niedziela, 22 marca 2020

Haubica M2A1 kal. 105 mm na skrzyżowaniu w Baraque-de-Fraiture (Śladami 82. Dywizji Powietrznodesantowej) - (Baraque-de-Fraiture, Belgia).

   Bitwa o Wybrzuszenie to dramatyczne i krwawe walki z grudnia 1944 roku i stycznia 1945 roku. Bitwa, którą każda z walczących ze sobą stron chciała za wszelką cenę wygrać. Bitwa w której mroźne dni dały się we znaki nie tylko wojskom amerykańskim i niemieckim, ale także ludności cywilnej zamieszkującej te tereny. Ludności, która zamieszkiwała dziesiątki większych i mniejszych miejscowości, jakie znajdowały sie na drodze nacierających niemieckich wojsk. Miejscowości o które toczyły się zażarte boje o każdy metr - pokrytej śniegiem - ziemi i o każdą minutę, która była wówczas na wagę złota. Często o każdą piędź ziemi - z przeważającymi siłami wroga - walczyło jedynie kilku, kilkunastu lub kilkudziesięciu żołnierzy. Dziś opowieść o jednym z takich właśnie miejsc - leżącej prawie centralnie w kwadracie pomiędzy Houffalize a Werbomont i między Hotton a Vielsalm wsią Baraque-de-Fraiture - oraz o bohaterskiej garstce amerykańskich żołnierzy.

Stojąca na skrzyżowaniu haubica M2A1 kal. 105mm jest jedyną ocalałą z bitwy w Baraque-de-Fraiture (Fot. zbiory autora).
   Mroźny grudzień 1944 roku. Od 16 grudnia w rozległym ardeńskim masywie wyżynno-górskim toczą się zajadłe boje. Tego dnia Hitler dał rozkaz do rozpoczęcia dużej operacji ofensywnej mającej na celu pokonanie wojsk alianckich, zdobycie strategicznego portu w Antwerpii i zmuszenie aliantów zachodnich do negocjacji pokojowych z państwami Osi.
   Niestety plany Hitlera nie były realizowane tak, jak sobie zaplanował. Szybko posuwające się do przodu mobilne jednostki niemieckie na każdym kroku natrafiały na zacięty opór amerykańskich żołnierzy. Nie inaczej było w - liczącej jedynie trzy gospodarstwa - malutkiej wsi Baraque-de-Fraiture przez którą przebiegała strategiczna droga N15. Zadanie zdobycia wioski i skierowanie oddziałów na północ w stronę Manhay, powierzono 2. Dywizji Pancernej SS "Das Reich" (niem. 2. SS Panzer-Division "Das Reich") dowodzonej przez brygadiera SS Heinza Lammerdinga.
   Wioska ta leżała pomiędzy dwoma amerykańskimi jednostkami - 3. Dywizji Pancernej (ang. 3rd Armored Division) dowodzonej przez generała majora Maurice'a E. Rose'a i 82 Dywizji Powietrznodesantowej (ang. 82nd Airborne Division) generała majora Jamesa M. Gavina. Ich flanki nie były zbyt mocno obsadzone a sama wioska - jakby całkowicie o niej zapomniano - nie była przygotowana do obrony w ogóle. Na dodatek większość sił obu dywizji było związanych walkami na innych odcinkach frontu, co znacznie komplikowało sytuację. 19 grudnia - podczas omawiania sytuacji i przeglądania map w sztabie - jedną z osób widzącą ten błąd był major Arthur C. Parker III ze 106. Dywizji Piechoty (ang. 106th Infantry Division), który natychmiast wydał rozkazy do przygotowania w wiosce stanowisk obronnych. Najistotniejszym problemem majora w tym momencie był brak jakichkolwiek oddziałów, które mógłby wysłać w tej rejon. Jedynym rozwiązaniem w tej sytuacji było zatrzymanie zdziesiątkowanych, wycofujących sie oddziałów amerykańskich i natychmiastowe utworzenie punktów oporu.

Major Arthur C. Parker III w towarzystwie oficerów z 82. Dywizji Powietrznodesantowej na skrzyżowaniu w Baraque-de-Fraiture. Zdjęcie zrobiono tuż przed stoczoną walką. (Fot. zbiory autora).
   Ponieważ dróg w tym rejonie było jak na lekarstwo, major Parker nie miał problemów z zatrzymaniem i zawróceniem żołnierzy, którzy podążali drogą przez wieś. W najwyższym punkcie w środkowej część Arden zaczęto gromadzić żołnierzy różnych jednostek. Najliczniejszą grupą okazali się żołnierze z 589. Batalionu Artylerii Polowej (ang. 589th Field Artillery Battalion), którzy po ucieczce z kotła pod Salmchateau wycofywali się w pośpiechu. Była to grupa około 100 mężczyzn mających w posiadaniu jedynie trzy z dwunastu haubic M2A1 kal. 105 mm. Jednym z nich był sierżant Randolph C. Pierson, który służył w 589. Batalionie w Centrum Kierowania Ogniem. Tak tamte chwile wspominał po latach Pierson: "Akcja wroga rozpoczęła sie 19 grudnia 1944 roku w moje 21 urodziny. Otrzymaliśmy zadanie, aby uniemożliwić mającym przejechać tędy jednostką wroga przedarcie się w kierunku Bastogne. Z informacji, jakie posiadaliśmy, miały tędy przejechać dwie niemieckie dywizje pancerne - 2. i 9. Dywizja Pancerna SS. Rozkazy wydawał doświadczony major Arthur C. Parker III, który pełnił obowiązki dowódcy 589. Batalionu wchodzącego w skład 106. Dywizji Piechoty. Wspomagał go doświadczony oficer wykonawczy major Elliott Goldstein. Naszym zadaniem było utrzymać ten odcinek tak długo, jak to tylko możliwe. Nie było to łatwe zadanie, ponieważ nasz - liczący 500 żołnierzy i mający na stanie 12 haubic kal. 105 mm - oddział został podczas wcześniejszych dni znacznie uszczuplony przez wroga. Teraz posiadaliśmy jedynie stu żołnierzy i trzy haubice. Pozostali lidzie i większość haubic wpadła w ręce wroga. Jeszcze wtedy nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, jak wielkie znaczenie dla Niemców ma droga, której bronimy. Dopiero później dotarło do nas, że droga, której broniliśmy była bardzo ważnym punktem strategicznym. Na szczęście dla nas major Parker i major Elliot Goldstein to wiedzieli. Po rozpoznaniu terenu, major rozkazał nam zająć pozycje obronne i wydał rozkaz, abyśmy bronili drogi aż do ostatniego naboju.


Haubica M2A1 kal. 105 mm. Za nią widoczne są tablice informacyjne dotyczące bitwy (Fot. zbiory autora). 
   Do wioski zaczęły napływać kolejne posiłki. Najcenniejsze w tym momencie wydawały się Shermany 3. Batalionu 32. Pułku Pancernego, które miały wspierać swoim ogniem piechotę. Jedyny znajdujący się w wiosce buldożer zaczęto wykorzystywać do kopania w zmarzniętej ziemi i tworzenia stanowisk ogniowych. Podczas tych prac kapral John Schaffner widział, jak poddenerwowany major Goldstein klnie siarczyście patrząc w stronę skąd spodziewano sie jednostek niemieckich. Było zimno i mglisto, a ziemię pokrywała spora warstwa śniegu. Oto fragmenty wspomnień kaprala Schaffnera: "To co pozostało z naszej 589. Batalionu znajdowało się teraz na skrzyżowaniu. (…). Nie wiedziałem, kto jest odpowiedzialny za tą zbieraninę szmatławców z którą byłem, dopóki nie ujrzałem majora Elliota Goldsteina. (…). Kryłem sie teraz za kołem jednej z naszych ciężarówek. czułem się bezbronny. (…). Rozkazano mi wyjść zza koła i udać się wraz z innymi na skrzyżowanie. Mieliśmy się okopać w kierunku z którego spodziewaliśmy sie Niemców". Po wykonaniu zadania on i jego kompanii zajęli stanowiska w opuszczonej przez właściciela farmie z dużą stodołą. "Większość nocy spędziliśmy w lisich dołach, ale mogłem też złapać trochę snu w stodole. Próbowałem znaleźć tam suche miejsce i się położyć. Na podłodze było sporo błota, ale był tam stojak z suchym sianem, który wykorzystałem jako miejsce do spania. Odpychając od niego krowy, wdrapałem się na siano i próbowałem zasnąć. Te jednak nie dawały mi spokoju i ciągle wybierały spode mnie siano. Kiedy zaczęły dokuczać mi coraz bardziej, ponownie zająłem miejsce na zewnątrz w wykopanej dziurze" - kontynuował swoja opowieść Schaffner. Major Parker zajął jeden z domów i utworzył tam punkt dowodzenia. Zanim "nastanie świt dnia 20 grudnia" przytoczę jeszcze wspomnienia tego wieczoru spisane przez starszego szeregowego Harolda J. Kuizema: "Pogoda była paskudna. Było tak mgliście, że nie można było niczego zobaczyć na więcej niż 100 stóp. Przejęliśmy na skrzyżowaniu domy rodzinne. Dom który my przejęliśmy, posiadał dołączoną oborę z krowami i sianem do ich karmienia. Starszy pan - właściciel - przed opuszczeniem domu zabrał się za dojenie krów. Kiedy odchodził, zaoferował mi trochę mleka, którego jednak nie przyjąłem. Sam teraz nie wiem dlaczego, skoro jak się okazało, minęło wiele dni zanim znowu poczułem jego smak. Obraz staruszka opuszczającego swój dom - ciągnąc wózek z dobytkiem - wciąż jest żywy w mojej pamięci. Wszyscy znaleźliśmy różne miejsca do spania w tym domu. Pamiętam, ze byliśmy na warcie po dwie godziny i nie przypominam sobie, abym wtedy dużo spał". Tak minął 19 grudnia 1944 roku.

Świetne zdjęcie przedstawiające skrzyżowanie o które stoczono zacięte boje. (Fot. zbiory autora).
   589. Batalion wraz z dwoma plutonami Shermanów i ludźmi skrzykniętymi przez majora Parkera nie stanowił zbyt dużej siły, ale to musiało niestety na razie wystarczyć. 20 grudnia do wioski dotarło kolejnych kilkudziesięciu ludzi, jedno działo przeciwpancerne a także cztery transportery półgąsienicowe M16MGMC (ang. M16 Multiple Gun Motor Carriage) z zamontowanymi zestawami przeciwlotniczymi składającymi sie z czterech sprzężonych karabinów maszynowych kal.12,7 mm. "Maszynki do mięsa" (jak je potocznie nazywano) - obsługiwane przez żołnierzy z Baterii "D" 203. Batalionu Artylerii Przeciwlotniczej (ang. 203rd Anti-Aircraft Artillery Battalion wchodzącego w skład 7. Dywizji Pancernej (ang. 7th Armored Division) - pokazały swoją skuteczność już podczas pierwszego wzrokowego kontaktu z wrogiem.
   Wydawano ostatnie rozkazy i przekazywano obowiązki. Kapitan Arthur C. Brown miał dowodzić trzema haubicami. Około godziny pierwszej w nocy wydano rozkaz ustawienia na skrzyżowaniu blokady drogowej, która miała za zadanie zatrzymać pojazdy wroga. Rozmieszczono cztery transportery - dwa w kierunku Vielslam i dwa w kierunku Houffalize. John Schaffner widział, jak major Goldstein wymienia swoja 45-tkę i kurtkę na karabin maszynowy Thompson i cieplejszą kurtkę. Jak sam potem wspominał, czuł się z "Thommym" o wiele bardziej komfortowo.
  
Dochodziła piąta rano. Warunki pogodowe nie były dobre - było lekko mroźnie i mgliście, a widoczność bardzo słaba. kapral John Schaffner i jego towarzysz Ken Sewell zostali wyznaczeni przez kapitana Browna, jako wysunięty posterunek. Zabrali ze sobą radio i udali się kilkaset metrów od skrzyżowania w kierunku Houffalize. Siedzący w swoim okopie Schaffner nagle skulił się jak jeż. To samo uczynił jego kolega Ken Sewell, po czym obaj przywarli mocno do ziemi. Kilka sekund wcześniej obaj zauważyli podchodzących do nich Niemców, którzy zatrzymali sie teraz - nieświadomi ich obecności - na skraju rowu. Stali tak przez kilka minut, po czym ruszyli z powrotem. Po odejściu żołnierzy nieprzyjaciela Schaffner natychmiast poinformował o sytuacji przez radio kapitana Browna. Ten nakazał im siedzieć cicho i nadal obserwować. Do rana nic już się nie wydarzyło. Zimny i mglisty poranek 20 grudnia nie wprawił zmarzniętych i niewyspanych żołnierzy w euforię. Tak czas spędzony tego dnia do południa wspomina Kuizema: "Dzisiaj ustawiliśmy się wokół domu. Moi kumple byli zajęci układaniem min lądowych po drugiej stronie drogi. Inni ustawiali karabiny maszynowe. Umieściliśmy nasze ciężarówki w taki sposób, aby stanowiły dla nas osłonę".

  
O świcie 21 grudnia czołówki 560. Dywizji Grenadierów Ludowych (niem. 560. Volksgrenadier-Division) znalazły się na skrzyżowaniu w wiosce. Chwilę później odezwały się "maszynki do mięsa", które wręcz "zmieliły" liczny patrol wroga. Tak starszy szeregowy Kuizema wspomina pierwszy atak wroga: "Tego dnia Niemcy przeprowadzili swój pierwszy atak. Wystrzeliłem magazynek zza koła ciężarówki. Wielu Niemców zostało podczas tego ataku rannych i wołało "Kameraden", "Kameraden". Jeden martwy niemiecki żołnierz leżał ode mnie jakieś 50 stóp. Był bardzo młodym żołnierzem. Miał nie więcej niż szesnaście lat". Niemcy w kilka chwil stracili 12 zabitych, kilku rannych i 14 wziętych do niewoli. Kuizema wraz z kolegami odprowadzili pojmanych Niemców do Kwatery Głównej. Przesłuchujący jeńców niemieckich major Parker dowiedział się, że są to grenadierzy pancerni. Wśród rannych znalazł się także jeden z oficerów z 2. Dywizji Pancernej SS "Das Reich", która także miała niedługo wkroczyć do wsi. Jej żołnierze czekali jednak na dostarczenie potrzebnych materiałów pędnych. Około południa major Parker otrzymał rozkaz, aby wycofać swoich ludzi na tzw. przygotowaną drugą linię obrony. Nie zastosował się jednak do tego rozkazu, licząc na kolejne posiłki i wiedząc, jak ważne jest to skrzyżowanie dla obu stron. Tak ten moment wspominał kapitan Arthur C. Brown: "Major Parker otrzymał rozkaz wycofania się z tej pozycji, która była nie do utrzymania, ale opóźnił go, ponieważ według mnie wyczuł, że może jeszcze przez jakiś czas zatrzymać wroga. Co więcej, nie chciał zostawić tam ludzi z innych jednostek samych sobie. Nie dał mi po prostu dojść do głosu w tej sprawie". Potyczka ta - choć wygrana przez amerykanów - była dopiero przedsmakiem tego, co czekało ich w dniach kolejnych.

   22 grudnia na pomoc majorowi Parkerowi i "jego" ludziom wysłano kolejne wsparcie. Z Grupy Operacyjnej Kane'a - 87. Dywizji Kawalerii Rozpoznawczej (ang. 87th Cavalry Reconnaissance Squadron) - wysłano jeden pluton, a generał porucznik James Gavin - dowódca 82. Dywizji Powietrznodesantowej - kompanię "C" z 509 Batalionu Piechoty Spadochronowej (ang. 509th Parachute Infantry Battalion) i kompanię "F" z 325. Pułku Piechoty Szybowcowej (ang. 325th Glider Infantry Regiment) dowodzoną przez majora Richarda M. Gibsona. W międzyczasie pojawił się także jeden pluton niszczycieli czołgów należący do kompanii "A" z 643. Batalionu Niszczycieli Czołgów (ang. 643rd Tank Destroyer Battalion) i jedna kompania karabinów maszynowych. Wykopano kolejne okopy, ustawiono haubice i karabiny maszynowe bezpośrednio na znajdujące się poniżej drogi, położono miny na drodze i utworzono punkty obserwacyjne. Kwaterę główną utworzono w - znajdującej sie w odległości 100 metrów od skrzyżowania dróg - wymurowanej z kamienia stodole. Wszyscy w pełnym skupieniu oczekiwali ataku wroga, którego warkot czołgowych silników był jakby coraz głośniejszy. Major Goldstein zadecydował, aby wszystkie lufy skierować w kierunku skąd dochodził warkot silników i oddać kilkanaście salw. Mógł sobie na to teraz pozwolić, ponieważ właśnie dotarła ciężarówka z zaopatrzeniem.
    Niemcy już wiedzieli, że w wiosce znajduje się nieprzyjaciel, dlatego też siła ich ataków znacznie wzrosła. W tym dniu obrońcy odparli dwa silne ataki, ponosząc przy tym znaczne straty. Najbardziej ucierpiał jeden z plutonów piechoty szybowcowej, który dostał się pod ostrzał z moździerzy. 15 rannych zostało przetransportowanych jeepem na tyły w celu udzielenia im pomocy medycznej. Niedługo potem amerykanie stracili jeden z samochodów pancernych M8 Greyhound. Załoga opuściła płonący pojazd i dotarła do wioski, przyłączając się do chłopaków z 509. Batalionu Piechoty Spadochronowej. Do wieczora teren, który zajmowali obrońcy był cały czas pod ostrzałem moździerzy i karabinów maszynowych. Właśnie podczas jednego z takich ostrzałów ranny odłamkiem pocisku moździerzowego został major Parker. Dowódca stracił przytomność i został ewakuowany na tyły. Jego miejsce zajął towarzyszący jemu major Elliot Goldstein, którzy po akcji opowiedział jak doszło do tego zdarzenia: "To była dosyć dziwna sytuacja. Staliśmy w grupie na otwartej przestrzeni. Major Parker chciał nam wytłumaczyć, jakie zadania będzie miał każdy z punktów oporu. W tym momencie Niemcy dostrzegli nas i od razu przystąpili do ostrzału. Już pierwszy pocisk ranił majora". To nie był koniec problemów. Krytyczny moment miał dopiero nastąpić.

1. Batalion 325. Pułku Piechoty Szybowcowej w ardeńskich lasach (Fot. Zbiory autora).
   W nocy oddziały niemieckie przegrupowały się i przygotowały do ostatecznego ataku, który zaplanowano na godzinę 5 rano. Harold Kuizema tak opisuje ten czas: "kopaliśmy zawzięcie lisie nory wokół stodoły, chcieliśmy, aby były tak głębokie, jak to tylko możliwe. Użyliśmy kocy wojskowych, jako prowizorycznego zadaszenia i czekaliśmy. Wiedzieliśmy bowiem, że czeka nas ciężki dzień".

   Wczesnym rankiem 23 grudnia do ataku na wioskę Baraque-de-Fraiture jako pierwsza ruszyła Grupa Bojowa "Schummann", będąca elementem 560. Dywizji Grenadierów Ludowych. Grupa złożona z 70-90 żołnierzy miała z zaskoczenia dotrzeć do skrzyżowania i je zająć. Walka z obrońcami zaczęła się kilka minut po godzinie 5 rano i trwała ponad godzinę. Niemcy zostali jednak odparci.
   Na godzinę 15:30 Niemcy zaplanowali drugi atak. Tym razem do boju ruszył 4. Pułk Grenadierów Pancernych SS "Der Führer" oraz jednostki pancerne i to jednocześnie w dwóch miejscach. Pomimo chwilowego zaskoczenia, spadochroniarzom i piechociarzom udało się odeprzeć niemiecki atak. W polu widzenia ukazało się osiem czołgów typu Panzer IV z 7. kompanii 2. Pułku Pancernego SS Horsta Gresiaka jadącego w czołgu o numerze bocznym 701. Dla około 300 żołnierzy różnych jednostek, kilku czołgów typu Sherman, trzech haubic i kilku pojazdów utrzymanie pozycji było teraz trudnym wyzwaniem. Zwłaszcza, że walczyli oni z elitarnymi jednostkami wroga. Niemieckie czwórki w krótkim czasie wyeliminowały dwa Shemrany. Jeden z czołgów trafił także jeden z Halftracków ze sprzężonymi karabinami maszynowymi. Pojazd eksplodował zabijając jednego z obrońców, a drugiego ciężko raniąc.
    Amerykanie - widząc znaczną przewagę wroga - niezwłocznie poprosili o pozwolenie na wycofanie się z zajmowanych pozycji. Generał major Gavin stanowczo wykrzyczał do słuchawki, aby obrońcy utrzymali pozycję za wszelką cenę!
   Kiedy przerażeni żołnierze próbowali zatrzymać atakujących ich niemieckich żołnierzy od południowego wschodu, ich pozycje zostały ostrzelane od tyłu. To Grenadierzy pancerni z 4. Pułku wspomagani przez kilka dział szturmowych z III Batalionu zaatakowało amerykanów z kierunku linii drzew. Mimo, że atak był poprzedzony 20-minutowym, zmasowanym ostrzałem artyleryjskim, obrońcy trwali na swoich pozycjach. Dopiero szturm niemieckich żołnierzy na ich pozycje, doprowadził do załamania się obrony. Zanim się to jednak stało rozgorzała zaciekła walka. "Tego popołudnia jakimś cudem kawałek zabłąkanego odłamka trafił w mój kciuk. I to wówczas, kiedy znajdowałem się w okopie. Rana była stosunkowo niewielka, jednak mocno postrzępiona i krwawiła. Udałem sie do punktu pierwszej pomocy i zobaczyłem tam mężczyzn z oderwanymi fragmentami twarzy, z zmasakrowanymi szczękami. Obserwowałem też, jak jeden z naszych oficerów przy pomocy tłumacza przesłuchiwał jednego z jeńców niemieckich" - wspominał ten czas Kuizema. Ponownie połączono się ze sztabem. Kapitan Junior R. Woodruff opisał w kilku słowach sytuację i ponownie poprosił o natychmiastowe wycofanie się jego ludzi z kompanii "F" i pozostałych obrońców. Tym razem zezwolono na odwrót, jednak rozkaz został wydany za późno. Wieczorem, pod naporem przeważających sił wroga, amerykańscy żołnierze zmuszeni byli do ucieczki.

Jeden ze zniszczonych Shermanów w wiosce Baraque-de-Fraiture (Fot. www.grandmenil.com).
   Ucieczka zmęczonych i przemarzniętych żołnierzy przez głęboki śnieg wymagała od człowieka wielkiego wysiłku. I choć pozycje obronne znajdowały sie na wzniesieniu, które otaczał także rozległy teren pagórkowaty, to opuszczanie w pośpiechu pozycji było bardzo trudne. Na szczęście śnieg ograniczał ruchy także atakującym Niemcom. Niestety te warunki nie pozwalały amerykanom na ewakuowanie pojazdów i ciężkiego sprzętu, przez co zmuszeni byli go pozostawić. Z pola walki zdołano wycofać jedynie trzy ocalałe czołgi typu Sherman. Półciężarówki, samochody, karabiny maszynowe, moździerze itp. zostały zniszczone albo też przejęte przez Niemców. Te dramatyczne chwile tak wspominał Randolph C. Pierson: "Pogoda nam nie pomagała. Było dużo śniegu i lodu, a temperatura była poniżej zera. Piątego dnia obrony wioski nas stan osobowy oscylował w granicach 40 mężczyzn. Nie mieliśmy już amunicji, jedzenia było mało, a dostawy nie były możliwe. Niemieckie oddziały miały nas w potrzasku. Późnym popołudniem 23 grudnia kapitan George Huxel - jedyny pozostały z nami oficer - poinformował każdego, że sytuacja jest beznadziejna. Powiedział, że daliśmy z siebie wszystko i każdy musi podjąć sam decyzję odnośnie własnego losu. Mogliśmy starać się przedrzeć przez niemieckie pozycje i dotrzeć w okolice Manhay - gdzie znajdowała sie 82-ga Powietrznodesantowa - lub tez pozostać na stanowiskach, zostać zabitym lub wziętym do niewoli". Sam kapitan Huxel powiedział do swoich ludzi, że będzie się przebijał. Zaproponował chętnym, aby sie do niego przyłączyli. Oddajmy ponownie głos Piersonowi: "Sam również podjąłem decyzje o przebiciu się do swoich. Czułem, że większe szanse mam jednak w pojedynkę niż z kapitanem Huxlem i jego grupą". Ci, którym nie udało sie uciec, schronili się - w stojącej przy skrzyżowaniu dróg - gospodzie, gdzie był punkt opatrunkowy. Wśród nich był starszy szeregowy Kuizema. On tak zapamiętał te chwile: "Podczas mojego pobytu w punkcie pierwszej pomocy, budynek otrzymał kilka bezpośrednich trafień, po czym stanął w płomieniach. Wybiegłem z domu i zacząłem biec przez pobliskie pole. Kiedy zobaczyłem przed sobą ogrodzeni, położyłem sie na brzuchu, aby się pod nim przeczołgać. W tym momencie zostałem trafiony w lewe udo przez kolejny odłamek. Moja lewa noga była zdrętwiała. Próbowałem przeczołgać sie pod tym ogrodzeniem, jednak zdałem sobie sprawę, ze sam nie dam rady. Potrzebowałem pomocy, której udzielił mi nadbiegający sanitariusz. Wykorzystał do tego mój osobisty opatrunek. Chwilę później zapadł zmrok. W tym momencie pojawił jest John Schaffner, który wraz z jeszcze jedną osobą przyszli mi z pomocą. Pomogli mi przejść przez pole na zalesiony teren, po czym zgubiłem ich z oczu. Zatrzymali mnie spadochroniarze z 82-giej. Razem udaliśmy sie do punktu medycznego, skąd - wraz z innymi rannymi - odjechałem jeepem do szpitala polowego". W tym samym czasie inni przerażeni amerykańscy żołnierze - którzy schronili się w sąsiednim budynku - usłyszeli z zewnątrz zbliżających sie Niemców. "Przed budynkiem stoi niemiecki czołg, a jego działo skierowane jest w waszą stronę! czy mam wydać rozkaz, aby wystrzelił?" - usłyszał łamaną angielszczyznę ukrywający sie tam kapral John F. Gatens z 589 Dywizjonu Artylerii Polowej i pozostali jego towarzysze. Kiedy zaczęli wychodzić z budynku, zauważyli stojącą grupę niemieckich grenadierów i pytającego ich oficera. Jeńcy natychmiast zostali przeszukani i dołączeni do sporej grupy ich kolegów, którzy stali wzdłuż drogi z podniesionymi do góry rękami.

   Można by w tym miejscu zakończyć opowieść o bohaterskiej postawie obrońców w wiosce Baraque-de-Fraiture, ale skoro mamy tak precyzyjna relację jednego z jej uczestników, zakończenie jej w tym momencie byłoby grzechem. Nie wiemy, jak wyglądały dalsze losy innych żołnierzy, którzy walczyli w wiosce, dlatego też wróćmy do opowieści Randolpha Piersona: "Moja ucieczka byłą katastrofą! Niedługo po opuszczeniu wioski zostałem ranny, po czym wpadłem w ręce członków niemieckiej 2. Dywizji Pancernej SS. Był już 24 grudnia, kiedy pojawił się niemiecki major wywiadu z zamiarem przesłuchania mnie. To przerażające doświadczenie trwało ponad trzy godziny. (...). Starałem się go przekonać, że nie posiadam żadnych ważnych informacji. Kiedy zakończył przesłuchanie, zapytał mnie łamaną angielszczyzną dlaczego walczyłem tak dzielnie w Baraque-de-Fraiture. "Czy tak bardzo nienawidzisz Niemców?" - dodał. Moja odpowiedź była bardzo przemyślana - Nie, nienawidzę Niemców, ale Twoi ludzie próbowali mnie zabić - odparłem. Niemiecki oficer uśmiechnął sie i zadał kolejne pytanie: "Czy sierżant ma jakieś pytania i życzenia?" Bez wahania odpowiedziałem - tak, sir! Po pierwsze, chciałem zapytać, czy zamierzacie mnie zabić? Po drugie, jestem ranny w nogę i mam odmrożone stopy, które wymagają opieki medycznej. I po trzecie - nie jadłem od dwóch dni. Niemiecki major natychmiast wezwał wielkiego sierżanta SS i wydał jemu polecenia: "dałem słowo, że ten młody amerykański sierżant nie zostanie rozstrzelany. Jego rana i stopy wymagają opieki medycznej. I dajcie jemu tyle jedzenia ile jest w stanie zjeść. Sierżancie odpowiadacie za niego głową!" Gdy byłem wyprowadzany z namiotu, niemiecki major po raz ostatni zwrócił się do mnie po angielsku: "sierżancie Pierson, mam nadzieję, że przeżyje pan tą brzydką wojnę. Jeśli tak się stanie, radzę tobie skończyć studia". Zasalutowałem i podziękowałem oficerowi, którego nigdy więcej już nie zobaczyłem.
  
W nocy z 23 na 24 grudnia 1944 roku po wcześniejszym ciężkim ostrzale artyleryjskim i zmasowanym ataku 4. Pułk Grenadierów Pancernych SS opanował pozycję w wiosce i zmusił pozostałych amerykańskich żołnierzy po poddania się. Do niewoli dostało się większość obrońców, a jedynie około pięćdziesięciu zdołało się przebić do własnych jednostek. Sierżant Pierson - po opatrzeniu ran i zjedzeniu obfitego posiłku - został wypuszczony przez Niemców. Zanim mógł znowu poczuć się bezpiecznie, musiał przetrwać w zaśnieżonych ardeńskich lasach i przeżyć kolejne przygody. Swoje dalsze losy wspominał tak: "Rano 24 grudnia zostałem znaleziony i schwytany przez patrol 82-giej Dywizji Powietrznodesantowej podczas snu w stogu siana. Mówię schwytany, ponieważ traktowano mnie wówczas jak niemieckiego żołnierza ubranego w amerykański mundur". Po namyśle dodaje jeszcze: "Walczyłem przez całe pięć dni i nigdy nie sądziłem, że przeżyję coraz bardziej nasilające sie ataki wroga i śmiertelne zimno, jakie wówczas tam panowało. A jeśli chodzi o mnie jako jeńca własnych wojsk, to dopiero później wyjaśniłem co sie stało. Ale to już inna historia" - kończy swoją opowieść Pierson.
   589. Batalion Artylerii Polowej
po zakończeniu walk w Ardenach otrzymał nagrodę w postaci Belgijskiego Krzyża Wojennego (fr. Croix de Guerre) za bohaterskie działania podczas bitwy o wybrzuszenie. Niestety rząd USA nie przyznał batalionowi żadnego odznaczenia za te czyny. Jedynie major Arthur C. Parker III został odznaczony Srebrną Gwiazdą za zorganizowanie i skuteczna obronę, oraz odwagę podczas bitwy o wieś. Brązową Gwiazdę otrzymał major Goldstein, a kilku podoficerów i żołnierzy otrzymało inne indywidualne odznaczenia. Znana jest już nam historia, o podjęciu przez Parkera decyzji o trwaniu na stanowiskach obronnych podczas obrony wsi wbrew woli przełożonych. Mogło to mieć decydujący wpływ na to, iż nie otrzymał on prestiżowego Medalu Honoru do którego został nominowany. Inna sprawa, że za udział w tej zaciętej bitwie nie przyznano żadnych odznaczeń ani 82. Dywizji Powietrznodesantowej, jako jednostce, ani jej bohaterskim spadochroniarzom, którzy z takim samym poświęceniem i odwagą bronili tego skrawka ziemi i z których wielu poległo.

589. Batalion Artylerii Polowej podczas ćwiczeń w Camp Attenbury wiosną 1944 r. (Fot. www.erenow.net).
   W jednym z niemieckich raportów napisanych po bitwie przez wysokiej rangi oficera dywizji pancernej SS także wspomniano o bohaterskiej i zaciętej walce amerykańskich żołnierzy. Oficer wspomniał w raporcie, że obrona Baraque-de-Fraiture w Belgii w grudniu 1944 roku była jedną z najbardziej zaciekłych, w jakich brał udział podczas swojej karieru wojskowej.
   Natomiast generał porucznik James Gavin w liście do majora Parkera III z dnia 2 lipca 1980 roku, napisał: "Postawa waszych obrońców na skrzyżowaniu była jedną z największych i najodważniejszych podczas działań wojennych w Ardenach"
   Pomimo tego, że obrona została przełamana, a wojska niemieckie przejechały w końcu przez ważne strategicznie skrzyżowanie dalej na północ, to czyn ten po dziś dzień porównywany jest do znanej i bardzo dramatycznej "Obrony Alamo" z 1836 roku.
   589. Batalion Artylerii Polowej po tej bitwie przestał praktycznie istnieć. Natomiast ze 116-osobowej kompanii Woodruffa, jedynie 44 powróciło ostatecznie do macierzystej jednostki. Według amerykańskich raportów utracono 11 czołgów Sherman, cztery działa przeciwpancerne, trzy haubice 105 mm, cztery pojazdy półgąsienicowe Halftruck oraz osiem 2,5-tonowych ciężarówek. Niemcy - nie licząc ofiar w ludziach - stracili podczas walki o wieś Baraque-de-Fraiture jedynie cztery czołgi.
   W czerwcu 1945 roku - przetrzebioną przez wroga 106. Dywizje Piechoty - odtworzono, a major Parker - po wyleczeniu ran - powrócił na swoje stanowisko.

Zepchnięty po walce przez spychacz z drogi zniszczony we wsi Sherman (Fot. www.grandmenil.com).
   Historyczna amerykańska haubica M2A1 kal. 105 mm ustawiona jest na krzyżowaniu o które toczyły się zacięte walki od 19 do 23 grudnia 1944 roku. Pomnik stoi dokładnie w miejscu, gdzie swoją pozycję zajmował kapral John Gratens, a w niewielkiej odległości od pozycji zajmowanej przez majora Arthura C. Parkera III. Właśnie jego nazwiskiem upamiętniono to miejsce nazywając je Skrzyżowaniem Parkera (ang. Parker's Crossroads). Haubicę ustawiono w tym miejscy w 1984 roku - w 40. rocznicę Bitwy o Wybrzuszenie - a pomysłodawcą tego projektu był belgijski polityk Marcel Remacle. Wspierali go burmistrz miasta Vielsalm Bruno Drouguet oraz kilku innych wpływowych ludzi, którzy po całej uroczystości spotkali się na posiłku w gospodzie Laurent Jacquet - tej samej w której schronili sie amerykańscy żołnierze i która stoi do dnia dzisiejszego.

Tablice znajdujące się na skrzyżowaniu poświęcone są m. innymi 82. Dywizji Powietrznodesantowej, 7. Dywizji Pancernej, 106. Dywizji Piechoty i majorowi Parkerowi (fot. zbiory autora).
Haubica ustawiona jest w strone jednego z kierunkw y ktrzch atakowali Niemcy (Fot. zbiory autora).

Zdjęcia (o ile nie jest to oznaczone inaczej) pochodzą ze zbiorów autora, sierpień 2017 r.

Mapa dojazdu:

1 komentarz:

  1. Świetny materiał - bardzo słabo znam historię kontrofensywy w Ardenach, więc dla mnie był wyjątkowo ciekawy.

    I teraz taka kwestia - Wiele wskazuje na to że dowództwo alianckie zlekceważyło Ardeny jako potencjalny teatr zmasowanej kontrofensywy, jednocześnie już po otrzymaniu danych wywiadowczych, że Niemcy coś szykują, zaniechano wycofania stamtąd wojsk i utworzenia dobrze ufortyfikowanych stanowisk obronnych w odległości jednego do dwóch dni marszu od istniejącego frontu. Jak już pisałem słabo znam te wydarzenia, czy taki manewr mógł ocalić większą ilość żołnierzy i sprzętu? Czy w ogóle miał sens strategiczny?

    OdpowiedzUsuń