środa, 4 listopada 2020

Amerykański czołg średni Sherman M4 (75mm), jako pomnik wojenny - Wibrin

   Wibrin, to niewielka miejscowość, oddalona o około 15 km od Houffalize. Na pierwszy rzut oka, miejscowość ta, nie różni się niczym szczególnym od podobnych belgijskich miasteczek. Dojeżdżając jednak do jej centrum, zauważymy nietypowy pomnik - wrak amerykańskiego, średniego czołgu Sherman (75) M4. Historia stojącego - na skwerze obok kościoła przy drodze Rue du Tilleul - czołgu, jest oczywiście związana z historią walk, jakie miały miejsce w Wibrin w 1944 roku w tzw. Bitwie o wybrzuszenie. 
Odnowiony M4 (75) Sherman od czoła prezentuje się dumnie.... (Fot. zbiory autora).
Czołg stoi w Wibrin na betonowym postumencie przy głównej drodze (Fot. zbiory autora).
   16 grudnia 1944 roku niemieccy żołnierze niespodziewanie zaatakowali amerykańskie pozycje w belgijskich Ardenach. Zaskoczeni amerykanie - zanim się zorganizowali - ponieśli duże straty. Po początkowych sukcesach Niemców, impet ich natarcia został spowolniony. Obrońcy zaczęli stawiać coraz twardszy opór, w czym pomagały im czołgi i pojazdy z dywizji pancernych. Musiało upłynąć jeszcze wiele mroźnych dni, aby bitwa zakończyła się ostatecznym zwycięstwem sprzymierzonych. Zanim jednak - w dniu 25 stycznia 1945 roku - bitwa ostatecznie została zakończona, stoczono wiele krwawych walk o ardeńskie miasteczka i wsie. Jedna z takich bitew ma związek ze wspomnianym powyżej czołgiem o nazwie własnej "Ginsling".
Pomnik wojenny w całej okazałości (Fot. zbiory autora).
Pomimo pocięcia przez złomiarzy, Sherman jest okazałą maszyną (Fot. zbiory autora).
Dobrze widoczna nazwa własna Shermana "Ginsling" (Fot. zbiory autora).
   Już od świtu - 14 stycznia 1945 roku - załogi dwóch niemieckich czołgów średnich Panzerkampfwagen V "Panther", były gotowe do walki. Ich stanowiska znajdowały się na wzgórzu usytuowanym od południa wsi o około 1000 metrów. Wspomagała ich załoga jednego działa pancernego Sturmgeschütz IIII Ausf. G, które zaczaiło się bliżej zabudowań. Jednostki należały do 16. Pułku Pancernego, 116. Dywizji Pancernej, który operował w tym rejonie. Ich zadaniem było zaskoczenie przeciwnika i zatrzymanie jego dalszego marszu. 
   Pojawienie się w wiosce amerykańskich czołgów poprzedziła kanonada artyleryjska, co znacznie ułatwiło Niemcom przygotowanie się do bitwy i wypatrzenie jednostek wroga. Nawała artyleryjska zaczęła się punktualnie o 11:00 godzinie. Kilkanaście minut później, oczekujący pancerniacy zobaczyli amerykańskie czołgi wjeżdżające do Wibrin. Była to Grupa Bojowa sześciu Shermanów z Combat Command A należących do słynnej 2. Dywizji Pancernej "Hell on Wheels", które kierowały się w kierunku centrum wioski.
   Pewni siły rażenia swoich armat niemieccy żołnierze - wiedząc, jak ważne jest zaskoczenie przeciwnika - jako pierwsi otworzyli ogień. Kiedy jedna z dwóch Panter prowadziła wymianę ognia z innymi amerykańskimi czołgami, druga zajęła się "naszym" Shermanem. 
   Pierwszy wystrzelony przez Panterę pocisk, pewnie zmierzał w kierunku przedniego pancerza Shermana. Jakież musiało być zdziwienie niemieckiej załogi, widząc, jak ich pocisk rykoszetuje na cienkim pancerzu wrogiej maszyny, odbijając się jeszcze nieznacznie od jej lufy. Dla załogi Shermana był było to szczęście w nieszczęściu - pocisk nie przebił pochyłego pancerza ich czołgu, a jedynie odbił się od niego, ale.... trafiając po drodze w lufę działa, uszkodził je. Załoga ostrzeliwanego czołgu przekonała się o tym jednak dopiero kilka chwil później, kiedy podczas wystrzału, ich pocisk eksplodował wewnątrz, rozrywając ją. W tym momencie amerykańscy pancerniacy - mając i tak marne szanse w starciu z niemieckimi czołgami - stali się całkowicie bezbronni. Sytuację tą szybko wykorzystali Niemcy. Natychmiast oddali kolejny strzał. Jednak i tym razem pocisk zrykoszetował - odbił się od śrub łączących przedni pancerz z "wanną" czołgu. Niemiecki celowniczy spokojnie wycelował po raz trzeci. Tym razem pocisk przebił czołowy pancerz, zabijając całą załogę i wzniecając pożar. 
Za zdjęciu dobrze są widoczne dodatkowe płyty pancerne (Fot. zbiory autora).
Rozsadzona od wewnątrz lufa Amerykańskiego czołgu (Fot. zbiory autora).
Widząc to uszkodzenie, możemy sobie wyobrazić, jak wielka była siła eksplozji (Fot. zbiory autora).
   Tak całe zdarzenie opisał później Pfc Hans Herost - członek załogi niemieckiego czołgu, która zniszczyła Shermana: "Ze względu na patrole we wsiach jeździliśmy wyłącznie polami. Tego dnia nasze pozycje znajdowały się na wzgórzu, około 1000 metrów od tamtejszego kościoła. Stamtąd doskonale widzieliśmy czołgi wroga. Armaty Shermanów nie były dla nas praktycznie żadnym zagrożeniem. Żartując, nazywaliśmy je po prostu "urządzeniem pukającym". Czołg stojący obok nas, zaczął ostrzał. Nasz pierwszy pocisk zrykoszetował na pancerzu Shermana. Drugi pocisk trafił w duże śruby na dole przedniego pancerza i także się odbił. Trzecie trafienie przeszło przez pancerz w okolicach miejsca dla kierowcy i wznieciło pożar. Kontynuowaliśmy natarcie". Niemcy wycofali się dopiero wówczas, kiedy na niebie pojawiły się amerykańskie samoloty.
Widoczne na przednim pancerzu trzy z czterech trafień niemieckich pocisków (Fot. zbiory autora).
   StuG III Ausf. G o numerze 706 także ostrzeliwał zaskoczonego przeciwnika. Dowodzone przez Leutnanta Maxa Diethera von Elterleina działo pancerne - podczas 3-minutowej wymiany ognia - zniszczyło dwa Shermany. Pierwszego trafił z 80 metrów, a drugiego z odległości około 50 metrów. Oba czołgi nie miały szans - z pierwszego buchnął czarny, gęsty dym, a drugi natychmiast stanął w płomieniach. Załogę StuG-a III z 7./Panzer-Regiment 16 stanowiły cztery osoby: Leutnant Max Diether von Elterlein, Unteroffizier Willi Reinecke, Gefreiter Hans Wilhelm Löhe i Gefreiter Siegfried Kirchner.
 
   W sumie podczas tej krótkiej bitwy, Niemcy zniszczyli cztery Shermany, nie odnosząc żadnych strat własnych.
   Co ciekawe na pancerzu Shermana z Wibrin widnieje jeszcze jeden otwór po niemieckim pocisku - poniżej dodatkowej płyty pancerza czołowego. Hans Herost nie wspomina w swoich wspomnieniach o czwartym strzale. Wynika z tego, że drugie przebicie pancerza było sprawką załogi StuG-a.
Cienki pancerz nie mógł chronić załogi (Fot. zbiory autora).
Boczny pancerz z dodatkowa płytą (Fot. zbiory autora).
Pocięty pancerz pozwala nam zajrzeć do wnętrza czołgu (Fot. zbiory autora).
Doskonale widoczny jest cienki pancerz czołgu, który miał chronić załogę (Fot. zbiory autora).
   Po wojnie wrakiem czołgu zainteresowali się miejscowi złomiarze, którzy dobrali się do niego od tyłu, wycinając znaczną jego część. Na szczęście pozostałości Shermana postanowił uratować miejscowy ksiądz, który chciał, aby pozostał on w miejscu w którym dosięgły go pociski wroga. W 1950 roku wrak postanowiono uczynić oficjalnie pomnikiem wojennym tej niewielkiej ardeńskiej miejscowości. 
Pierwsze lata po wojnie czołg stał bezpośrednio na ziemi (Fot. www.fahrzeugbilder.de).
   Początkowo wrak Shermana stał na skwerze - obok pnia ściętego drzewa - bezpośrednio na ziemi, co szybko zaczęło mieć efekt destrukcyjny. Zapadający się w ziemię wrak czołgu, poddano gruntownym remontom dopiero w latach 2009-2010. Usunięto wówczas całą rdzę i nałożono farbę ochronną. Odnowiony pomnik ustawiono na zbudowanym w tym czasie nowym, betonowym cokole. Wewnątrz naniesiono także kilka informacji, które są częściowo błędne.
   Wyjaśnijmy jedną z tych nieścisłości. Wewnątrz na płycie pancerza widnieje napis: "Sherman M4-A3 USA, 16 January 1942 - December 1945". Otóż nie jest to wersja czołgu M4A3, a jedna z późniejszych wersji M4 wyprodukowana przez zakłady Waltera P. Chryslera - American Locomotive Company (ALCO). Wskazuje na to przede wszystkim wzmocniony pancerz. 
   Zagadką jest druga część napisu. Co oznacza umieszczona wewnątrz data 16 styczeń 1942 - grudzień 1945? Tego niestety nie udało mi się jeszcze wyjaśnić. 
Wnętrze czołgu M4 (75) Sherman (Fot. zbiory autora).
Nieprawidłowy (u góry) i tajemniczy (na dole) napis wewnątrz czołgu (Fot. zbiory autora).
Widoczny zamek działa i mechanizm obrotowy wieży (Fot. zbiory autora).

Zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora, sierpień 2017 r.
   Fragmenty tekstu zaczerpnięte zostały - za zgodą autora - ze strony Wyprawy śladami I i II Wojny Światowej - Battlefield Tours.

Mapa dojazdu:
 

2 komentarze:

  1. Zastanawiam się czemu po eksplozji w lufie załoga natychmiast nie wycofała czołgu albo nie usiłowała się ewakuować? Być może pierwsze trafienie obezwładniło tych żołnierzy na tyle iż nie byli w stanie się uratować?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powodów może być kilka. Według mnie ten czołg mógł być na przodzie kolumny i nie miał szans na wycofanie się, albo załoga po eksplozji pocisku w lufie została na tyle ogłuszona, że zanim doszła do siebie, to było już po wszystkim.... osobiście wersja pierwsza najbardziej mnie przekonuje, ale to jedynie moje skromne zdanie.

      Usuń