niedziela, 4 lipca 2021

Fort Douaumont - najpotężniejszy francuski bastion, który został zdobyty bez jednego wystrzału (Grand Est)

   Kiedy w sierpniu 843 roku w Dugny koło Verdun, podpisywano traktat mówiący o podziale ogromnego terenu po państwie frankijskim, nikt nie zdawał sobie sprawy, że tereny te staną się kością niezgody na setki lat. Podział imperium na trzy części (zachodnią, środkową i wschodnią) był podłożem do powstania w późniejszym czasie trzech odrębnych królestw - Francji, Włoch i Niemiec. 
   Dalsze losy tych ziem, to skomplikowana i burzliwa historia, która miała miejsce na przestrzeni tysiąca kolejnych lat. Natomiast teren graniczny - Alzacja i Lotaryngia - był pożądany zarówno przez Francuzów, jak i Niemców i stał się miejscem wielu bitew.
   Już po zakończeniu wojny trzydziestoletniej powstał pomysł ufortyfikowania wschodniej granicy Francji. Jako pierwszy inicjatywę podjął Ludwik XIV, który zlecił swojemu architektowi Sébastienowi le Prestre de Vauban (1633 - 1707), zaprojektowanie i wykonanie granicznego pasa fortyfikacji, które skutecznie zatrzymają wroga. Francuski inżynier wojskowy, był twórcą nowego systemu obronnego, który stał się znany na całym świecie. Wkrótce de Vauban - zostając generalnym inspektorem twierdz - nadzorował intensywne prace fortyfikacyjne na całym - ponad 400-kilometrowym - pasie granicznym.
   W kolejnych latach wokół wielu miast powstały liczne forty, które miały je chronić przed atakiem wroga. Nie inaczej było z miastem Verdun, które - przecięte w połowie rzeką Mozą - miało w założeniu otaczać aż 21 fortów. Jednym z nich - któremu poświęcam ów post - był fort im. Marszałka Francji Étienne Maurice Gerard, czyli obecny Fort Douaumont.
   Budowa potężnego fortu została rozpoczęta w 1885 roku. Dwa lata po rozpoczęciu budowy - największego i najwyżej położonego fortu (636 m.n.p.m.) w pierścieniu obronnym otaczającym Verdun - bastion obronny otrzymał nazwę Fort Gerard. Stało się tak za sprawą dekretu prezydenckiego z dnia 21 stycznia 1887 roku, w którym minister wojny Georges Boulanger nakazał, aby wszystkie budowle fortyfikacyjne nazywać nazwiskami byłych zasłużonych dowódców wojskowych. Kiedy kilka miesięcy później (13 października 1887 r.) Boulanger został usunięty ze stanowiska, jego następca - Théophil Ferron - natychmiast anulował ów dekret i przedstawił własne nazwy francuskich fortyfikacji. Od tego czas budowla znana jest, jako Fort Douaumont (fr. Fort de Douaumont).

   Fort Gerard został zbudowany w latach 1885-1913 w ramach koncepcji generała Raymonda Adolphe|a Séré de Riviéresa. Ten francuski inżynier i generał, miał ogromny wpływ na francuski system fortyfikacji obronnych budowany wzdłuż granicy francusko-niemieckiej. Koncepcja budowy fortu Gerarda przewidywała dwuetapową rozbudowę, której koszt oszacowano na sześć milionów franków w złocie (ostatecznie było to 6,1 mln. franków) - było to dwukrotnie więcej, niż koszt budowy jakiegokolwiek innego fortu! 
Schemat fortu Douaumont wraz z rozlokowanymi wieżami pancernymi (Fot. zbiory autora).
   W pierwszej fazie budowy, jako materiał wykorzystywano cegły wapienno-piaskowe, którym kształtowano i wzmacniano zewnętrzny zarys, oparty na skalnym wzniesieniu. W tym czasie budowla należała do drugiej - wysuniętej - linii fortyfikacji wokół Verdun.
   Według pierwotnych założeń, pełna załoga fortu miała liczyć 7 oficerów, 447 podoficerów i żołnierzy. Zgodnie z ówczesną architekturą militarną, bastion został wybudowany z dwukondygnacyjnych, pół-podziemnych baraków, kazamat, prochowni, lazaretu i pomieszczeń mieszkalnych, które zostały połączone ze sobą sporymi korytarzami. Powierzchnia fortu wynosiła 30 tysięcy metrów kwadratowych, nad którym wybudowano żelbetowy strop o grubości do 12 metrów. Wejście główne znajdowało się w tylnej części fortu, a główne tunele biegły na linii wschód-zachód - jeden nad drugim.
   Druga faza budowy przewidywała wzmocnienie i modyfikację istniejących już pomieszczeń, budowę kopuł pancernych oraz odpowiednie uzbrojenie całego fortu. Wzmocniono wtedy betonem zbrojonym wszystkie części twierdzy i poszerzono fosę, a pięć wydrążonych wcześniej pomieszczeń, przystosowano do przechowywania amunicji (również zostały wzmocnione betonem o grubości 1,5-2,5 m.). Ponadto fosę wkomponowano w czołową, zewnętrzną ścianę fortu i ufortyfikowano strefę wokół głównego wejścia. Polegało to głównie na wykuciu w skale i wymurowaniu z cegieł otworów strzelniczych w czołowej ścianie fortu, które skierowane były bezpośrednio na rozległe przedpole i wejście.
   Jako najcięższe uzbrojenie fortu, zastosowano dwa ciężkie działa polowe kaliber 155 mm (fr. Canon de 155 mm L modèle 1877), które zostały umieszczone po prawej stronie głównego wejścia w wieży pancernej Tourelle Galopin model 1890. W centralnej części umieszczono 75-milimetrowe działa, które także zostały zainstalowane w ścianie czołowej. Na szczycie został zamontowany obrotowy i chowany system wież typu Galopin - wieże działowe i wieże Typu GF4 model 1899 (wieże nr. 10 i 11) wyposażone w karabiny maszynowe oraz stałe opancerzone kopuły obserwacyjne. Wieże zostały zamontowane na kazamatach Bourgesa - standardowych, dwukondygnacyjnych, betonowych stanowiskach obronnych, których główna rola polegała na odpieraniu flankujących ataków piechoty wroga. Wejścia wokół fosy były strzeżone przez karabiny maszynowe Hotchkiss M1914, które umieszczono tak, aby ich ogień pokrywał się z sąsiednim stanowiskiem. Główna siła ognia znajdowała się po prawej stronie od wejścia głównego i skierowana była na zachód. Z lewej strony było jej znacznie mniej, ponieważ w planach była rozbudowa fortu w tym właśnie kierunku. Po jej zakończeniu, załogę fortu miało stanowić 19 oficerów, 44 podoficerów i 828 żołnierzy.
Pancerna obrotowa i chowana wieża działa 155 mm typu Galopin.
Wysuwana wieża strzelnicza na karabiny maszynowe typu GF4 model 1899.
   W momencie wybuchu wojny - największa i najsilniej uzbrojona budowla obronna zewnętrznego pasa fortyfikacyjnego pod Verdun - była dumą Francji i uważano ją za fortecę nie do zdobycia. Składał się w sumie z 11 głównych punktów obronnych i 23 punktów wsparcia. Oprócz tego - w ufortyfikowanej strefie - pomiędzy sąsiednimi fortami, zbudowano liczne betonowe schrony i magazyny oraz osłonięte baterie, które miały zapewnić obrońcom wsparcie podczas ewentualnego ataku na Verdun.
Osłonięta bateria francuskiego działa kal. 75 mm w okolicach Verdun (Fot. www.historyofwar.org).
   Jest 24 grudnia 1915 roku. Wojna pochłania coraz więcej ofiar, a sytuacja na wielu frontach jest nierozstrzygnięta. W trudnej sytuacji są m. innymi Niemcy, którzy walczą na dwóch frontach. To właśnie tego dnia niemiecki generał Erich von Falkenhayn, skończył obmyślać plan na kolejny rok wojny. Plan, który miał przynieść niemieckiej armii zwycięstwo na zachodzie. Jego wizja zakładała wyeliminowanie francuskiej armii z dalszych zmagań, co miało zmusić Brytyjczyków do zawarcia pokoju. 
Oficerowie francuscy w mesie oficerskiej przed atakiem niemieckim (Fot. zbiory autora).
   Półtora roku wojny pokazały Falkenhaynowi, że pokonanie Francji nie będzie takie proste. Ich defensywna taktyka, okazała się solidniejsza niż przypuszczał. W sporządzonym przez siebie dokumencie, stwierdził jednoznacznie, że jedynym sposobem pokonania francuskiej armii, jest walka na wyniszczenie. Aby tego dokonać, musiał także skupić się na konkretnym odcinku frontu, którego przeciwnik - ponosząc ogromne straty - będzie bronił za wszelką cenę. Generał stwierdził, że najdogodniejszym miejscem do tego, będzie potężnie ufortyfikowane, przygraniczne miasto Verdun. Sprzyjała temu przede wszystkim sytuacja na froncie w tym rejonie - rejon Verdun znajdował się w samym środku niemieckiego półokręgu, który pozwalał im na atak z trzech stron. Plan ów przedstawiono cesarzowi Wilhelmowi II, który zaakceptował go i rozkazał natychmiastowe przegotowania do jego wykonania. W niemieckim Oberheeresleitung operacja ta otrzymała kryptonim "Großes Gericht" czyli "Wielki sąd".
   Głównym założeniem było sprowadzenie w rejon fortów artylerii, która miała skruszyć ogromne betonowe fortyfikacje. Falkenhayn wiedział też, że od końca 1914 roku - kiedy walki w tym rejonie ustały - przed główną linią fortyfikacji utworzono całą sieć okopów. W tym przypadku, do zniszczenia fortów i złamania oporu francuskich żołnierzy, potrzebne były działa największego kalibru i o bardzo dużym zasięgu. 
Francuski garnizon podczas bożonarodzeniowej mszy świętej 24 grudnia 1916 r. (Fot. zbiory autora).
     W gęste lasy wokół Verdun zaczęto sprowadzać całą dostępną artylerię największego kalibru - w sumie około 1.400 dział. Wśród nich było aż 850 dział kal. 305 i 420 mm, które jeszcze nie tak dawno "rozprawiły się" z belgijskimi fortecami w Liège i Namur. Sprowadzono także prawie sto miotaczy ognia, które miały wykurzyć z okopów francuskich żołnierzy i utorować drogę własnej piechocie. Na pobliskich lotniskach zaczęły lądować samoloty rozpoznawcze, które miały bronić i nakierowywać niemieckich artylerzystów na cele. W sumie do natarcia gotowych było sześć niemieckich dywizji. W pierwszych dniach lutego 1916 roku, niemieccy żołnierze 5. Armii - pod dowództwem syna cesarza Friedricha Wilhelma - byli gotowi do zadania wrogowi miażdżącego ciosu. Potężną nawałę artyleryjską zaplanowano na 12 lutego 1916 roku....
   A jak wyglądała w tym czasie sytuacja po drugiej linii frontu. Niespodziewający się niczego Francuzi, nie tylko nie wzmocnili tego odcinka, ale na dodatek znacznie osłabili silę bojową fortów, zabierając z nich większość dział i żołnierzy! Stało się tak 5 sierpnia 1915 roku, kiedy naczelne dowództwo postanowiło odebrać obrońcom ich główną oręż - pozostawiając w forcie jedynie po jednym z dział kal. 75 mm i 155 mm - i wzmocnić tym samym jednostki polowe. Najprawdopodobniej decyzje takie podjęli w 1914 roku, kiedy to Niemcy bez powodzenia atakowali forty pod Verdun. Tą niefortunną decyzję podjął szef Sztabu Generalnego i naczelny wódz armii francuskiej Joseph Jacques Cèsaire Joffre. Co ciekawe jedną z nielicznych osób, które wtedy skrytykowały decyzję Joffrea był pisarz i oficer francuski Émile Augustin Driant. Twierdził, że pas fortyfikacji pod Verdun nie jest teraz wystarczająco silny i przypuszcza, że to właśnie na tym odcinku nastąpi niemiecki atak. Joffre jednak kategorycznie temu zaprzeczył.
   W porównaniu do pierwszych miesięcy wojny, teraz siłę francuskich obrońców tworzył jeden korpus - z tego jedynie trzy dywizje na pierwszej linii. 8 lutego 1916 roku - a więc na 4 dni przed planowanym niemieckim atakiem - w największym forcie znajdowało się teraz jedynie 70 obrońców. Byli to głównie niedoświadczeni żołnierze Landwehry, czyli artylerii terytorialnej, pod dowództwem niedoświadczonego starszego sierżanta o imieniu Chenot. To co miało stanowić potężną obronę, zostało w głupi sposób pozbawione głównych atutów i siły obronnej.
Francuscy żołnierze gotowi do odparcia niemieckiego ataku pod Verdun (Fot. zbiory autora).
   12 lutego 1916 roku - w wyniku złej pogody - niemiecki atak jednak nie nastąpił. Kolejny termin wyznaczono na godzinny poranne 21 lutego. Na zaskoczonych obrońców zaczęły spadać pierwsze pociski artyleryjskie. Huraganowy i niszczycielski ogień niemieckich artylerzystów trwał nieprzerwanie przez kolejnych dziewięć godzin. W tym czasie na francuskie fortyfikacje spadło tysiące śmiercionośnych pocisków.
   Kiedy artyleria niemiecka umilkła, rozpoczęło się natarcie piechoty. W ataku brały udział także specjalne oddziały szturmowe (niem. Sturmtruppen), których zadaniem było zdobycie fortu Douaumont i pozostałych bastionów obronnych. Pomimo ogromnych strat po stronie francuskiej, powierzone szturmowcom zadania nie zostały wykonane. Także kolejne dwa dni nieprzerwanych walk, nie przyniosły oczekiwanego sukcesu.
W jednym z pomieszczeń zobaczymy resztki niektórych pocisków, jakie spadały na fort.
   Osłabiony Rejon Warowny Verdun (fr. Région Fortifiée de Verdun) - pod dowództwem generała Frédérica Georgesa Herra - bronił się jednak zaciekle. Pomimo tego - w pierwszym dniu walk - poległo kilka tysięcy obrońców. Na głowy francuskich żołnierzy XXX Korpusu, spadał grad pocisków - z których wiele ważyło ponad 400 kg! 
Na fort spadło tysiące pocisków (Fot. zbiory autora).
   Za błędne decyzję Joffrea, największą cenę zapłacił wspomniany przeze mnie pułkownik Émile Augustin Driant. Podczas pierwszego dnia niemieckiego ataku, Driant dowodził niewielkim odcinkiem fortyfikacyjnym w Bois des Caures koło Forges, usytuowanym na północ od fortu Douaumont. Wydawać by się mogło, że porośnięty gęstym lasem dwu i pół kilometrowy odcinek stanowi idealne warunki do obrony. Choć nie miał odpowiedniej liczby ludzi, sprzętu, a nawet drutu kolczastego, wśród jego żołnierzy panował silny duch bojowy. Niestety już pierwsze minuty porannego ataku, potwierdziły jego wcześniejsze obawy i pozbawiły go głównego atutu - gęstych lasów. Nie spodziewał się bowiem, że na ten niewielki skrawek ziemi, spadnie aż 80 tysięcy niemieckich pocisków.
Zdjęcie lotnicze zrobione podczas niemieckiego ostrzału artyleryjskiego (Fot. zbiory autora).
   Ostrzał artyleryjski zastał Drianta w betonowym bunkrze podziemnym o nazwie R2, gdzie mieściło się jego stanowisko dowodzenia. Kilkugodzinna nawała ogniowa dokonała spustoszenia w jego oddziałach. Z pośród 1300 ludzi z jego batalionów, ostrzał przeżyło jedynie 350. Z liczby tej mniej niż połowa nadawała się tak naprawdę do dalszej walki. Wielu z ocalałych postradało bowiem zmysły lub było rannych i oszołomionych. Sam las także przestał praktycznie istnieć, odkrywając pozycje obrońców. 
Francuzi przed fortem ze zdobycznym MG/08 (Fot. www.nytimes.com).
   Driant szybko zorganizował swoich chłopców do obrony przed szturmem piechoty. Wiedział, że musi utrzymać swoje pozycje, aby dowództwo mogło się zorganizować i przysłać ewentualne posiłki. Nie wiedział kiedy to jednak nastąpi, ponieważ niemiecki ostrzał zerwał całkowicie łączność. Żołnierze Drianta bohatersko odpierali kolejne ataki wroga, który siał strach i spustoszenie nową bronią - miotaczami ognia. Po kilku godzinach zaciekłych walk, Driant wiedział, że dłużej nie utrzyma swoich pozycji. Zaczął przygotowywać swoich ludzi do odwrotu w kilku grupach. Niewielu jednak przeżyło, ponieważ natychmiast po opuszczeniu swoich pozycji, byli koszeni ogniem broni niemieckich żołnierzy. Sam Driant otrzymał śmiertelne trafienie w skroń podczas opuszczania pozycji obronnych, a tym, który widział jego śmierć był sierżant Jules Hacquin z 56. Pułku Piechoty Lekkiej.
Francuscy żołnierze przed jednym z wejść fortu Douaumont (Fot. www.gettyimages.es).
   To co działo się tuż przed - najbardziej wysuniętym spośród wszystkich - fortem Douaumont, miało decydujące znaczenie także dla jego nielicznej obsady. Jego 3-hektarowy teren także był spustoszony przez pociski artyleryjskie wroga. Najbardziej przyczyniło się do tego pięć baterii superciężkich dział M-Gerät kal. 420 mm ustawionych w Bois de Tilly, które wyeliminowały z walki wieżę z 75-tką. 
   24 lutego 1916 roku niemieccy piechurzy z 6. Dywizji Piechoty, przedarli się przez pierwszą linię obronną francuzów. Niedługo potem padła cała linia, której bronił Driant i jego ludzie. Trzeciej linii obronnej, nie zdążono zbudować, dzięki czemu przed niemieckimi żołnierzami był teraz słabo broniony 8-kilometrowy odcinek dzielący ich od fortu. Doszło do rozpaczliwych i krwawych walk na otwartym terenie, które pochłonęły ogromną ilość istnień ludzkich. W obliczu przytłaczającej przewagi wroga, opór francuzów na tym odcinku był na krawędzi załamania. 
Niemieccy piechurzy na przedpolu fortu Douaumont (Fot. zbiory autora).
   To czego nie dokonali Niemcy w pierwszych czterech dniach natarcia, stało się faktem 25 lutego w godzinach popołudniowych. Wielkie zamieszanie, niewielka liczba obrońców i milczące - po wyczerpaniu niewielkich ilości amunicji - działa, nie mogły zapobiec katastrofie. Frasobliwość dowództwa francuskiego, które od czterech dni nie potrafiły wzmocnić obsady fortów, doprowadził do przejęcia kilku z nich na linii odcinka broniącego przez jednostki "Grupy Armii Wschód".
   Rozpoczęty o godzinie 16:00 atak niemiecki skierował się bezpośrednio w kierunku fortu Douaumont, w odległości niespełna dwóch kilometrów od niego. Atakujący żołnierze byli przekonani, że fort jest licznie obsadzony przez załogę, która będzie mocno się broniła. Ponieważ na fort nieprzerwanie spadały pociski artyleryjskie, kopuły obserwacyjne były opuszczone, a jego załoga schowana była na niższych poziomach. Ostrzał prowadziło zaledwie kilku ludzi z wież karabinów maszynowych. Wśród nacierającej piechoty niemieckiej, znalazły się niewielkie oddziały, które - wbrew rozkazom swoich przełożonych - wysforowały się znacznie przed pozostałe nacierające oddziały. Było to spowodowane najprawdopodobniej chaosem, jaki panował podczas ataku i ostrzału artyleryjskiego. Skutkowało to tym, że na pozycje 5. 6. 7. i 8. Kompanii, zaczęły spadać pociski własnej artylerii. Atakującym żołnierzom z III Batalionu 24. Pułku Piechoty "Brandenburg" nie pozostało nic innego, jak spróbować przedostać się do fortu, aby uniknąć śmierci zadanej przez własne jednostki. 
Sgt. Kuntze (Fot. zbiory autora).

   Dowodzone przez sierżanta Kuntza 5. Kompania, porucznika rezerwy Eugena Radtke 6. Kompania i 7. Kompania kapitana Haupta, podeszły na tyle blisko fortu, aby zaobserwować nadarzającą się okazję. Żołnierze zauważyli bowiem, że wieże główne i obserwacyjne nie są obsadzone, a ogień prowadzi jedynie jeden karabin maszynowy. Na dodatek, znajdująca się wokół fortu fosa, była całkowicie pozbawiona wody. Radtke natychmiast wydał rozkaz, aby żołnierze pomogli jemu pokonać rów, zasieki z drutu kolczastego i dostać się do fortu przez widniejący otwór, z którego jeden z pocisków wyrwał zabezpieczającą kratę. Porucznik wiedział, że jego poczynania osłaniane są przez 8. Kompanię porucznika Cordta von Brandisa, który miał podążać zaraz za nim. Ulokowane w północno-wschodniej części fortu stanowisko strzeleckie, zostało właśnie zdobyte. I to bez jednego wystrzału! 
   Porucznik Radtke wydał swoim podwładnym polecenie, aby poszli w ślad za nim. Jego rozkaz wykonało jednak jedynie trzech z nich - pozostali stchórzyli przed francuzami lub bali się konsekwencji wyższych dowódców. Oprócz Radtkego byli to porucznicy Fritz Klingenberg i Paul Sommer oraz szeregowy Bernhard Lehmarm. Cała czwórka, która dostała się do środka, zaczęła ostrożnie i bezszelestnie przeszukiwać korytarze i pomieszczenia fortu. Nie niepokojeni przez nikogo, doszli do stanowiska działa kal. 155 mm, w którym ukryło się czterech obrońców. Zostali oni natychmiast ogłuszeni, rozbrojeni i zamknięci w jednym z pomieszczeń. To samo uczyniono z dalszymi dwudziestoma francuskimi żołnierzami, którzy zostali całkowicie zaskoczeni. Dopiero wtedy niemieccy piechurzy, dowiedzieli się, że fort już od dawna był rozbrojony i strzeżony jedynie przez garstkę francuskich żołnierzy.
Jedno z kilku pomieszczeń przeznaczonych na kwatery dla żołnierzy francuskich.
   Dopiero wówczas - pozostawieni na zewnątrz towarzysze - zaczęli schodzić przez otwór do wnętrza fortu. Był tutaj także oddział porucznika Brandisa, który przez jakiś czas ostrzeliwany był przez francuzów i nie mógł od razu podążyć za ludźmi porucznika Radtke. Kiedy dotarli do mesy oficerskiej, zastali porucznika i jego trzech towarzyszy siedzących przy stole i krzyczących do niego: "Douaumont upadł!". Brandis bez namysłu wyrwał słuchawkę telefonu z reki radiotelegrafisty, który właśnie połączył się z dowództwem batalionu, wykrzykując słowa: "fort jest w naszych rękach!" Adiutant po drugiej stronie linii telefonicznej, natychmiast przekazał meldunek porucznika dalej: "fort jest w rękach porucznika Brandisa!" Teraz wszyscy ruszyli dalej z zamiarem odszukania pozostałych francuskich żołnierzy, którzy ukryli się w odleglejszych pomieszczeniach. Ostatecznie do fortu dotarło 19 oficerów i 79 pozostałych żołnierzy. "Frankfurter Zeitung" opisał później ich wyczyn, jako "szczęśliwy zbieg okoliczności", a Brandis został bohaterem narodowym.... 
Niemiecka piechota podczas walk na terenie fortu Douaumont (Fot. www.alamy.de).
   Co ciekawe, to nie sierżant Kuntze ani porucznik Radtke, ale - przybyły już "po wszystkim" - porucznik Cordt von Brandis, zebrał wszystkie laury za zdobycie fortu. Potomek arystokratycznej pruskiej rodziny, został nagrodzony przez cesarza prestiżowym orderem Pour le Mérite (później przyznano go także kapitanowi Hauptowi). Co ciekawe, przyznanie tego cennego odznaczenia Brandisowi, wzbudziło ogólne niezadowolenie w szeregach 6. Kompanii, której żołnierze złożyli oficjalną skargę do wyższego dowództwa. Dowódca batalionu - major von Klüfer - został zmuszony do przekazania skargi odpowiedniej komórce w korpusie armijnym, która wszczęła w tej sprawie śledztwo. Ku zaskoczeniu von Klüfera, w Korpusie zinterpretowano to jako "haniebna krytyka decyzji Jego Królewskiej Mości". W rezultacie major został zbesztany przez swoich przełożonych i przeniesiony, a cała sprawa ucichła. 
Porucznik Brandis (z lewej) i jego dwaj bracia (Fot. www.networks.h-net.org).
   Po wojnie porucznik von Brandis z dumą szczycił się swoim osiągnięciem na organizowanych przyjęciach i wykładach. Jego reputacja przetrwała II wojnę światową, a w 50. rocznice bitwy pod Verdun w 1966 roku, Brandis był gościem honorowym we Francji. Radtke natomiast - w ramach zadośćuczynienia i milczenia - otrzymał fotografię cesarza z jego autografem oraz dobrze płatną pracę w Deutsche Reichsbahn. Sprawa ponownie wyszła na światło dzienne dopiero w 1926 roku, kiedy dawni członkowie 6. Kompanii, nagminnie organizowali protesty i przekazywali opinii publicznej prawdziwą historię. Jedno z najbardziej znanych haseł, jakie skandowano podczas wystąpień Brandisa były słowa: "W ogóle Cię tam nie było!". Dopiero wtedy władze niemieckie zdecydowały się na wydanie oświadczenia, że pierwszym niemieckim oficerem, który postawił nogę w forcie Douaumont był porucznik Radtke. Nigdy jednak nie doczekał się oficjalnych przeprosin, odznaczenia ani też odpowiednich korekt w dokumentacji....
   Późnym popołudniem fort Douaumont został całkowicie opanowany przez żołnierzy niemieckich. 25 lutego 1916 roku przed północą, do fortu został ściągnięty cały niemiecki batalion. Od teraz - największy francuski bastion pod Verdun - będzie w posiadaniu Niemców przez kolejnych osiem miesięcy!
Fort Douaumont po ostrzale artyleryjskim w pierwszym dniu niemieckiego ataku (Fot. zbiory autora).
   Szybki upadek fortu Douaumont wstrząsnął armią francuską, a wieść o tym wydarzeniu w mgnieniu oka rozniosła się po całej Europie. Jego zajęcie miało decydujący wpływ na dalszy przebieg bitwy, która przeszła do historii, jako jedna z najdłuższych i najkrwawszych bitew Wielkiej Wojny.
   Jeszcze tego samego dnia wieczorem, Joffre zdecydował się, aby dowództwo nad 2. Armią objął gen. Philippe Pétain, który w krótkim czasie ustabilizował sytuację pod Verdun. 60-letni wówczas Pétain natychmiast wzmocnił i dozbroił pozostałe forty, a następnie wprowadził system rotacji, w którym wyczerpane bojem jednostki były wycofywane i zastępowane świeżymi. Od razu zaczęto też planować odbicie fortu, który zgodnie z rozkazem z 24 lutego 1916 roku, miał zostać zniszczony przez własną załogę. Rozkaz wydany przez generała Herra, nie dotarł jednak do obrońców, którzy oddali go wrogowi bez walki.
   Niemieccy żołnierze przebywający w forcie Douaumont także nie próżnowali. Znajdujący się na pierwszej linii walk, stanowił w głównej mierze schron dla własnych walczących jednostek, a istniejące tunele i pomieszczenia, wykorzystywano, jako główny magazyn amunicji i lazaret. 
   Już kilka dni po jego zdobyciu, Niemcy wpadli na pomysł, aby fort znacznie rozbudować. Aby zwiększyć ilość chroniących się w nim żołnierzy i poprawić ich bezpieczeństwo, planowano wybudować dodatkowy 250-metrowy tunel. Miał on zostać wybudowany na głębokości 17 metrów i prowadzić na południe w kierunku pobliskiego kamieniołomu. W planach była także budowa drugiego tunelu - nazwanego północnym - ale odłożono to na kolejne tygodnie. Do momentu opuszczenia fortu przez Niemców, pierwszy tunel wydrążony został na długości około 190 merów, natomiast drugi jedynie zaczęto kopać. Wszystko ze względu na przenikanie do wnętrza wód gruntowych, z którymi nie potrafiono sobie poradzić podczas działań wojennych.
Spacer po długich i wilgotnych korytarzach fortu, zrobił na mnie duże wrażenie.
   Fort Douaumont stanowił dla francuzów coś więcej, niż tylko najpotężniejszy i najnowocześniejszy bastion oporu. Uważany był za dumę narodową i budowlę militarną ukazującą potęgę Francji. Nic dziwnego, że francuskie dowództwo podjęło liczne próby jego odbicia, które kosztowały życie setek żołnierzy. Zanim jednak można było przeprowadzić jakikolwiek szturm na fort, musiano toczyć krwawe bitwy, aby zdobyć teren wokół niego, który miał stanowić pozycje wyjściowe do ataku. W jednym z takich starć, ranny został sierżant André Maginot, a nieco później do niewoli dostał się ciężko ranny kapitan Charles de Gaulle, który pozostał w niej do końca wojny. 
   Pierwszą próbę odbicia fortu podjęto 22 maja 1916 roku z rozkazu generała Charlesa Mangina. Atakujący nie mieli jednak pojęcia, co wydarzyło się w jego podziemiach kilkanaście dni wcześniej. Otóż we wczesnych godzinach rannych 8 maja - na skutek eksplozji składu amunicji - w forcie zginęło prawie siedmiuset żołnierzy niemieckich, a kolejnych 1.800 zostało ranionych na skutek zawalenia się stropu i fali eksplozji, która przetoczyła się przez podziemia fortu. Byli to głównie żołnierze 12. Pułku Grenadierów, którzy podobno próbowali miotaczem ognia podgrzać garnek z kawą (istnieją jeszcze dwie inne wersje tych wydarzeń, jednak według mnie, ta wydaje się najbardziej prawdopodobna). Według późniejszych relacji, część z poparzonych i osmolonych od sadzy niemieckich żołnierzy, została wzięta przez pomyłkę za francuską piechotę kolonialna i ostrzelana - podczas próby przedostania się do punktów opatrunkowych - przez własnych kolegów. Szczątki 679 poległych w wyniku eksplozji, zgromadzono wewnątrz fortu w jednej z kazamat, a następnie zamurowano. Miejsce to znajduje się wewnątrz fortu pod ziemią i jest oficjalną zbiorową mogiłą, opatrzoną tablica pamiątkową w języku niemieckim i krzyżem.
Kaplica i niemiecki "cmentarz", gdzie złożono zwłoki wszystkich 679 poległych żołnierzy.
   Choć francuski atak zmusił Niemców do opuszczenia większości stanowisk obronnych i wycofania się w głąb twierdzy, to atak nie powiódł się. I choć francuscy żołnierze znajdowali się na terenie fortu przez blisko 36 godzin, to kilka godzin później - w nocy z 22 na 23 maja - Niemcy niepostrzeżenie sprowadzili do fortu posiłki, dzięki czemu w godzinach porannych dokonano kontrataku. Do rana 24 maja - przy użyciu miotaczy ognia - udało się im wypchnąć francuzów z północnej części, a później także z południowego krańca.
   Kilkanaście dni później, żołnierze francuscy ponownie zaatakowali fort. Atak od południa poprzedzony został intensywnym ostrzałem artyleryjskim, który jednak - tak, jak kilka następnych prób jego odbicia - nie przyniósł oczekiwanego sukcesu. Francuskie niepowodzenia spowodowane były przede wszystkim niezwykle solidną i odporną na wszelki ostrzał artyleryjski konstrukcją fortu. 
   Fort Douaumont został odbity przez francuzów dopiero 24 października 1916 roku, kiedy do jego ostrzału po raz pierwszy użyto 400-milimetrowych haubic kolejowych Obusier de 400 Modèle 1915/1916. Dwa potężne działa - "Alsace" i "Lorraine" - z 77. Baterii 3. Pułku Artylerii Pieszej sprowadzone w okolice miasta Baleycourt, miały przełamać opór Niemców i znacznie przyczynić się do ostatecznego zwycięstwa pod Verdun w rozpoczętej 21 października 1916 roku francuskiej kontrofensywie. Z wystrzelonych tego dnia piętnastu pocisków z odległości 13 km, cel osiągnęły wszystkie, z czego aż sześć przebiło betonowy strop fortu. Pierwszy pocisk eksplodował w pomieszczeniu, gdzie utworzono punkt medyczny w którym zginęli wszyscy pacjenci i personel, drugi w korytarzu głównym, trzy kolejne eksplodowały w kazamatach koszar, a ostatni trafił w skład amunicji, wywołując ogromny pożar. Wybuch amunicji i toksycznych gazów, zmusił około 100-osobowy niemiecki garnizon do opuszczenia fortu. Wśród opuszczających fort byli żołnierze 67. Pułku Piechoty - szeregowy Wilhelm Hermanns i kapral Schulze - którzy dostali się do francuskiej niewoli. Oddajmy głos szeregowemu Hermanns'owi: "Teren, teraz już wyłącznie morze lejów po pociskach, stopniowo wznosił się aż do stojącego o 1500 metrów na szczycie fortu Douaumont. (...). Długonogi kapral Schulze był jakie 20 metrów przede mną. (...). Nagle usłyszałem strzał. Rzuciłem karabin maszynowy i pobiegłem ku niemu, on jednak zawołał: "Hermanns dostałem, uciekaj! Francuzi!" (...). Nagle wpadłem w wielką jamę, której ściany były wręcz pionowe. Gdy leżałem tam w ciemnościach, łapiąc oddech, dostrzegłem coś białego poruszającego się po drugiej stronie leja. (...). Cały lej ożył. Wyglądało to, jakby wielkie kawały błota oderwały się od mrocznych ścian. Przede mną wyrosło ośmiu czy dziesięciu żołnierzy - jeden celował mi z karabinu w głowę. (...)". Następnego ranka - po niemal ośmiu miesiącach - pomieszczenia fortu Douaumont ponownie zajęli francuscy żołnierze. Tym razem byli to żołnierze trzech walczących dywizji piechoty, które wchodziły w skład 2. Armii Francuskiej. Jedną z nich był elitarny Pułk Kolonialny Piechoty Marokańskiej (fr. Régiment d'Infanterie Coloniale du Maroc). Czyż to również nie jest "szczęśliwy zbieg okoliczności?"....
Francuscy żołnierze po odbiciu fortu, przyglądają się jeńcom niemieckim (Fot. www.gettyimages.es).
   Po zajęciu fortu, Francuzi dokończyli prace rozpoczęte przez Niemców. Całość prac powierzono specjaliście od drążenia tuneli kapitanowi Harispe. Pod jego nadzorem, ukończyli oni i znacznie rozbudowali tunel północny, do którego prowadziły teraz aż trzy wyjścia. Przy starym wejściu, wybudowano nowy 30-metrowy szyb w którym zainstalowano windy towarowe, wykopano trzy tunele prowadzące do fosy i ukończono tunel południowy. Wybudowano także dodatkowy system tuneli, który na głębokości 20 metrów łączył wieże artyleryjskie, północną wieżę karabinów maszynowych i prochownię. Prace w forcie trwały nieprzerwanie do 1918 roku. Wydrążono wtedy w sumie ponad 800 metrów nowych tuneli i dwa 30-metrowe szyby.
Doskonale widoczna "klatka schodowa" fortu Douaumont.
   Z perspektywy czasu Fort Douaumont był znacznie lepiej przygotowany do ostrzału artyleryjskiego, niż belgijskie forty, które zostały zniszczone przez niemieckie haubice kal 420 mm w 1914 roku. Szacuje się, że podczas I wojny światowej w fort trafiło około 400 tysięcy pocisków najróżniejszego kalibru. Wśród nich były te najpotężniejsze - 23 trafienia niemieckiego moździerza Gamma-Gerät kal. 420 mm i 15 trafień francuskich haubic kolejowych kal. 400 mm. Pomimo bezpośrednich trafień i przebić stropu prawie tonowymi pociskami, bastion przetrwał bombardowania w dosyć dobrym stanie.
   Po wojnie jeden z francuskich wyższych dowódców stwierdził oficjalnie, że bezmyślna utrata fortu, kosztowała francuską armię 100 tysięcy istnień ludzkich. Wspomniał także o francuskim Sztabie Generalnym dowodzonym przez generała Joffrea, który wykazał się brakiem wiedzy o sytuacji frontowej, niefrasobliwością i karygodnym szastaniem ludzkim życiem.
Francuscy żołnierze uzupełniają amunicję po odbiciu fortu 24 października 1916 roku (Fot. www.defense.gouv.fr).
   Trwająca prawie rok bitwa nie przyniosła Niemcom oczekiwanych sukcesów. Zdobycie fortu Douaumont i kilku sąsiednich fortów nie przyczyniło się do zdobycia Verdun, ani załamania francuskiej armii. "Bitwa na wyczerpanie" - którą tak zuchwale zachwalał generał von Falkenhayn - okazała się nieskuteczna i nie przyniosła rozstrzygnięcia na zachodnim froncie. Co prawda zajęcie fortu Douaumont - choć przypadkowe - było dla Niemców ogromnym sukcesem, a dla francuzów wielkim wstrząsem, to nie miało większego wpływu na losy wojny. Jego zdobycie nie ustrzegło także generała Ericha von Falkenhayna, który został zdymisjonowany jeszcze podczas trwających walk - 29 sierpnia 1916 roku. Zastąpiony został przez dwóch znakomitych dowódców - feldmarszałka Paula von Hindenburga i generała Ericha Ludendorffa.
Kazamata w której mieściła się centrala telefoniczna znajdowała się na dolnym poziomie.
   Zakończona w grudniu 1916 roku bitwa o Verdun, była najkrwawszą bitwą w dziejach. Tylko Ci, którzy poznają bliżej jej przebieg i/lub odwiedzą miejsce walk, uświadomią sobie dlaczego nazywana jest ona "Piekłem Verdun" czy "Verduńskim młynem". W czasie jej trwania obie strony wystrzeliły około 40 mln. pocisków artyleryjskich wszelkiego kalibru. Do dzisiaj nie znane są jednak dokładne straty obu stron. Szacuje się, że po obu stronach straty znacznie przekroczyły 300 tysięcy ludzi, jednak pojawiają się głosy, że podczas bitwy mogło polec w sumie ponad milion ludzi. 
   Ilu w śród poległych było Polaków? Trudno jednoznacznie określić. Wiadomym jest, że przez "Piekło Verdun" w pułkach piechoty armii cesarskiej przewinęło się wielu Ślązaków, Pomorzan, czy Wielkopolan. Jedną z takich postaci był Piotr Wisniewski, który służył w 67. Pułku Piechoty, brał udział w obronie fortu Douaumont i został ranny pod Verdun. Panu Piotrowi na szczęście udało się przeżyć, a historię jego i rodziny możecie poznać tutaj.
 
   A co działo się z fortem po wojnie? Przez pierwsze powojenne lata, fort odwiedziło wielu polityków i wysokiej rangi oficerów wielu krajów. Wśród wizytujących był m. innymi Król Hiszpanii Alfons XIII, który odwiedził fort w 1919 roku. W 1921 roku francuskimi fortami w Verdun zainteresował się generał Benoit, który uważał, że mogą się one jeszcze francuzom przydać. Nie znalazł on jednak poparcia w tej sprawie. Pięć lat później - ze względu na ich położenie i wiek - umocnienia oficjalnie uznano za zbędne i zdecydowano się ich nie remontować. 
Francuski gen. Georges i Król Hiszpanii Alfons XIII podczas wizytacji fortu Douaumont, 1919 rok. (Fot. zbiory autora).
Fort Douaumont po zakończeniu I wojny światowej (Fot. zbiory autora).
Przedpole fortu Douaumont po walkach w 1916 roku (Fot. zbiory autora).
   W latach 30-tych XX wieku - funkcjonujące i nie zniszczone wcześniej forty - użytkowane były przez francuską armię. Fort Douaumont - jako jeden z nielicznych uszkodzonych podczas wojny - został częściowo naprawiony i ponownie uzbrojony. W jego wzmocnionych stanowiskach ogniowych, ponownie pojawiły się działa kal. 155 mm i 75 mm oraz karabiny maszynowe we wszystkich przeznaczonych do tego wieżach. 
   W latach 1937-1939 - kiedy sytuacja w Europie stawała się coraz bardziej napięta - zdecydowano się wyremontować wszystkie wieże w forcie Douaumont, a cały system forteczny Verdun wykorzystać w razie wojny, jako drugą linię obrony, tuż za Linią Maginota.
Jedna z kilku 80-centymetrowych kopuł obserwacyjnych fortu Douaumont.
   Kiedy wojna zbliżała się "wielkimi krokami", pod koniec sierpnia 1939 roku Francuzi ogłosili powszechną mobilizację i przygotowywali się do obrony zachodnich granic. Jako obsadę drugiej linii obronnej, zdecydowano się utworzyć specjalne grupy bojowe. Fort Douaumont miały obsadzić dwie z nich - 2 i 3 Grupy Obronne ze 160. Pułku Artylerii Pieszej (fr. 160e Régiment d'Artillerie à Pied). Każda z nich składała się m. innymi z trzech baterii. Grupa 2. zajęła Casemates de Bourges i wieżyczki fortu wyposażone w działa 75 mm modél 1897. Grupa 3. obsadziła wieże haubic kal. 155 mm modél L 1877 i modél C 1915 Saint-Chamond.
   W styczniu 1940 roku francuskie dowództwo zapomniało jednak, jaki - katastrofalny w skutkach - błąd, popełnił ich szef Sztabu Generalnego Joffre w 1916 roku i ponownie rozbroiło forty pod Verdun. Większość Grup Obronnych została przeniesiona wówczas do innych baterii i na innych odcinkach frontu, m. innymi do Szampanii, Lotaryngii i Alzacji.
Niemieccy oficerowie obserwują okolicę z wierzchołka fortu Douaumont (Fot. www.bundesarchiv.de).
   Kiedy niemieckie jednostki rozprawiały się z wojskami alianckimi pod Dunkierką, w sektorze Verdun niewiele się działo. Broniący tego odcinka i dowodzący 2. Grupą Armii generał André-Gaston Prételat wstrzymywał swoje niedostatecznie liczebne jednostki i czekał na dalszy rozwój wydarzeń. 12 czerwca 1940 roku niespodziewanie wydano rozkaz, aby nie bronić Verdun, a część wojsk przenieść w okolice wzgórz Mort-Homme i tam zatrzymać Niemców. Obawiano się bowiem, aby miasto o tak wielkim znaczeniu dla Francji, nie zostało zniszczone podczas bezpośrednich walk. 
   Generał Prételat ze swoimi 30 dywizjami szybko jednak został pokonany przez nacierających Niemców, a broniony przez niego odcinek, nie stanowił już żadnej przeszkody. Wycofujące się na południe francuskie oddziały pozwoliły wkroczyć najeźdźcom do miasta 15 czerwca 1940 roku. Ciekawostką jest, że obsada fortu nadal uczestniczyła w walkach obronnych, wystrzeliwując w kierunku nacierających żołnierzy niemieckich kilka pocisków z haubic kal. 155 mm. 
Niemcy przy jednej z kopuł (Fot. www.gettyimages.es).
   I choć tego dnia niemiecki generał Franz Halder w swoim dzienniku, napisał o zdobyciu miasta o historycznym znaczeniu dla francuzów, to niektóre forty - w tym także fort Douaumont - broniły się jeszcze przez kilka dni. 
 
   Po upadku Francji - przez cały okres jej okupacji - fort Douaumont, stanowił dla niemieckich żołnierzy jedynie atrakcję turystyczną, którą odwiedzali dosyć często. Widać to przede wszystkim na fotografiach archiwalnych, których wykonano dosyć sporo w tym czasie. To samo stało się, kiedy tereny te zajęli amerykanie - oni także lubili się pokazywać "w towarzystwie" wielkich fortów. W obu przypadkach fortyfikacje - choć nie odegrały wówczas prawie żadnej roli - były wykorzystywane także w celach propagandowych....

   Dzisiaj fort Douaumont (oraz Fort de Vaux i Ouvrage de La Falouse) jest odrestaurowany i udostępniony dla zwiedzających. Z jego terenu usunięto praktycznie całą roślinność, przeczesano teren pod kontem niewybuchów i przygotowano drogi dojazdowe. Odsłonięto i zabezpieczono także otaczający go rów oraz oryginalną bramę wjazdową, która była dosyć mocno zniszczona. Na wielu naziemnych i podziemnych odcinkach usunięto gruz, zainstalowano oświetlenie i przystosowano teren dla zwiedzających.
 
   Fort Douaumont można zwiedzać praktycznie przez cały rok. Dostępnych jest większość podziemnych korytarzy i pomieszczeń oraz cała otaczająca go okolica (wyznaczone są do tego odpowiednie szlaki). Niedostępny jest jednak poziom najniższy, który został wybudowany w 1917 roku, a który obecnie jest zalany. I choć cały teren został wielokrotnie sprawdzony i zabezpieczony, to schodzenie z wyznaczonych szlaków wokół fortu jest zabronione. Wystające z ziemi stalowe części, druty, gruz, czy zawalone sklepienia mogą narazić Was na utratę zdrowia i życia. Pomimo tego, zachęcam wszystkich, aby teren wokół Verdun oraz forty zwiedzić. Dopiero wówczas - patrząc na ten porośnięty trawą i lasami "księżycowy krajobraz" - można sobie wyobrazić, co tak naprawdę wydarzyło się tutaj ponad sto lat temu....
Porośnięty trawą teren fortu Douaumont w 1978 roku (Fot. www.de.wikipedia.org).
Zdjęcie przedstawia leje po pociskach artyleryjskich oraz fragment fosy, którą sforsowali Niemcy.
Główne wejście fortu Douaumont, zdjęcie z wiosny 1917 roku (Fot. zbiory autora).
   Warto zwrócić uwagę na kilka tablic zamontowanych na czołowej ścianie fortu. Upamiętniają one m. innymi francuskich obrońców fortu, 679 zabitych w eksplozji niemieckich żołnierzy oraz gołębie pocztowe, które przekazując meldunki frontowe, zginęły podczas walk.
 
Moja ocena: 10/10

Kraj: Francja
Miejscowość: Douaumont
Strona internetowa:
Godziny otwarcia:
luty, marzec, listopad i grudzień: 10:00-17:00
kwiecień i wrzesień: 10:00-18:00
maj i czerwiec: 10:00-18:30
lipiec i sierpień: 10:00-19:00
październik: 10:00-17:30
Wstęp: 6€ (dorośli), 3€ (dzieci i młodzież do 12 lat), wstęp darmowy (dzieci do 8 lat) 
Parking: bezpłatny
 
   Zdjęcia (o ile nie zostało to oznaczone inaczej) pochodzą ze zbiorów autora, lipiec 2020 r.
Jeden z bocznych korytarzy fortu Douaumont.
Główne wejście do fortu Douaumont oraz kilka tablic upamiętniającyh poszczególne oddziały francuskie, niemieckie, a także gołebie pocztowe.
Bibliografia:
Ackermann, Anne, Argonne, zone de guerre 1914-1918, Veurey-Voroize 2017
Evans, Martin Marix, Największe i przełomowe bitwy I wojny światowej, tłum. Marian Baranowski, Warszawa 2008
Hart, Peter, I wojna światowa 1914-1918. Historia militarna, tłum. Jan Szkudliński, Poznań 2014
Livesey, Anthony, Wielkie bitwy I wojny światowej, tłum. Małgorzata Malczyk, Warszawa 1998
Neiberg, Michael S., Historia I wojny światowej. Front zachodni 1914-1916. Od planu Schlieffena do Verdun i Sommy, tłum. Norbert Radomski, Poznań 2010
Pajewski, Janusz, Pierwsza wojna światowa 1914-1918, Warszawa 1998
 
Mapa dojazdu:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz