poniedziałek, 30 kwietnia 2018

Muzeum zegarów z kukułką w Gernrode (Saksonia-Anhalt, Niemcy)

   Miejsce, które chciałbym Wam dzisiaj tutaj przybliżyć jest magiczne. Nie, nie chodzi mi tutaj o praktyki związane z siłami nadprzyrodzonymi, ale o bajeczne wręcz zegary, które można w tym miejscu zobaczyć. Muzeum zegarów z kukułką i jednocześnie jedna z najstarszych fabryk w Niemczech (Harzer Uhrenmuseum und Uhrenfabrik), mieści się w Gernrode u podnóża pasma gór Harzu w Saksonii-Anhalt.

Kuckkucsuhr jest największym - po Schwarzwaldzie - zegarem z kukułką w Europie.
Największy na świcie barometr. Nam udało się trafić naprawdę słoneczna pogodę....
   Jest to niesamowite miejsce w którym możemy zobaczyć wyroby związane z miejscową sztuką ludową. A są nimi wszelkiego rodzaju i wielkości zegary z kukułką.
   Już sam budynek nie tylko przypomina swoim wyglądem ogromny zegar z kukułką, ale w pewnym sensie nim jest. Jak to możliwe? Wszystko za sprawą konstrukcji całego budynku, który oprócz pomieszczeń zagospodarowanych na potrzeby muzeum i warsztatu, posiada zamontowany ogromny mechanizm zegarowy w wraz z bardzo dużych rozmiarów ptaszyskiem. Ta ogromna kukułka znajduje się na poddaszu, zamontowana jest na specjalnej lawecie, która wysuwa się wraz z ptakiem co kwadrans przy dziwnych dźwiękach i odgłosach. Poniżej okna z którego wyłania się "Harzmichel" zamontowana jest sporych rozmiarów tarcza zegarowa. Kuckkucsuhr jest największym - po Schwarzwaldzie - zegarem z kukułką w Europie.
   To nie koniec zaskakujących informacji.... druga część budynku, to także największy na świecie barometr! Obie konstrukcje zostały wpisane do Księgo Rekordów Guinnessa w 1998 roku.

Replika zegara z czekolady, który także wpisany jest do Księgi Rekordów Guinnessa.
Głowna sala to - oprócz eksponowanych zegarów - także warsztat, gdzie one powstają.
   Wysokość całej ściany z zegarem i kukułką (wraz z wieżyczką) ma 14,5 m wysokości. Wahadło waży 100 kg, a sama "kukułeczka" jedyne 150 kg.
   Cześć budynku w której znajduje się barometr ma 9,80 metra wysokości i 5,20 metra szerokości. Drewniane figury mają po jednym metrze wysokości, sam barometr ma 1,40 m długości, zamieszczony obok drewniany termometr ma 1,20 m długości, a koło młyńskie ma 2 metry wysokości.
   Budowa tego została zakończona w marcu 1997 roku. Do końca roku, miejsce to odwiedziło wówczas 50 tysięcy turystów.

Zegary z kukułką są różnych kształtów i motywów.
   Wewnątrz istny bajkowy świat zegarów, które są tak ustawione, aby w danym momencie godzinę wybijał tylko jeden z nich, grając przy tym często bardzo piękne melodie. Kolorowe zegary - które przedstawiają niezliczona ilość postaci z drewna - są praktycznie wszędzie! Możemy tutaj podziwiać kunszt produkowanych od dziesięcioleci najróżniejszych "rzeźb" odmierzających czas, poznając przy tym wiele historycznych faktów dotyczących tego niesamowitego miejsca.

Takich ścian z zegarami w muzeum jest wiele, nie sposób wszystkich tutaj pokazać.
    Każdemu, kto odwiedzi te strony polecam muzeum, jako punkt obowiązkowy wycieczki. W miłej atmosferze i za naprawdę niewielkie pieniądze możecie zobaczyć to wszystko, czego w zwykłym sklepie z zegarami nie zobaczycie. Oprócz setek zegarów, możecie wejść do pracowni i na własne oczy zobaczyć, jak powstają te arcydzieła. A jeżeli któryś zegar Wam się spodoba, to oczywiście możecie go zabrać ze sobą do domu. Wystarczy zostawić w kasie kilkadziesiąt, kilkaset lub kilka tysięcy euro, bo w takich cenach są tam podziwiane przez nas zegary.

Zegary z kukułką, to także niesamowite barwy i melodie, które możemy usłyszeć.
   Wyroby tej pracowni są sprzedawane na terenie całych Niemiec i za granicą. Sprzedaż zagraniczna stanowi obecnie 71% całej produkcji zegarów. Inne kraje europejskie do których trafiają te piękne zegary, to: Szwecja, Finlandia, Norwegia, Holandia, Belgia, Francja, Hiszpania, Czechy, Polska, Szwajcaria, Austria, Włochy, Wielka Brytania, Słowacja i Grecja. Oprócz tego zegary trafiają na inne kontynenty do takich krajów jak: Stany Zjednoczone, Kanada, Meksyk, Chile, Gwatemala, Wenezuela, Brazylia, Kolumbia, Indonezja, Tajlandia, Japonia i Zjednoczone Emiraty Arabskie, Izrael, oraz Australia.

Mnie osobiście fascynowała różnorakość motywów wyrzeźbionych na zegarach.

   Jak rozrastała się firma możemy zaobserwować na poniższym zestawieniu:
1992 rok - zainwestowano 200 tys. marek, przychód to 650 tys. marek. Zatrudnionych było 18 pracowników.
2001 rok - (ile w tym roku zainwestowano, nie podano, ostatnia suma 600 tys. marek jest z 1999 roku) przychód to 7 milionów 400 tys. marek. Zatrudnionych było wówczas 52 pracowników.
Czerwiec 2002 roku - zainwestowano 200 tys. euro, nie podano sumy przychodu. Zatrudnienie znalazło wówczas 50 pracowników (w tym 26 kobiet i 4 uczniów).

   Aby zwiedzić całe muzeum nie musicie rezerwować sobie zbyt wiele czasu, chyba, że chcecie. Mi spacer po salach wypełnionych zegarami zajął niewiele ponad godzinę. Po zakończonym zwiedzaniu możecie sobie odpocząć i napić się pysznej kawy w przylegającym do muzeum ogródku/restauracji o nazwie "Tick Tack Stuben".

Moja ocena: 6 (w skali od 1 do 10)

Kraj: Niemcy (Saksonia-Anhalt)
Miejscowość: Gernrode (Quedlinburg)
Strona internetowa: www.harzer-uhren-gernrode.de
Godziny otwarcia:
Przez cały rok, codziennie 10:00-17:00
Restauracja otwarta od godziny 11:00
Wstęp:
3 euro (dorośli i młodzież), dzieci do 8 roku życia wchodzą za darmo.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum auta, 2018 r.

Mapa dojazdu:

sobota, 28 kwietnia 2018

Pomnik upamiętniający poległych niemieckich żołnierzy w I i II wojnie światowej - Meisdorf (Niemcy)

   Jadąc drogą z Ballenstedt do zamku Falkenstein przejeżdżamy przez miejscowość Meisdorf (gmina Falkentstein) w Saksonii-Anhalt. Tam na obrzeżach parku, dokładnie na przeciwko kompleksu budynków starego pałacu stoi ów pomnik.
   Monumentalny i rustykalny pomnik wojenny został zaprojektowany i postawiony z myślą o walczących i poległych żołnierzach niemieckich pochodzących z Meisdorf (i być może okolicznych miejscowości, bo w pobliżu nie napotkałem innego pomnika).


   Pomnik został w całości wykonany z kamienia naturalnego i zwieńczony na szczycie sylwetką orła z rozpostartymi skrzydłami.


   Na pomniku nie ma - jak to jest na większości tego typu budowlach - tablic z wyszczególnionymi imionami, nazwiskami i datą poległych. Widnieje jedynie napis - Unseren Gefallenen (Naszym Poległym) 1914-1918 1939-1945.

   Na lokalnej liście zabytków, pomnik zarejestrowany jest, jako zabytek architektury pod numerem 094 81584.

czwartek, 26 kwietnia 2018

Muzeum Lotnictwa - "Luftfahrt Museum" - w Wernigerode (Saksonia-Anhalt, Niemcy)

   Muzeum, które chciałbym Wam dzisiaj zaprezentować nie jest zbyt wielkie, nie posiada zbyt wielu eksponatów, jednak ja zaliczam je jak dotąd do pierwszej piątki tego typu muzeów w Niemczech.
Tak wysoką lokatę zawdzięcza ono w dużej mierze eksponatom, które prezentuje, ale jego atrakcyjność podnoszą także dwa symulatory lotu. Możemy zasiąść w oryginalnym kokpicie niemieckiego samolotu myśliwskiego z okresu II wojny światowej Messerschmitta Bf 109, oraz amerykańskiego śmigłowca ratunkowego Bell UH-1D. Gwarantuję niezapomniane wrażenia!

Jedna z hal, w której zaprezentowano kolekcje samolotów odrzutowych.
Brytyjski śmigłowiec Westland Whirlwind, którym latała brytyjska rodzina królewska.
   Muzeum powstało z inicjatywy znanego przedsiębiorcy, którym jest Clemens Aulich. Po wielu latach, zdecydował się on - aby swoje dwie pasje, jakimi nierozerwalnie są technika i lotnictwo - zaprezentować szerszej publiczności. W 1992 roku nareszcie udało się znaleźć do tego odpowiednie miejsce. Były to stare hale znajdujące się na terenie dawnej fabryki silników elektrycznych w Wernigerode. Remont i przystosowanie hali do zaprezentowania zwiedzającym swojej początkowo skromnej kolekcji, trwał ponad sześć lat. Muzeum zostało oficjalnie otwarte w czerwcu 1999 roku i posiadało tylko trzy oryginalne maszyny lotnicze, oraz znaczną ilość przedmiotów związanych z lotnictwem. Od tego czasu jednak, kolekcja systematycznie się powiększała, a wraz z nią przestrzeń wystawowa, którą koniecznie trzeba było powiększyć. Koszt tej inwestycji - ukończonej w czerwcu 2016 roku - przekroczył 2 miliony euro. Dzisiaj są to już cztery hale o powierzchni 6 tysięcy metrów kwadratowych, a w nich znajduje się już ponad 1000 eksponatów, w tym około 60 oryginalnych samolotów i helikopterów z różnych krajów. Wśród nich śmigłowiec, którym latała brytyjska rodzina królewska, oraz myśliwiec, którym latał brytyjski książę Karol.

Replika francuskiego samolotu myśliwskiego z okresu I wojny światowej Nieuport 11.
Francuski lekki śmigłowiec Aerospatiale Alouette II.
    W muzeum możemy zobaczyć m. innymi:
- replikę francuskiego samolotu myśliwskiego z okresu I wojny światowej Nieuport 11
- niemiecki jednosilnikowy samolot sportowy i łącznikowy Messerchmitt Bf 108 "Taifun"
- czechosłowacki samolot łącznikowy Aero Ae-45S "Super Aero"
- amerykański wielozadaniowy śmigłowiec Bell 205 UH-1D "Iroquois"
- francuskie lekkie śmigłowce Aerospatiale Alouette II i Aerospatiale Alouette III
- brytyjski śmigłowiec Westland Whirlwind - tą maszyna latała brytyjska rodzina królewska
- niemiecki samolot wielozadaniowy Dornier Do-27
- niemiecki wielozadaniowy samolot Dornier Do-28
- radziecki samolot myśliwski MiG-15
- amerykański naddźwiękowy samolot myśliwski Lockheed F-104 G "Starfighter"
- francuski ponaddźwiękowy samolot myśliwski Dassault Mirage III RS
- indyjski odrzutowy samolot myśliwsko-bombowy HAL HF-24 "Marut"
- brytyjski odrzutowy samolot myśliwski i myśliwsko-bombowy Hawker Hunter
- amerykański odrzutowy samolot myśliwski i myśliwsko-bombowy North American F-86 "Sabre"
- włoski samolot myśliwsko-szturmowy Fiat G.91 (Aeritalia G.91) "Gina"
- brytyjski samolot szkolno-treningowy Hunting Percival P.84 Mk4 "Jet Provost"
- brytyjski samolot myśliwsko-bombowy De Havilland DH.112 "Venom"
- niemiecki lekki śmigłowiec wielozadaniowy Bölkow Bo 105

Część zegarów w kokpicie niemieckiego samolotu myśliwskiego Heinkel He-219 A5 "Uhu".
Widok wnętrza kabiny myśliwca amerykańskiego General Dynamics F-16 "Fighting Falcon".
   To oczywiście nie są wszystkie eksponaty muzealne. Możemy tam także zobaczyć wiele pojedynczych elementów samolotów i śmigłowców, silników, foteli wyrzucanych, przyrządów nawigacyjnych, ale również kolekcję kombinezonów lotniczych, czy hełmów. Na mnie największe wrażenie wywarła jednak przeszklona ściana w której umieszczono oryginalne kokpity wielu samolotów. I tak możemy podziwiać nie tylko powojenne modele, ale także wnętrza kabin samolotów z II wojny światowej. Są wśród nich m. innymi:
- niemiecki nocny samolot myśliwski Heinkel He-219 A5 "Uhu"
- niemiecki jednosilnikowy myśliwiec Focke-Wulf Fw-190 D "Würger"
- niemiecki, ciężki dwusilnikowy samolot myśliwski i bombowy Messerchmitt Me-410 "Hornisse"
- niemiecki podstawowy samolot myśliwski Messerchmitt Bf 109 G4 (G jak Gustav)
- amerykański jednosilnikowy samolot myśliwski North American P-51 "Mustang"
- brytyjski jednomiejscowy samolot myśliwski Supermarine Spitfire Mk. XIV

Kabina amerykańskiego ciężkiego śmigłowca transportowego Sikorsky CH-53 "Sea Stallion".
W gablotach możemy zobaczyć wiele przedmiotów związanych z lotnictwem z obu wojen światowych.
   Całość wystawy jest uzupełniona przez sporą liczbę modeli plastikowych, oraz wiele oryginalnych przedmiotów związanych z lotnictwem, książki lotów z obu wojen światowych, zdjęcia, dokumenty i wiele innych ciekawych oryginalnych eksponatów.
   Być może w czasie, kiedy Wy odwiedzicie to muzeum, będziecie mogli podziwiać kolejny ciekawy eksponat. Będzie to samolot transportowy produkowany przez francusko-niemiecki koncern Transporter Allianz - Transall C-160. Maszyna zostanie zainstalowana na dachu jednej z hal.

Silnik niemieckiego myśliwca Focke-Wulf Fw-190 D "Würger".
Włoski samolot myśliwsko-szturmowy Fiat G.91 (Aeritalia G.91) "Gina".
   Muzeum, które znajduje się w dzielnicy przemysłowej, zaspokoi oczekiwania zarówno znawców tematu, jak i laików. Pomocne w tym na pewno okażą się tablice informacyjne poszczególnych eksponatów, ale nie tylko.... każdy kto odwiedzi to muzeum, może zapoznać się z eksponatami bez żadnego problemu. Nie ma tutaj tabliczek, nie dotykać, nie wchodzić, itp.... prawie wszystko, co się tam znajduje, możemy dotknąć i zobaczyć z bliska. Moim zdaniem, to duży atut tej placówki.
   Jest jeszcze coś, co wyróżnia to muzeum od innych. Mianowicie warsztaty naprawcze. A dokładniej to, że możemy tam przebywać i zapoznać się z warunkami w jakich eksponaty te nierzadko przechodzą ogromną metamorfozę....

    Wystawę możemy podziwiać z pomocą audioprzewodnika, ale tylko w języku niemieckim, angielskim i holenderskim. I tutaj kolejna niespodzianka.... audioprzewodniki dla dorosłych różnią się od tych dla dzieci, te drugie są oczywiście w takiej formie, aby dzieciaki się nie nudziły, podczas gdy ich tatusiowie będą stać po kilkanaście minut przy jednym eksponacie, lub gablocie....

    W muzeum znajduje się również restauracja CafetAIRia i sklep z pamiątkami.

Moja ocena: 7 (w skali od 1 do 10)

Kraj: Niemcy (Saksonia-Anhalt)
Miejscowość: Wernigerode
Strona internetowa: www.luftfahrtmuseum-wernigerode.de
Godziny otwarcia:
codziennie od 10:00 do 18:00 (ostatnie wejście o 16:30)
Muzeum nieczynne jest 24 i 25 grudnia, oraz 2 stycznia.
Wstęp:
8 euro (dorośli), 5 euro (dzieci od 6 roku życia), dzieci do lat 5 - wejście darmowe
Na stronie muzeum można również uzyskać informacje na temat cen biletów rodzinnych i grup zorganizowanych.

Symulatory:

Messerchmitt Bf 109:
15 minut: 25 euro
30 minut: 40 euro
60 minut: 70 euro

Bell UH-1D:
30 minut: 60 euro
45 minut: 80 euro
60 minut: 90 euro

Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum autora, 2018 r.

Mapa dojazdu:

 

poniedziałek, 23 kwietnia 2018

Dawniej i dziś - Hotel "Zehnpfund" w Thale (Niemcy) 1880/1914 - 2018

Hotel z widoczną wieżą, która niestety nie zachowała się do czasów obecnych (fot. archiwalna: www.docplayer.org).
Hotel "Zehnpfund" na krótko przed wybuchem I wojny światowej. (fot. archiwalna: www.bodetal.de).
Hotel "Zehnpfund" oraz widoczny w głębi budynek dworca kolejowego (fot. archiwalna: www.ub.uni-bielefeld.de).
Na zdjęciu widzimy tętniące życiem ulice najprawdopodobniej pod koniec XX wieku (fot. archiwalna: www.picclick.de).

    Hotel "Dziesięć funtów" (niem. Zehnpfund) został uroczyście otwarty w 1863 roku i był jednym z najpiękniejszych hoteli w środkowych Niemczech. Wybudowany przez spółkę niemieckiej kolei Magdeburg-Halberstädter Eisenbahngesellschaft przez wiele lat był także największym, letnim hotelem w kraju. Ogromny budynek - wybudowany w bezpośredniej bliskości dworca kolejowego - posiadał ponad 120 pokoi i apartamentów.
   Przez ponad pół wieku hotel przyjmował wielu gości i nic nie zapowiadało jego dalszego tragicznego losu. Według zachowanych zapisków, jego najsłynniejszym gościem był niemiecki pisarz, dziennikarz i krytyk - Heinrich Theodor Fontane (1819-1898). Pisarz kilkukrotnie - w latach 1868-1882 - przebywał w tym luksusowym hotelu o czym często wspominał. Jego ulubionym miejscem był oczywiście wielki balkon, gdzie często przesiadywał. To tutaj powstawała jedna z jego słynniejszych powieści - "Cecile" - która ukazała się w 1887 roku. Być może te rajskie widoki natchnęły autora do napisania tej dramatycznej historii młodej Cecile i Roberta von Gordona.
   Podczas I wojny Światowej hotel został przekształcony w szpital wojskowy. Na pierwszym piętrze w ogromnej sali z balkonem urządzono salę operacyjną. To z tego balkonu - widocznego na zdjęciach - roztacza się wspaniały widok na park i pobliskie góry.
   Nie posiadam niestety żadnych informacji opisujących losy hoteli podczas II wojny światowej. Wiem jedynie, że w późniejszych latach w hotelu najpierw utworzono sierociniec, a po kilkunastu latach ponownie szpital. Po zakończeniu II wojny światowej w hotelu mieścił się urząd miasta Thale, oraz biblioteka miejska.
   Pod koniec XX wieku ponownie powstała idea przekształcenia budynku w wysokiej klasy hotel przeznaczony dla licznie przybywających tutaj turystów. Już kilkakrotnie ten pomysł odkładano w  czasie ze względu na wysokie koszty inwestycji. Dodatkowym utrudnieniem był fakt, że tego projektu nie chciał sfinalizować żaden bank. Wtedy była to kwota około 22 milionów euro. Po kilkunastu latach - w 2004 roku - pomysł ponownie chciano wdrożyć w życie. Tym razem koszt inwestycji wyceniono na jedyne 8 milionów euro. Niestety i tym razem realizacja projektu okazała się za droga i jego realizacja nie doszła do skutku. To samo miało miejsce w 2009 roku i 2011 roku. Udało się wówczas wygospodarować pieniądze jedynie na przylegający do hotelu park, który obecnie ozdabia kilka pomników i rzeźb mitologicznych.
   Najnowszym pomysłem, jaki został przedstawiony na tamtejszej Radzie Miasta jest przekształcenie budynku w luksusowe apartamenty. Ma tam powstać 60 mieszkań 1-pokojowych i 40 mieszkań 3-pokojowych. Czy inwestycja zostanie zrealizowana, tego nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że ten słynny hotel, będący kiedyś największym letnim hotelem w Niemczech, jest obecnie jednym z większych budynków w regionie - z tak wspaniałą historią - popadających w ruinę....

środa, 18 kwietnia 2018

Dawniej i dziś - Adolf Hitler w tłumie na Odeonsplatz w Monachium (Niemcy) 1914-2017


Adolf Hitler w tłumie na Odeonsplatz w Monachium. Czy to zdjęcie zostało sfałszowane?....

   Fotografia, którą dzisiaj tutaj opiszę, od wielu lat budzi wśród historyków i naukowców ogromne kontrowersje. Zadają oni sobie pytanie, czy jest ono prawdziwe, czy jest to po mistrzowsku wykonany falsyfikat? W ostatnich latach ta druga wersja wydaje się być coraz bardziej prawdopodobna....

   Zdjęcie przedstawia wielotysięczny podekscytowany tłum, wiwatujący radośnie z powodu rozpoczęcia I wojny światowej. Tą słynną fotografię wykonał - 2 sierpnia 1914 roku - na Odeonsplatz w Monachium, nieznany jeszcze wtedy przeszłemu Führerowi, ale ceniony już niemiecki fotograf - Heinrich Hoffmann (1885-1957). Hoffmann już od 1909 roku zajmował się fotografią, kontynuując tradycje rodzinną (jego ojciec przez wiele lat piastował stanowisko nadwornego fotografa bawarskiej rodziny królewskiej). Zakładając własne atelier w Monachium do którego za kilka lat trafi Hitler, nie wiedział jeszcze, jak potoczą się ich losy. Wszystko zmieniło się dopiero wtedy, kiedy po bliższym poznaniu się - w 1921 roku - Hoffmann został osobistym fotografem Hitlera. Po tym czasie, drogi obu Panów zbiegły się na wiele lat. Fotograf zostaje w końcu najbliższym jego towarzyszem, a w późniejszym czasie nawet przyjacielem, ale to historia na zupełnie inny temat....

niedziela, 8 kwietnia 2018

"D-Day. Przełamanie Wału Atlantyckiego" - Robert J. Kershaw


   Książka Roberta Kershawa - choć nie jest sporych rozmiarów - to przekazuje czytelnikowi bardzo wiele informacji dotyczących największej w dziejach operacji desantowej. O D-Day napisano już bardzo wiele książek - wiele z nich przeczytałem i wiele mogę polecić - ale ta jest szczególna. Po raz pierwszy możemy zapoznać się z relacjami uczestników tej jednej z największych operacji II wojny światowej. I to nie tylko ze strony alianckich żołnierzy, ale także niemieckich, co jest rzadkością. Mało tego.... autor każde opisane zdarzenie przedstawia na podstawie relacji naocznych świadków każdej z walczących stron. To stawia czytelnika w bardzo komfortowej sytuacji, ponieważ może poznać on dramatyczne sytuacje widziane oczami walczących naprzeciwko siebie żołnierzy.

piątek, 6 kwietnia 2018

Schrony przeciwlotnicze typu "Werfbunker LSB 1400" w fabryce Adam-Opel AG (Rüsselsheim am Main, Hesja, Niemcy)

   Od 1928 roku Opel był największym producentem pojazdów w Rzeszy Niemieckiej, co nie uszło uwadze nazistów. Już rok po ich dojściu do władzy, fabryka Opla w Rüsselsheim została przez nich wciągnięta na listę przyszłych strategicznych obiektów przemysłowych. Także wtedy w całości została przejęta przez amerykański General Motors z kapitałem zakładowym wynoszącym około 60 milionów marek niemieckich (ciekawostką jest fakt, że GM było właścicielem Opla w latach 1929-2017, a więc także przez cały okres II Wojny Światowej).

Widok na schron od strony południowej. Wyraźnie widoczne oznaczenie "D 20" (fot. www.truppenmannschaftsbunker.de).
Plan schronu przeciwlotniczego typu "Werfbunker LSB 1400" (fot. www.truppenmannschaftsbunker.de).

   O historii fabryki Opla napiszę szczegółowo w innym miejscu. Ten post - jak wskazuje tytuł - będzie poświęcony dwóm wybudowanym w latach 1943-44 schronom obrony przeciwlotniczej.
Bunkry przeciwlotnicze typu "Werfbunker LSB 1400" (jeden z nich posiada numer "D 20" - numeracja budynków fabryki Adam Opel AG) przewidziane były do ochrony 2800 (1400 osób każdy) wykwalifikowanych pracowników fabryki podczas nalotów alianckich. Jednak jak zeznali po wojnie pracownicy fabryki, w każdym schronie podczas nalotów przebywało czasami nawet 2000-2500 osób.

Schron przeciwlotniczy typu "Werfbunker LSB 1400" - "D 20". (fot. www.truppenmannschaftsbunker.de).

   Opel-Werk w Rüsselsheim został uznany za bardzo ważny dla przemysłu zbrojeniowego III Rzeszy. Na liście ważnych celów strategicznych fabryka znajdowała się wysoko. Wtedy oprócz głównego asortymentu, jakim był samochód ciężarowy Opel "Blitz" (wersje 1,5-tonowe i 3-tonowe), zakłady produkowały także autobusy, które Wehrmacht wykorzystywał podczas wojny w wielu wersjach. Były to m. in. polowe centra dowodzenia, sanitarki, czy wozy propagandowe. Od roku 1942 ograniczono produkcję niektórych modeli samochodów, a uruchomiono linię produkcyjną części dla samolotów Junkers i torped dla okrętów podwodnych, a w końcowym okresie wojny - także podzespołów do Messerschmittów Me 262. W tym czasie, znaczna część niemieckiej załogi została wcielona do oddziałów Wehrmachtu, a luki kadrowe zastąpiono w błyskawicznym tempie robotnikami przymusowymi. Ci drudzy nie mieli jednak wstępu do schronów podczas nalotów. Te przewidziane były oprócz wykwalifikowanej kadry, dla niewielkiej części ludności - w tym kobiet i dzieci. Ponieważ ilość miejsc była niewystarczająca, przy wejściach do schronu przeprowadzano tzw. "kontrole".
   Budowę schronów wymusiły notoryczne bombardowania przeprowadzone w 1942 i 1943 roku. Pierwszy nalot na tereny przemysłowe - w trójkącie Wiesbaden-Frankfurt nad Menem-Darmstadt - miał miejsce w nocy z 8 na 9 września 1942 roku. Wtedy też brytyjskie bombowce zbombardowały miasto i pobliskie zakłady Opla. W mieście i fabryce zginęło w sumie 26 osób. Kolejne 18 ofiar, to francuscy jeńcy wojenni (kolejnych 18 ciężko rannych, a 40 lekko rannych) którzy przebywali w niewoli w obozie znajdującym się bezpośrednio przy fabryce (podczas nalotu zniszczono w obozie 21 baraków). Jeszcze przed podjęciem decyzji o budowie schronów miał miejsce kolejny nalot - w 1943 roku (dokładna data nie jest mi znana). Pod bombami zginęło wtedy 428 osób, z czego około 200 stanowili zagraniczni robotnicy przymusowi (w fabryce pracowało wówczas około 20 000 osób). Nalot nie był jednak zbyt precyzyjny, ponieważ oprócz częściowo uszkodzonej fabryki, ponownie ucierpiały budynki w samym Rüsselsheim (od bomb lotniczych ucierpiało ponad 50% zabudowy miejskiej, w tym 15% domów zostało zniszczonych całkowicie). Przedostatni rok wojny to kolejne naloty na fabrykę i niestety okoliczne miejscowości. Tak było 20 lipca 1944 roku (pierwotnie nalot zaplanowano na 19 lipca, jednak zmieniono datę ze względu na złą pogodę) kiedy w południe nad miastem pojawiły się samoloty alianckie. Wtedy życie straciło około 100 osób. Następny nalot - w nocy z 12 na 13 sierpnia 1944 roku - okazał się katastrofalną w skutkach pomyłką brytyjskich lotników dla mieszkańców pobliskiego Königstadten. 25-30 z 200 bombowców zboczyła z trasy na wyznaczony cel jakim była fabryka i skierowała się nad to starożytne miasteczko, które zostało zrównane z ziemią. Nalot trwał niecałe pół godziny - od 00:00 do 00:28. Pierwsze bomby, jakie wówczas spadły, były bombami zapalającymi, a pożary przez nie wzniecone "wyznaczyły cel" pozostałym załogom. Podczas tego nocnego nalotu zginęło dwudziestu mieszkańców, a pierścień pomiędzy ulicami Obergasse i Rathaustrasse stał się jedną wielką pochodnią. Podczas bombardowania zakładów tej nocy, kilka bomb spadło również na pola i do pobliskiego lasu, gdzie od razu powstały łuny ognia.
   Według naocznych świadków, którzy podczas nalotu znaleźli schronienie w piwnicach domów, był to prawdziwy horror. Bomby spadały w bezpośredniej bliskości ocalałych, zabijając ich najbliższych, sąsiadów i znajomych. Cierpienie i dramat, jaki przeżyli wtedy mieszkańcy Königstadten pamiętali do końca życia. Z relacji wiemy, że trzech mieszkańców - nie mogąc poradzić sobie z dramatem jakiego doświadczyli tej nocy - odebrała sobie życie.
    W brytyjskich dokumentach tego kardynalnego błędu nawet nie odnotowano. Albo uznano to za fakt mało istotny, albo też nie posiadano konkretnej wiedzy na temat skutków nalotu (nie natrafiłem na żadne zdjęcie lotnicze po nalocie). Dla Brytyjczyków była to w pewnym sensie kosztowna pomyłka. A w niemieckim ministerstwie uzbrojenia i produkcji wojennej.... no cóż... panowała zapewne radość z powodu nieprzerwanej produkcji.

Schron "LSB 1400" ("D 20"). Wejście do wewnątrz odbywa się poprzez otwarty "garaż".
Korytarze wybudowano prawie pod kontem prostym, aby zminimalizować falę uderzeniową spowodowaną ewentualną eksplozją wewnątrz bunkra.

   W czasie sześciu miesięcy wzniesiono dwa czterokondygnacyjne żelbetowe budynki, których strop miał 4,45 metra grubości (4 metry strop, 0,45 m dodatkowej warstwy ochronnej), a ściany zewnętrzne 2 metry grubości. Schron "D 20" jest w 50% jest podpiwniczony i posiada aż sześć wejść (w tym dwa główne - wschodnie i zachodnie - prowadzące bezpośrednio na poziom drugi). Wewnątrz są bardzo szerokie klatki schodowe, aby szukający schronienia pracownicy mogli w szybkim tempie dostać się do budynku lub go opuścić. Korytarze wewnątrz budynku zbudowano pod kętem prostym, co według przewodnika miało minimalizować falę uderzeniową spowodowaną ewentualną eksplozją. Schron posiadał instalacje elektryczną (również generator awaryjny) i pompę wody gruntowej. Obiekt nie posiada standardowych wież wentylacyjnych. Szyby wentylacyjne w tym przypadku zostały zamontowane bocznie. Zamontowano również najnowocześniejsze wówczas filtry, które miały filtrować zanieczyszczone przez ewentualne eksplozje i pożary powietrze, a także na wypadek użycia przez wroga gazów bojowych. Schron otrzymał kamuflaż o ciemnym odcieniu (odcień szarości), który w dużym stopniu zachował się do dnia dzisiejszego.

Widoczne zejście do niższych poziomów, oraz - u góry - wejście do toalet i łazienek.

   Od momentu ukończeni budowy schronów, fabryka przynajmniej raz była celem ataków alianckich samolotów (było również kilka alarmów spowodowanych przelotem alianckich samolotów kierujących się na inne cele). Ten nalot okazał się bardziej skuteczny, niż poprzednie (skutki możemy zobaczyć na jednej z fotografii poniżej). Koszt budowy obu schronów wyniósł 1,8 miliona marek niemieckich. Trzeba zdawać sobie sprawę, w jak trudnym dla Rzeszy okresie (kiedy większość materiałów kierowano do budowy Wału Atlantyckiego, w szczególności stal i beton) one powstały.

Wiele urządzeń pozostało na swoim miejscu.

W dobrym stanie zachowała się oryginalna instalacja i wszelkiego typu urządzenia.
   Dzisiaj schron - znajdujący się w pobliżu dworca kolejowego przy Bahnhofsplatz - można zwiedzać (po wcześniejszym zgłoszeniu tego i umówieniu się na konkretny termin) tylko w wybrane dni i wyłącznie z przewodnikiem. Dostępne są praktycznie wszystkie pomieszczenia na trzech poziomach. Nie ma dostępu na najwyższy poziom, oraz do części podpiwniczonej , która podobno posiada korytarz prowadzący do pobliskiego lazaretu fabryki (obecnie tunel jest zamurowany). Cztery lata temu - kiedy mogłem schron zwiedzić - dopiero zaczęto przeprowadzać w nim prace mające na celu odtworzenie niektórych pomieszczeń. Wewnątrz zachowała się oryginalna instalacja elektryczna, centrala telefoniczna, oraz wszelkiego rodzaju drzwi, pokrywy włazów, czy klapy zabezpieczające szyby wentylacyjne. W dużej mierze zachowało się także wyposażenie łazienek i toalet. Był to dosyć wyjątkowy widok, ponieważ widać było, że obiekt jest w takim stanie w jakim pozostawiły go po wojnie wojska okupacyjne.

Fabryka Opla po alianckim nalocie. W głębi - po lewej - widoczny schron "LSB 1400" (kod w oznaczeniu fabryki "H 40"). (fot. www.truppenmannschaftsbunker.de).

   Drugi identyczny schron - oddalony w linii prostej o około 700 m - znajduje się przy Portalu nr. 20 na Weisenauer Strasse. Posiada on oznaczenie zakładowe "H 40". Tego obiektu niestety nie można zwiedzać. Obecnie jest zaniedbany i zarośnięty przez pnącza.

Ich bardzo solidna konstrukcja okazała się zbyt kosztowna do zburzenia.
Klatki schodowe są bardzo szerokie.

   Po wojnie przynajmniej dwukrotnie rozważano zburzenie obiektów. Jednak ze względu na ich bardzo solidna konstrukcję okazało się, że przedsięwzięcie to będzie bardzo drogie. Ostatecznie powzięto decyzję, aby oba schrony zachować i przemianować na magazyny fabryki. Schron "D 20" przez wiele lat - o czym świadczą liczne regały i szafy - był wykorzystywany, jako archiwum fabryki. Ponadto w części pomieszczeń - ze względu na stałą, niską temperaturę - zakładowy dystrybutor napojów przechowywał tam swoje zapasy. Dzięki temu schron "D 20" otrzymał nieoficjalnie nazwę "Cokebunkier". Od 2015 roku schron wykorzystywany jest w inny - szczególny - sposób. Mianowicie przynajmniej kilka pomieszczeń zostało udostępnionych lokalnym zespołom muzycznym, które przeprowadzają tam swoje próby i nagrania. Ze względu na grube ściany, obiekt nadaje się do tego idealnie. Zwłaszcza, że w okolicy schronu znajduje się kilka budynków wykorzystywanych do celów komercyjnych. Dzięki temu rada nadzorcza fabryki podjęła decyzję o zainwestowaniu środków finansowych i przeprowadzeniu w schronie remontu. Odnowiona została instalacja elektryczna, wodociągowa, oraz instalacja wentylacyjna. Bunkier spełnia jeszcze jedną rolę... mianowicie jego południowa ściana (od strony linii kolejowej) służy jako sporych rozmiarów przestrzeń reklamowa.

   W 2010 roku bunkrem zainteresował się fiński reżyser Timo Vuorensola. Wybrał on schron "D 20", jako scenerie do swojego filmu - komedii fantastycznonaukowej "Iron Sky". Zdjęcia były kręcone w listopadzie 2010 roku. Mówi się także, że Niemcy w niektórych pomieszczeniach bunkra przeprowadzali tajne eksperymenty. Nic bardziej mylnego. Pomieszczenia o których mowa są wyposażone w rekwizyty używane podczas kręcenia scen do filmu.

"Türm Boelcke" w Rüsselsheim. Zburzona w 1959 roku. (fot. www.luftschutzbunker-wilhelmshaven.de).

   W Rüsselsheim do 1959 roku stała również w pobliżu fabryki Luftschutztürm typu Dietel (LS-Dietel). Wieża została nazwana "Türm Boelcke". Została po wojnie wysadzona, a gruz całkowicie usunięto. Wieża znajdowała się niedaleko od fabryki - na zachód - poza jej granicami na otwartym polu. Jak większość tego typu budowli, posiadała spiralne schody prowadzące na górne kondygnacje. Dzisiaj po wieży nie ma żadnego śladu, a jej dokładne miejsce jest trudne do zlokalizowania.

   Zwiedzanie schronu jest możliwe od lata 2011 roku. Warto wybrać się na teren fabryki, aby zobaczyć ponure świadectwo tamtych czasów. Tak jak w innych tego typu obiektach, tak i tutaj mamy podczas zwiedzania w świadomości tamte dramatyczne wydarzenia. To niesamowite uczucie być w tym strasznym miejscu i wyobrażać sobie tych wszystkich stłoczonych tutaj przerażonych ludzi. Ludzi, którzy po odwołaniu alarmu i opuszczeniu schronu nie wiedzieli, jaki widok zastaną na zewnątrz.

Schron przeciwlotniczy typu "Werfbunker LSB 1400". Oznaczenie fabryki Opla - "D 20" - widoczne przy wejściu.

   Dojazd do schronu nie jest skomplikowany, ponieważ Rüsselsheim nie jest też dużym miastem. Musimy dotrzeć w okolice Bahnhofplatz, gdzie znajduje się kilka parkingów, na których - za niewielka opłatą - można pozostawić auto. Czekamy przed głównym wejściem - na Adamplatz - na przewodnika, który już dalej poprowadzi nas do samego schronu. 

Kraj: Niemcy
Miejscowość: Rüsselsheim am Main 
Strona internetowa: brak
Godziny otwarcia i cena: informacje otrzymacie podczas ustalania wizyty.
Moja ocena (w skali od 1 do 10): ⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Zdjęcia (z wyjątkiem oznaczonych) pochodzą z archiwum autora, 2014 r.

Mapa dojazdu: 
(Schron znajduje się z lewej strony budynku Delphi Deutschland GmbH)