belgijskim.
   W 2000 roku Burriss opublikował swoje wspomnienia zatytułowane "Strike and Hold". Kapitan Thomas Moffatt Burriss dwukrotnie był żonaty - z Louisą Hay i Jean Wheelwright.

   Ja miałem przyjemność poznania Pana Burrissa w Holandii podczas obchodów rocznicowych związanych z operacją "Market Garden" w 2014 roku. Zapamiętałem go, jako bardzo miłego i skromnego człowieka z dużym poczuciem humoru. Pamiętam sytuację kiedy ustawiając się do wspólnej fotografii zaproponowaliśmy Panu Burrissowi, aby usiadł na krzesełku, na co on odpowiedział - "w żadnym wypadku!" Natomiast podczas składania nam przez Pana Burrissa autografów zaproponowaliśmy do picia wodę, odpowiedział z uśmiechem, że woli napić się coca coli.
   Spotkanie z Panem Burrissem na długo pozostanie w mojej pamięci. Było to dla mnie wielkie przeżycie i ogromny zaszczyt.

Holandia 2014 r. Uścisk dłoni z kapitanem Thomasem Muffettem Burrissem. Niezapomniane chwile....
Kapitan Burriss składa autograf na mojej fladze.

   Krótki film przedstawiający przyjazd w 2014 roku do muzeum w Groesbeek kapitana Thiomasa Muffetta Burrissa, oraz fragmenty jego wspomnień (źródło www.youtube.com).

   Kapitan Thomas Moffatt Burriss zmarł 4 stycznia 2019 roku w wieku 99 lat.

   Zdjęcia (o ile nie zostało to inaczej oznaczone) pochodzą z archiwum autora, wrzesień 2014 r.