Na świecie jest wiele tzw. "bajkowych" budowli, które wielu z nas marzy, aby zobaczyć. Nie inaczej jest także na Starym Kontynencie. Francja ma np. zamek Chambord i zamek w Usse, Włochy mają zamek Moltanto i zamek Brolio, Austria ma m. innymi zamek Hohenwerfen, a Niemcy Neuschwanstein. To tylko nieliczne piękne, baśniowe zamki i pałace, które warto odwiedzić. Jednak nie wszyscy zdają sobie sprawę, ale Polska także ma swój "baśniowy" pałac. Jest nim XVII-wieczny przepiękny pałac w Mosznej. I choć nazwa może niektórych śmieszyć lub nasuwać inne skojarzenia to uwierzcie mi, że warto ten pałac - chociaż raz w życiu - zobaczyć. Ci z Was którzy jeszcze tam nie byli, może zdecydują się na to po lekturze tego postu. Zapraszam.
|
Pałac w całej okazałości. Zdjęcie wykonane od strony parku (Fot. zbiory autora). |
Znajdująca się w granicach województwa opolskiego niewielka wieś nie byłaby najprawdopodobniej w ogóle wspominana przez przeciętnego turystę, gdyby nie ów piękny pałac. Podobno w czasach średniowiecznych wioska ta należała do Zakonu Templariuszy, jednak są to informacje nie potwierdzone. Wiadome za to jest skąd pochodzi nazwa miejscowości. Moszna (niem.
Moschen) to spuścizna po przybyłej tutaj w XIV wieku śląskiej rodziny szlacheckiej
Mosch. I choć przez lata forma wymawiania tego nazwiska się zmieniała (Muschow, Muschin, Musch, Moschin, Moschen) to do dnia dzisiejszego przypomina o tym rodzie. Liczna i bogata rodzina była właścicielem wielu wsi i ziemskich majątków. Do najbardziej znanych należą wsie Ratno Dolne, Muszyn (niem.
Moschenhof) i Ponikwa. Niestety linia rodowa tego zamożnego rodu wygasła w połowie XVII wieku. To właśnie wówczas właścicielem majątku została rodzina von Skall.
W 1695 roku spadkobiercą majątku został Wilhelm Leopold - syn Urszuli Marii von Skall (z domu von Reiswitz), która umieściła go w swoim testamencie. Po śmierci hrabiny w 1725 roku, majątek stał się własnością jej kuzyna - hrabiego Georga Wilhelma Freiherra von Reiswitza. To właśnie jego decyzje przyczyniły się do budowy - początkowo niewielkiej - barokowej rezydencji wraz z 700-metrową aleją lipową.
W 1757 roku umiera Adam Heinrich von Netz - ostatni z rodu von Netz. Jego majątek odziedziczył niespełna 23-letni przedsiębiorca Heinrich Leopold von Seherr-Thoß, który był jego wnukiem. Ku zaskoczeniu rodziny natychmiast zrzeka się on na rzecz swoich bliskich czterech przysiółków należących do wsi Weigelsdorf (dzisiejsze Ostroszowice). Wszystko po to, aby mógł nabyć pięć dużych posiadłości leżących pomiędzy Opolem a Gliwicami. Jako ostatnia była zakupiona w 1775 roku posiadłość Moschen wraz z niewielkim pałacem barokowym. Heinrich Leopold był już wówczas bardzo bogatym człowiekiem po przejściach. Ze swoich dwóch małżeństw miał aż siedmioro dzieci. Przed swoja śmiercią każde z nich otrzymało część majątku. Wiele miejscowości - w tym majątek Moschen - otrzymał piąty w kolejności narodzin - Heinrich Leopold von Seherr-Thoß. Ani on, ani kolejny z właścicieli posiadłości Moschen - młodszy o rok - brat Ernst Heinrich Leopold von Seherr-Thoß nie interesowali się zbytnio tym majątkiem.
Późniejszy zasłużony niemiecki oficer całe swoje młode życie kształcił się jako żołnierz w Berlinie i Dessau. W 1804 roku wstąpił do pułku kirasjerów, aby służyć swojej ojczyźnie. Kiedy kilka tygodni później zmarł jego ojciec, młody porucznik przekazał swój majątek pod opiekę matki. Raniony podczas bitwy pod Jeną (wystrzelona przez francuskiego żołnierza kula rozerwała jemu górną szczękę i poważnie uszkodziła gardło) został przetransportowany do wojskowego szpitala a potem do Wiednia na dalsze leczenie. Powrócił z Austrii po kilku latach już małżonką. Na Śląsku zajął się polityką, a majątek Moschen - po naradzie z matką - sprzedał w 1853 roku Heinrichowi von Erdmansdorfowi.
Niemiecki urzędnik i polityk Heinrich Ludwig von Erdmannsdorf zmarł jednak w grudniu tego samego roku. Dziedzicem został jego syn - Heinrich Otto von Erdmannsdorf, który w 1866 roku sprzedaje ją Franzowi Hubertowi von Tiele-Wincklerowi. Znany śląski potentat przemysłowy był synem porucznika Huberta Gustawa von Tiele i Waleski Winckler, która odziedziczyła po swoich rodzicach wielką fortunę na Górnym Śląsku. Mąż Waleski był bardzo obrotnym i przedsiębiorczym człowiekiem. W bardzo krótkim czasie pomnożył swoją fortunę kilkakrotnie, co pozwoliło jemu nabyć kilka kolejnych dworów, kopalń i hut cynku. Śląski magnat osiągnął w życiu bardzo wiele i stał się bardzo popularny na świecie. Co prawda hrabia zmarł w Partenkirchen, ale został pochowany Miechowicach -
dzisiejszej dzielnicy Bytomia. Kilka lat później jego szczątki zostały
przeniesione na przypałacowy cmentarz rodzinny w Moschen. Hubert Gustav
von Tiele-Winckler został pochowany w miejscu, które tak bardzo
uwielbiał i które było oazą spokoju. Mam tutaj na myśli przypałacowy
park, który właśnie za jego życia zaczął się rozrastać i nabierać
wspaniałych kompozycji.
Po śmierci Waleski - a kilkanaście lat później także Huberta Gustava - ich
majątek przejął najstarszy syn - Franz Hubert Graf von Tiele-Winckler. Ponieważ rodzina była dosyć liczna, Franz Hubert w 1892 roku podpisał ordynację rodową, która przewidywała dziedziczenie przez najstarszego potomka rodu, bez obowiązku dzielenia się nim z pozostałymi członkami rodziny. Był wówczas 1893 rok.
|
Centralna - barokowa - część pałacu. Zdjęcie wykonano w 1896 roku tuż przed pożarem (Fot. www.mosznazamek.pl). |
Franz Hubert był już wtedy bardzo bogatym człowiekiem. Na jego majątek składały się m. innymi: pałace w Berlinie, w Mosznej, w Miechowicach, a także potężne przedsiębiorstwo górniczo-hutnicze na Górnym Śląsku i wiele innych. Sprawował też wiele ważnych funkcji, które w sumie dawały jemu od 3 do 4 mln. marek rocznego dochodu. Warto tutaj wspomnieć, że w 1912 roku - z majątkiem wartym 74 mln. marek - był ósmym najbogatszym człowiekiem w Cesarstwie Niemieckim.
Ta niewielka budowla nie posiadała wówczas bocznych skrzydeł i praktycznie w niczym nie przypomniała obecnej budowli. Wszystko zmieniło się po pożarze pałacu, jaki miał miejsce w nocy z 2 na 3 czerwca 1896 roku. Najbardziej ucierpiała górna część siedziby Franza Huberta - strp, dach, oraz ściany. Częściowo spalony i zniszczony pałac dosyć szybko odbudowano. Do 1900 roku zrekonstruowano według pierwotnego wyglądu pałac, a także dobudowano neogotyckie skrzydło wschodnie wraz z przylegającą do niego oranżerią.
|
Zdjęcie przedstawią prace remontowane, które przeprowadzono po pożarze (Fot. www.polska-org.pl). |
|
Pałac Moschen podczas remontu i jednocześnie rozbudowy w latach 1896-1900 (Fot. www.mosznazamek.pl). |
W 1895 roku niemiecki cesarz i król Prus Wilhelm II Hohenzollern, nadał Franzowi Hubertowi tytuł hrabiowski, a w 1901 roku - już jako przyjaciel Franza Huberta - po raz pierwszy odwiedził jego opolskie włości. Cesarz został przyjęty przez gospodarza z największymi honorami i z wielką pompą. Franz Hubert wysłał po gościa powóz na stację kolejową, a sam czekał na swojego gościa w pobliżu bramy gladiatorów. W pięknej siedzibie cesarz spędził kilka dni korzystając z gościnności gospodarza. W tym czasie kilkakrotnie wybierali się razem na polowania. Każdy dzień wyglądał podobnie. Najpierw wspólne śniadanie na świeżym powietrzu, a następnie rozpoczynano przygotowania do polowania. W czasie, kiedy rozbrzmiewały trąbki sygnalistów, na dziedzińcu zbierali się wszyscy goście zaproszeni na polowanie. Następnie myśliwi wraz ze swoimi pomocnikami ruszali w kierunku gotowych stanowisk. Polowanie trwało przeważnie do późnych godzin popołudniowych. Wieczorem odbywał się uroczysty odbiór raportu z polowania.
Najprawdopodobniej to wtedy
Kaiser Wilhelm II dał do zrozumienia właścicielowi pałacu, że jest on za skromny dla tak bogatego człowieka. Po wyjeździe przyjaciela, Franz Hubert natychmiast podjął decyzję o powiększeniu budowli o skrzydło zachodnie. W 1908 roku przeniósł swoją administrację do majątku Moschen, aby móc doglądać trwających prac związanych z rozbudową pałacu. Kopalniany magnat cieszył się w tym czasie bardzo wielką sławą, co też przełożyło się na światową popularność. To właśnie wówczas ta wspaniała rezydencja przeżywała swoją świetność.
|
Hrabia Franz Hubert von Tiele-Winckler oraz cesarz Wihelm II w Mochen (Fot. zbiory autora). |
|
Na pierwszym planie od lewej hrabia Franz Hubert von Tiele-Winckler oraz cesarz Wihelm II podczas polowania w lasach pałacu Moschen (Fot. www.moszna.info). |
Cesarz Wilhelm II odwiedził swojego przyjaciela także w grudniu 1904, pod koniec września 1911 roku oraz 12 listopada 1912 roku. Franz Hubert zorganizował wówczas wielkie polowania na które podobno sprowadzał zwierzęta nawet z Afryki. Z kroniki polowań wiemy, że wszystkie wizyty Cesarza były wspaniałe pod każdym względem. Oczywiście najwięcej uwagi poświęcono samym polowaniom. W grudniu 1904 roku cesarz dotarł do Moschen późnym wieczorem. Został przywitany przez hrabiego i odwieziony przez eskortę w jego towarzystwie do pałacu. Przy blasku pochodni Cesarza przywitali pozostali członkowie rodziny, służba i reszta gości. Następnego dnia rozpoczęto polowanie na bażanty. Ustrzelono wówczas ponad 6 250 bażantów. Sam Cesarz - choć posługiwał się bronią z pewnymi problemami - upolował ich najwięcej, zostając w ten sposób królem polowania. oprócz Wilhelma II gośćmi Franza Huberta byli także m. innymi hrabia vol Moltke, hrabia von Holenau i książę von Donnersmarck. Następnego dnia
Kaiser wyruszy w dalszą drogę - dom Neudeck (Świerklańca).
W 1911 roku Cesarz Wilhelm II przeznaczył na pobyt w pałacu w Moschen więcej czasu. Tym razem przebywał tutaj trzy dni. Wraz z nim na zaproszenie gospodarza odpowiedzieli m. innymi hrabia von Puclerz, hrabia von Seherr-Thoß, książę von Trachenberg i Günter von Tiele-Winckler, który przybył tutaj z Makleburgii. Jak zwykle wszyscy goście udali się kolejnego dnia rano na przygotowane stanowiska. Polowanie zaczęło się około godziny dziewiątej rano od odegrania powitalnego sygnału. Cesarz wraz ze swoim pomocnikiem ponownie odnieśli sukces. W trakcie dwóch dni gość honorowy ponownie ustrzelił największą ilość bażantów i kilka dzików. Jak wspominali mieszkańcy Moschen - Cesarz Wilhelm II opuszczał włości hrabiego von Tiele-Winclera w znakomitym humorze.
Ostatnią swoją wizytę
Kaiser Wilhelm II zaplanował na listopad 1912 roku. Przybył do Moschen swoim specjalnym pociągiem. Po oficjalnym przywitaniu na stacji, Cesarz wraz z gospodarzem wyruszyli powozem do pałacu, gdzie czekała na nich małżonka hrabiego, oraz pozostali goście i służba. Następnego dnia rozpoczęło się wielkie polowanie. I tym razem królem polowania został gość honorowy. Z prawie trzech tysięcy sztuk zwierzyny, około 600 sztuk padło jego łupem. Jeszcze tego samego dnia Cesarz pożegnał się ze wszystkimi i wyruszył w dalszą podróż.
|
Schloss Moschen (Fot. zbiory autora). |
Franz Hubert pragnął, aby jego rezydencja wzbudzała podziw w kraju i poza jego granicami przez wieki. Dlatego też zaplanował kolejna rozbudowę pałacu. W latach 1912-1914 zbudowane zostało skrzydło zachodnie - tym razem w stylu neorenesansowym. Podobno skrzydło to zostało wybudowane specjalnie dla Cesarza Wilhelma II, który chętnie korzystał z zaproszeń gospodarza na wielkie polowania. Nie bez znaczenia był fakt, że do Moschen przyjeżdżało wówczas wielu innych znakomitych gości.
Franz Hubert Graf von Tiele-Winkler zmarł 14 grudnia 1922 roku w szwajcarskiej Lucernie. Kilka miesięcy wcześniej postanowił wyjechać do Egiptu i Szwajcarii w celu podreperowania swojego słabego zdrowia. Niestety pod koniec podróży zmarł z niewyjąśnionych przyczyn. Cały majątek odziedziczył jego syn - 30-letni wówczas Claus Hubert. Ten nie okazał się jednak godnym następcą. Gdyby ojciec widział, jak roztrwania on rodzinną fortunę, zapewne wydziedziczyłby syna. Niestety nie było to możliwe - a uzależniony od hazardu Claus Peter roztrwonił część majątku. Ciekawostką jest fakt, że Claus Hubert kazał wybudować w ogrodzie pawilon, który wykorzystywał głównie do gier w karty. Przed jeszcze większą rodzinną katastrofą uchroniła von Tiele-Winklerów śmierć zdemoralizowanego Clausa Huberta w wieku zaledwie 46 lat w jednej z pałacowych komnat. Zanim - bezdzietny i znany z zamiłowania do gier hazardowych - właściciel pałacu zmarł, poczynił wszelkie starania, aby usynowić swojego kuzyna - Güntera von Tiele-Wincklera. To on odziedziczył cały jego majątek wraz opolskimi włościami.
Günter i jego rodzina mieszkali w pałacu aż do lutego 1945 roku. Opuścili rezydencję na krótko przed wkroczeniem na te tereny Armii Radzieckiej. Jak się miało niedługo potem okazać, Günter - uciekając z rodziną do Niemiec - był ostatnim z pruskiego rodu właścicielem pałacu w Moschen.
|
Widok na pałac od strony parkingu. Z prawej widoczna oranżeria (Fot. zbiory autora). |
|
Jeszcze jedno ujęcie pałacu. Tym razem zza wielkiego stawu (Fot. zbiory autora). |
Co zatem działo się z pałacem po opuszczeniu go przez von Tiele-Wincklerów? Przez cały okres wojny nie tylko sama budowla, ale także jej wyposażenie i rozległy park pałacowy były przez pracowników pielęgnowane i nie odniosły żadnych zniszczeń. Ostatni właściciele pozostawili swoją rezydencję w bardzo dobrym stanie. Rodzina Von Tiele-Winclerów najprawdopodobniej wierzyła, że w niedługim czasie wróci do pałacu. Pozostawione przez nich całe wspaniałe - tak skrupulatnie dobierane przez wszystkie lata - wyposażenie nie zostało przez nich nawet zabezpieczone. Wyobrażam sobie ich rozczarowanie, bezradność i złość, kiedy dowiedzieli się, że nigdy już nie wrócą do swojej rezydencji.
Kiedy pruska rodzina szukała schronienia w zniszczonej wojną Rzeszy Niemieckiej, do zamku dotarli radzieccy żołnierze. Natychmiast utworzono tutaj sztab wojskowy, co na pewien czas uchroniło pałac i jego wyposażenie przed dewastacją. Dopiero kiedy wojska ruszyły dalej na zachód, radzieccy dowódcy opuścili piękną posiadłość, a w opuszczonych przez nich komnatach utworzono szpital. To wówczas pałac uległ znacznej dewastacji, a jego wyposażenie - o ile również nie zostało zniszczone - zostało rozkradzione przez radzieckich żołnierzy. Na wschód wywieziono większość przechowywanych tam dzieł sztuki, m. innymi. pięknie zdobione meble, obrazy, rzeźby i dywany.
|
Piękne arrasy, wspaniałe dzieła sztuki..... wnętrze pałacu przed wkroczeniem Armii Czerwonej (Fot. zbiory autora). |
Po opuszczeniu pałacu w Mosznej przez żołnierzy radzieckich, dawna rezydencja pruskich magnatów nie miała uregulowanego statusu prawnego, będąc wykorzystywana przez różnorakie instytucje. W międzyczasie rodzina Tiele-Wincklerów została pozbawiona praw własności w efekcie czego nieruchomość wraz z całym parkiem przeszła na własność skarbu Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. W latach 60-tych i 70-tych na terenie pałacu i rozległego parku przeprowadzano prace budowlane i archeologiczne. Znaleziono wówczas m. innymi ślady średniowiecznej palisady, oraz inne pozostałości.
Od 1972 roku w pałacu utworzono sanatorium, przemianowane później na Centrum Terapii Nerwic. W 1978 roku kręcono tutaj sceny do filmu
"Test pilota Pirxa", a w 1985 roku sceny do filmu
"Lubię nietoperze". W 1998 roku jedno ze skrzydeł zostało otwarte dla odwiedzających to miejsce turystów. Utworzono wówczas także galerię, gdzie swoje prace mogą prezentować różni artyści. Po wybudowaniu w kwietniu 2013 roku pobliżu nowego budynku szpitalnego, znajdująca się w pałacu placówka została przeniesiona do nowej siedziby. Od kilku lat pałac znajduje się w rękach prywatnych, nadal jednak z możliwością zwiedzania i wykorzystywania go we wszelkiego rodzaju projektach kinowych i telewizyjnych. Ponieważ większość komnat zaadoptowano na apartamenty, jest tutaj także możliwość skorzystania z noclegu. Apartamenty w pałacu są z wielkimi sypialniami, oraz marmurowymi łazienkami. Goście mogą także skorzystać z dobrze zaopatrzonej pałacowej restauracji.
Jest połowa września 2006 roku. W Katowickiej diecezji Kościoła ewangelicko-augsburskiego wszyscy szykują się do uroczystości związanej ze 150. rocznicą położenia kamienia węgielnego pod budowę katedry ewangelickiej. W mieście wielu pamięta, kto miał wówczas ogromny wkład zarówno w powstaniu parafii jak i miasta Katowice. Wśród zasłużonych należy wymienić Friedricha Grundmanna, dr. Richarda Holtze i niemieckiego szlachcica Huberta von Tiele-Wincklera. To dzięki ich staraniom miasto otrzymało prawa miejskie, a sam Hubert ofiarował wówczas także ziemię pod budowę tej świątyni i sponsorował jej budowę.
Tymczasem na lotniskach w Krakowie-Balicach i Katowicach-Pyrzowicach lądują samoloty na pokładzie których znajdują się wyjątkowe osoby. Na zaproszenie bp. Tadeusza Szurmana na uroczystości przybyli potomkowie znanej rodziny von Thiele-Wincklerów - hrabia Hubert oraz jego brat baron Klaus-Peter wraz z małżonką Fryderyką. Goście zamierzają w naszym kraju spędzić cztery dni - od 15 do 19 września 2006 roku.
Uroczystości odbyły się 17 września 2006 roku. Tiele-Wincklerowie byli tego dnia bardzo wzruszeni. Jednak największe emocje związane były z sentymentalną wizytą w pałacu w Mosznej. Kiedy w 1945 roku właściciele pałacu pośpiesznie opuszczali rezydencję, obaj byli małymi chłopcami. Hubert miał wówczas 13 lat (ur. 06.01.1934 r.), a Klaus-Peter jedynie 5 lat (ur. 25.05.1940 r.). Starszy z gości pamiętał dzień w którym przyszło im pośpiesznie opuścić pałac. Cała rodzina myślała wtedy, że opuszczają rodzinną posiadłość jedynie na kilka tygodni. Obaj zapamiętali piekne drewniane biurko swojego ojca, które znajduje sie w pałacu do dzisiaj. Starszy z braci wspomniał również o tym jak tuż przed samym wyjazdem wsiadł do wielkiego mercedesa i wjechał w rabaty kwiatowe. Młodszy natomiast, należał do ostatniego pokolenia swego rodu, które urodziło się jeszcze na Śląsku. Dzisiaj obu Panów już nie ma wśród żywych. Hubert zmarł 28 września 2008 roku w wieku 74 lat, natomiast Klaus-Peter - 28 lutego 2011 roku w wieku 71 lat. Była to ich pierwsza i zarazem ostatnia wizyta na Śląsku od 1945 roku. Tytuł hrabiego i cały majątek odziedziczył syn Klausa-Petera - Lothar (ur. 09.05.1970 r.).
|
Wspaniały taras i piekny ogród to jedna z wizytówek tego pałacu (Fot. zbiory autora). |
Z zewnątrz pałac wygląda bajkowo. I choć każda z trzech części ma swój własny styl, to aby dostrzec różnicę, musimy się naprawdę dobrze przypatrzeć. Cała bryła pałacu prezentuje się bardzo interesująco. Każde ze skrzydeł posiada sporą ilość opierającej się na architekturze Bliskiego Wschodu formie architektonicznej zwanej wykuszami. Warto przypatrzeć się dokładniej tym swego rodzaju gzymsom i wspaniałym zdobieniom wież i wieżyczek, których jest aż 99. A dlaczego akurat 99 a nie np. 87 czy 103? Otóż liczba wież symbolizuje ilość majątków, jakie posiadał ten znakomity ród. Podobno von Tiele-Wincklerowie mogli sobie pozwolić na zakup kolejnych majątków, jednak wówczas wiązałoby się to z dodatkowymi - nie małymi zresztą - kosztami, jakie żyjący wówczas właściciel musiałby ponieść w celu utrzymania garnizonu wojskowego. Takie było wtedy prawo, a i Franz Hubert von Tiele-Winckler nie należał do głupich.
Obchodząc pałac warto zwrócić uwagę na dwie najwyższe wieże - mniejszą zwaną Wieżą Niedźwiedzią i większą zwaną Wieżą Dziką. Po za tym możemy zaobserwować, że pałac posiada cztery piętra, a jego wygląd zbliżony jest do średniowiecznego stylu. Mnie bardzo zainteresowały także liczne płaskorzeźby z motywami zwierzęcymi, myśliwskimi i roślinnymi. Oczywiście były tam również inne płaskorzeźby, jednak zdecydowanie mniej interesujące. Prócz tego mogą zainteresować Was także pilastry i półkolumny, a także arkadowa galeria na zachodniej ścianie skrzydła wschodniego, która również posiada motyw zwierzęcy.
|
Widok na pałac od strony frontowej. Po prawej widoczna oranżeria (Fot. zbiory autora). |
Wchodzimy teraz do wnętrza tej wspaniałej budowli. Pałac posiada 365 komnat, co symbolizuje ilość dni w roku. Ich łączna powierzchnia to aż 8 tysięcy metrów kwadratowych. Dzisiaj - w porównaniu z okresem świetności - jego wyposażenie jest niestety dosyć skromne i prezentuje różne style architektoniczne. Zaczynamy zwiedzanie od barokowej jadalni i kierujemy się do zabytkowej oranżerii, gdzie do dzisiaj stoi wypchany muflon śródziemnomorski - pamiątka z polowania przygotowanego dla cesarza Wilhelma II. Oprócz tego zwierzęcia w oranżerii możemy podziwiać egzotyczne rośliny z których najstarsze mają nawet 60 lat. Podczas zwiedzania kolejnych pomieszczeń warto zwrócić uwagę na piękne drewniane sufity, wielkie wiszące żyrandole i wspaniałe witraże. Po drewnianych schodach wchodzimy na piętro i udajemy się do dawnej sali balowej. W gabinecie hrabiego możemy podziwiać kominek, jego ulubione biurko i kilka mniejszych pamiątek. Dawny renesansowy
"Pokój Pana" to dzisiaj wielka biblioteka i czytelnia w stylu rokoko ze sporymi zbiorami. Jak widzimy na archiwalnych fotografiach, wszystkie pomieszczenia były ozdobione różnymi dziełami sztuki, które zostały skradzione lub zniszczone przez stacjonujących tutaj radzieckich żołnierzy. Jak już wspominałem meble, obrazy i część drogocennych arrasów zostało wywiezionych na wschód, natomiast pozostałe arrasy zostały zniszczone - część spalono, a cześć wykorzystano do okrywania i chronienia w ten sposób przed mrozem stojącego przed zamkiem sprzętu wojennego. Zwiedzanie skończymy w pałacowej neogotyckiej kaplicy, która służy od jakiegoś czasu także jako sala koncertowa.
|
Sala balowa. Dzisiaj zamiast pięknych arrasów ściany zdobią malowidła ścienne (Fot. zbiory autora). |
|
Biblioteka i czytelnia nadal prezentują się okazale (Fot. zbiory autora). |
Oprócz samego pałacu i przylegającego do niego ogrodu, warto zapuścić się głęboko w parkową otchłań. Ponad dwustuhektarowy park zachwyci Was o każdej porze roku. Magiczne dębowe, kasztanowe i lipowe aleje poprowadzą Was do najodleglejszych i najpiękniejszych zakątków tego miejsca. Główna aleja zaprowadzi Was ona bezpośrednio do miejsca, gdzie aż do wyjazdy właściciela i jego rodziny stał pomnik Huberta von Tiele-Wincklera. Niestety blisko 3-metrową postać z brązu zdemontowano i zniszczono w latach 50-tych XX wieku. Aleja lipowa zaprojektowana została w stylu barokowym i jest najstarszą częścią parku. Spacerując możemy podziwiać wspaniałą, bujną roślinność, kilkusetletnie dęby szypułkowe i sosny, liczne stawy połączone kanałami - nad którymi wybudowano niewielkie mostki - oraz niezliczoną ilość rododendronów, różaneczników i azalii. Właśnie tutaj w maju i czerwcu od kilkunastu lat odbywa się
Święto kwitnących różaneczników. W rzeczywistości park - pozbawiony typowych granic - jest częścią parku krajobrazowego. Spójna całość z sąsiadującymi lasami i polami sprawia wrażenie niekończącej się krainy zieleni. Na jednej z takich łąk na formalnych obrzeżach parku znajduje się także miejsce, gdzie pochowani są członkowie rodziny von Tiele-Wincklerów. Choć początkowo przewidziano dla nich miejsce w pałacowej krypcie sąsiadującej z kaplicą, to z uwagi na panującą tam wilgoć, musiano z tego pomysłu zrezygnować. Hrabia zdecydował się na budowę rodzinnej nekropolii w 1907 roku. Oprócz samego hrabiego Franza Huberta (08.06.1823 - 12.09.1893), na cmentarzu obok niego pochowane są jego dwie żony - Waleska (26.08.1829 - 18.03.1880) i Rosa (14.02.1847 - 29.10.1930). W rzędzie środkowym spoczywa hrabia Franz-Hubert (10.03.1857 - 14.12.1922), jego syn Peter (18.11.1894 - 24.11.1894), córka Jelka (12.07.1887 - 08.01.1922) oraz córka Jelki i zarazem wnuczka Franza-Huberta - Huberta von Kanitz (25.07.1910 - 03.08.1924). Najbliżej wejścia spoczywa natomiast Claus-Hubert (27.01.1892 - 14.11.1938).
Pałac Moszna oferuje także wiele innych atrakcji. Latem odbywają się tutaj koncerty plenerowe, wystawy plastyczne i plenery malarskie. Prócz tego organizowane są tutaj bale sylwestrowe i zabawy andrzejkowe. Jeżeli dysponujecie większą gotówką, to jest możliwość organizacji w pałacu przyjęcia weselnego, sesji zdjęciowej i innych okolicznościowych imprez.
Dodatkową atrakcją tego miejsca jest także - znajdująca się w bezpośrednim sąsiedztwie - otwarta w 1948 roku stadnina koni. Już w latach 60-tych hodowane tutaj pełnej krwi angielskiej konie brały udział w zawodach sportowych na terenie kraju. Od 1961 roku hodowane są tutaj także konie półkrwi szlachetnej. Obecnie jest tam około 200 koni, które biorą udział w międzynarodowych zawodach jeździeckich, a także na letnich Olimpiadach. Dla pałacowych gości stadnina także ma w ofercie atrakcje. Jej pracownicy organizują rajdy konne, dzięki którym można jeszcze lepiej wczuć się w atmosferę dawnych czasów. Bardzo polecam każdemu tą formę spędzania czasu.
|
Pomnik Huberta von Tiele-Wincklera (Fot. zbiory autora). |
|
Fragment parku z pięknymi mostkami i gęstą roślinnością (Fot. zbiory autora). |
|
Wejścia od strony parku pilnują dwa lwy (Fot. zbiory autora). |
Na koniec jeszcze taka dygresja. Na oficjalnej stronie internetowej, w ulotkach, oraz internecie rezydencja ta widnieje jako Zamek Moszna. Dlaczego? Tego niestety nie wiem. Wiem natomiast, że prawie wszystkich zwiedzających ta informacja wprowadza w błąd. Jak wiemy zamek od wieków pełnił funkcje obronne, natomiast pałac służył przeważnie jako budowla mieszkalna i reprezentacyjna. Dlatego też wbrew utartym stereotypom ja posługiwałem się w poście tylko i wyłącznie określeniem Pałac.
A jak dojechać do jednego z najpopularniejszych zabytków w tym regionie? Od strony Opola lub Prudnika trzeba jechać drogą krajową nr 414, natomiast od strony Wrocławia i Katowic autostradą A4 a następnie - na wysokości Opola - zjechać na drogę krajową nr. 414. Końcowy odcinek, to droga krajowa nr. 409. Myślę, ze be problemu każdy z Was trafi do miejsca, gdzie znajduje się jedna z najpiękniejszych architektonicznych budowli tego typu w Polsce.
Kraj: Polska
Miejscowość: Moszna
Strona internetowa:
www.mosznazamek.pl
Godziny otwarcia: 10:00 - 17:00 (przez wszystkie dni tygodnia i święta)
Wstęp: cały cennik dostępny jest
tutaj.
Parking: płatny
Wszystkie fotografie (o ile nie zostało to oznaczone inaczej) pochodzą ze zbiorów autora, lipiec 2009 r.
Mapa dojazdu:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz