wtorek, 24 marca 2020

Churchill Mk VII "Crocodile" - modyfikacja brytyjskiego czołgu ciężkiego wyposażonego w miotacz ognia - (Bayeux, Normandia)

   Podczas lądowania aliantów na normandzkich plażach, broniącym ich żołnierzom w niemieckich mundurach ukazały się dziwaczne pojazdy. Różnorodność wielkich i pokracznych maszyn była dosyć duża, co jeszcze bardziej dziwiło obsługi dział i karabinów maszynowych na plażach "Gold", "Juno" i "Sword". Tymczasem "do boju" ruszały ociężałe tzw. "Dziwadła Hobarta" (ang. Hobart's Funnies) - pojazdy inżynieryjne zbudowane na bazie ciężkiego czołgu brytyjskiego Churchill przez brytyjskiego inżyniera Percy'ego Hobarta. Były to pojazdy przeznaczone do wspierania lądującej na plażach piechoty, ułatwiania pokonywania przeszkód przez wojska pancerne, zdobywania punktów oporu nieprzyjaciela i itp. Jednym z takich zmodyfikowanych pojazdów był Churchill "Crocodile" - wyposażony w miotacz ognia i ciągnący za sobą prawie 1600-litrową, opancerzoną przyczepkę z substancją łatwopalną.

Niewiele brakowało, aby ten monstrualny pojazd został pocięty i przetopiony w jednej z hut (Fot. zbiory autora).
   Czołg ciężki Churchill Mk VII "Crocodile" oprócz standardowej armaty 6-funtowej kal. 75 mm, został wyposażony w miotacz ognia, zamontowany w jarzmie karabinu maszynowego z przedniej części kadłuba, który był połączony z przyczepką za pomocą specjalnych przewodów. Krokodyl ciągnął za sobą opancerzoną przyczepkę z substancją łatwopalną wyrzucaną za pomocą sprężonego azotu. Załoga takiego pojazdu mogła oddać 80 jednosekundowych strzałów ogniowych. Zasięg miotanego płomienia wynosił od 75 do 110 metrów i uzależniony był od siły i kierunku wiatru. A tak swojego "krokodyla" opisał kierowca czołgu ze 141. Pułku Królewskiego Korpusu Pancernego (ang. 141st Regiment Royal Armoured Corps) wchodzącego w skład 79. Dywizji Pancernej (ang. 79th Armoured Division) - czołgista Joseph Ellis: "Mieliśmy czołgi Churchill wyposażone w miotacz ognia. (…). Ostatecznie mieliśmy czołg Mark VII Churchill z 75-milimetrowym działem, karabin maszynowy Besa z przodu, dwucalowy moździerz, ale na dole usunięto Besę i zamontowano miotacz ognia. Był on połączony z przyczepą biegnącymi pod spodem przewodami - grubymi, wzmocnionymi gumowymi przewodami. Przyczepa była przymocowana z tyłu złączem zawiasowym i napełniona ponad 550? litrami paliwa do miotacza płomieni, które stanowiła mieszanka mydła, ropy naftowej i gumy. Ropa naftowa się pali, mydło sie rozsmarowuje, a guma - przykleja, więc jeśli taką mieszankę ma się na jakiejkolwiek części ubrania i próbuje zetrzeć, ma się ją również przyklejoną do następnej części. Jedynym sposobem pozbycia się jej jest tarzanie sie po ziemi i zduszenie płomieni. Gdy włączyło sie miotacz płomieni i leciało paliwo, następował zapłon, a płomień sięgał na odległość 165 metrów". Chrzest bojowy pojazdy te miały właśnie w momencie kiedy zaczęły wypełzać na piaszczyste plaże Normandii. Jak się miało w bardzo krótkim czasie okazać, nie był on zbyt udany.

Churchill Mk VII Krokodyl z 6,5tonową przyczepką opancerzoną (Fot. www.pl.wikipedia.org).
   Będące na wyposażeniu dwóch jednostek "krokodyle" dotarły do plaż w ilości naprawdę niewielkiej w porównaniu do stanów sprzed dnia inwazji. 141 Pułk - podzielony na dwa oddziały-  lądował na plaży "Gold" w sektorze "King". Kiedy wyładowana po brzegi barka - na której znajdowało się 10 czołgów tego typu - znajdowała się w niewielkiej odległości od piaszczystej plaży, jeden z marynarzy odbezpieczył rampę, po której miały one zjechać do wody. Dwa pierwsze czołgi zjechały po rampie do wody i od razu zatonęły. Siedzący w innym czołgu i czekający na swoją kolej Joseph Ellis tak wspomina ten moment: "Jeden z marynarzy miał wielki kij z zaznaczonymi na nim miarkami. Wsadził go do wody po jednej i po drugiej stronie rampy i powiedział: "Dobrze. Pierwszy czołg - ruszać!" Ruszył prosto przed siebie i zatonął. Załoga się wydostała, zostawiła czołg i popłynęła z powrotem. Ruszył drugi, skręcił w lewo, poszedł na dno. (…). Trzeci ruszył w prawo i pojechał prosto do plaży, więc tamten powiedział: "Dobrze, jechać za nim". Zostawiliśmy je, te dwa czołgi. Nie można było nic z nimi zrobić". Zanim czołgi te dotarły do brzegu, oddział stracił kolejna maszynę. Pojazd zatonął w kraterze jadąc po dnie. Oprócz czołgu kierowanego przez Ellisa, do plaży dotarł m. inny Churchill "Crocodile" dowodzony przez sierżanta Reginalda Williama Webba. Inne w bardzo krótkim czasie stały się celami niemieckich dział przeciwpancernych, a jeden utknął w dużym kraterze na plaży na przeciwko La Riviere.

Czołg Churchill Mk VII "Crocodile" w całej okazałości (Fot. zbiory autora).
   Ten sam problem wystąpił na plażach "Juno" i "Sword". Tam do plaż dotarło jeszcze mniej maszyn. Jednak te które dotarły do plaży zaczęły w bardzo krótkim czasie zmieniać zdumienie niemieckich żołnierzy w przerażenie. Jak wspominał swoje pierwsze spotkanie z "krokodylem" jeden z niemieckich obrońców - "Sam odgłos tego czołgu wyrzucającego płomienie z dyszy kadłuba wystarczał, aby wielu moich kolegów natychmiast sie poddało. Płynny płomień lecący w Twoja stronę z wielką prędkością wyglądał piekielnie." - powiedział. Sama świadomość bycia upieczonym żywcem musiała wywoływać w niemieckich żołnierzach przerażenie. Dlatego też Churchill Mk VII "Crocodile" oprócz swojego przeznaczenia - niszczenia punktów oporu wroga - odgrywał także bardzo ważną role psychologiczną. Co prawda w żadnych materiałach nie natrafiłem na informacje mówiące o tym, że jakakolwiek jednostka niemiecka przejęła czołg wraz z załogą. Słyszałem to jednak podczas wyprawy do Normandii z opowiadań, Mówiono wówczas, że taka sytuacja przynajmniej raz miała miejsce, a załoga została rozstrzelana na miejscu. Znana jest również informacja o wysokiej liczbie zaginionych członków załóg "krokodyli", służących w 141. RAC. Było to spowodowane najprawdopodobniej eksplozjami i/lub spłonięciem pojazdu.
   Jak bardzo pomocne - 6 czerwca 1944 roku - na normandzkich plażach były "krokodyle", tego nie wiadomo. Udało mi sie dotrzeć jedynie do oficjalnego raportu z 7 czerwca mówiącego, że w użyciu były dwa tego typu pojazdy, oddając łącznie 8 strzałów. W wyniku ich użycia, nie stwierdzono ofiar śmiertelnych po stronie wroga, jednak wywołany przez nie strach w obrońcach, spowodował poddanie się jednorazowo 150 z nich.

"Krokodyl" podczas prób miotacza ognia (Fot. www.pl.wikipedia.org).
   Stojący przed muzeum egzemplarz Churchill Mk VII "Crocodile" został wyprodukowany we wrześniu 1943 roku w fabryce w Tipnor. Jego numer identyfikacyjny to 981, numer seryjny to VM8134, natomiast numer taktyczny - T17325837 (choć pierwotnie posiadał on numer T32041B). Został on odnaleziony na złomowisku w Portsmouth w Wielkiej Brytanii i uratowany przed pocięciem na żyletki. Mocno zniszczony i zardzewiały wrak został oczyszczony i odrestaurowany na początku lat 80-tych. Eksponowany przed muzeum czołg o nazwie własnej "Ashforder" nie posiada osłon silnikowych oraz przyczepki z materiałem palnym. Jeżeli sie przyjrzycie, to zauważycie, ze lufa działa była najprawdopodobniej przecięta na pół i nieprofesjonalnie przyspawana z powrotem. Remont tego pojazdu został częściowo sfinansowany i przekazany przez niezależną organizację charytatywną Dulventon Trust w ręce generała majora armii brytyjskiej w stanie spoczynku - Christophera Browna. Generał wraz z - ówczesna premier rządu Wielkiej Brytanii - Margaret Tchacher w imieniu Narodu Brytyjskiego przekazali czołg władzom Normandii dla upamiętnienia współpracy francusko-brytyjskiej podczas wyzwolenia Francji w 1944 roku.
   Czołg od momentu przekazania stoi na betonowym cokole przed budynkiem Memorial Museum of the Battle of Normandy w Bayeux. Towarzyszą jemu jeszcze dwa inne pojazdy - niszczyciel czołgów M10 Wolverine i czołg średni Sherman M4A1. Wszystkie trzy pojazdy otoczone są zadbanym niskim żywopłotem. Można je zwiedzać o każdej porze. O samym muzeum napisze dla Was w osobnym poście.


Zdjęcia (o ile nie zostało to oznaczone inaczej) pochodzą ze zbiorów autora, czerwiec 2014 r.

Mapa dojazdu:

<br />

3 komentarze:

  1. Pytanie brzmi czy faktycznie w razie trafienia następował tak silny pożar wewnętrzny aby doszczętnie spopielić zwłoki żołnierza? Albo inaczej czy był on większy od "zwykłego" zapłonu amunicji w konwencojnalnym czołgu? Przecież przewody z mieszanką zapalającą powinny być przeprowadzane poza kabibą załogi!

    Czy maszyny te brały udział w dalszych walkach czy była to ich jedyna "przygoda"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do pożaru i temperatur panującej wewnątrz czołgu, to nie jestem w stanie odpowiedzieć. Nie udało mi się dotrzeć do takich informacji. Przewody były prowadzone na zewnątrz pod "wanną" czołgu, wiec nie powinien to być pożar inny od tych, gdzie wybuchała amunicja.
      Tak, maszyny te brały udział w walkach we Francji w dalszych dniach czerwca, w lipcu i w sierpniu. Co więcej ich ilość - a co za tym idzie także ich udział w walkach - trochę się zwiększyła, jednak w swoim poście skupiłem się wyłącznie na wykorzystaniu ich na plażach.

      Usuń
    2. Dzięki za uzupełnienie

      Usuń