niedziela, 29 stycznia 2023

Obóz pracy (niem. Arbeitslager) Jawischowitz/Jawiszowice (podobóz KL Auschwitz) - (woj. Małopolskie)

    Słysząc nazwę Auschwitz, mamy na myśli przede wszystkim dwa główne niemieckie nazistowskie obozy na terenach okupowanej Polski - KL Auschwitz I (Oświęcim) i KL Auschwitz II-Birkenau (Brzezinka). Być może niektórzy z Was wspomną również o trzecim dużym obozie - KL Auschwitz III-Monowitz (Monowice). Jednak Auschwitz, to nie tylko te trzy największe i najbardziej wydajne "fabryki śmierci" związane z ta nazwą. To również szereg podobozów, które rozsiane były na terenach południowej Polski. Według różnych źródeł było ich od 41 (według United States Holocaust Memorial Museum) do blisko 50 (według Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau). Widniały one pod różnymi nazwami - Arbeitslager (obóz pracy), Nebenlager (obóz poboczny), Aussenkommando (komando zewnętrzne) lub Wirtschaftshof (gospodarstwo rolne) - to jednak miały pełnić podobną rolę: "śmierć poprzez wyniszczającą pracę". Niektóre - te największe spośród nich - posiadały osobną, i dobrze rozbudowaną strukturę obozową i administracyjną, która jeszcze bardziej miała zwiększyć wydajność więźniów. Jednym z takich miejsc był niemiecki nazistowski podobóz Auschwitz - Jawischowitz (Jawiszowice).
         Choć oficjalnie holding Zakłady Rzeszy "Hermann Göring" (niem. "Reichswerke Hermann Göring") powstał 7 lipca 1939 roku, to wiadomym jest, że pod tą nazwą funkcjonował już przynajmniej dwa lata. Koncern bowiem, miał stać się głównym atutem w rękach nazistów w "walce" z przemysłowcami - którzy nie byli przychylnie nastawieni do planów Führera i jego paladynów - a także w realizacji Planu Czteroletniego.
    Popis swoich możliwości kierownictwo holdingu dało po aneksji Austrii i zawłaszczeniu tamtejszych zakładów przemysłowych. Już wówczas Reichswerke rozrosło się do imponujących rozmiarów, tworząc kilka siostrzanych firm pod odpowiednimi nazwami. Podobnie było po kampanii w Polsce w 1939 roku.
    Pod koniec 1939 roku - z inicjatywy Hermanna Göringa i w porozumieniu z Himmlerem - powstaje Główny Urząd Powierniczy "Wschód" (niem. Haupttreuhandstelle "Ost") z siedzibą w Katowicach, z zamiarem sprawowania komisarycznego zarządu majątkami polskimi i żydowskimi. Przy pomocy organów SS i policji, przeprowadzono na dużą skalę konfiskaty zakłady przemysłowych, warsztatów rzemieślniczych, majątków prywatnych i itp.
    W 1940 roku, ręce nazistów przeszedł cały majątek państwowy, w tym także główne zakłady górnicze na południu Polski. I tak, jak wcześniej na terenie Czechosłowacji i Austrii, tak i tutaj powstaje kolejne towarzystwo siostrzane zakładów Hermanna Göringa - Górnośląski Zarząd Kopalń Sp. z o.o. Zakładów Rzeszy "Hermann Göring" (niem. Bergwerksverwaltung Oberschlesien GmbH der Reichswerke "Hermann Göring"). W krótkim czasie zostały przejęte kopalnie węgla kamiennego, koksownie i elektrownie w Gliwicach, Rybniku, Chorzowie, Katowicach, Brzeszczach i Jawiszowicach. Na mocy specjalnej ustawy z rządem Rzeszy, zarządzane dotychczas komisarycznie zakłady przeszły na własność potężnego koncernu. Całość - dla sprawniejszego zarządzania i nadzorowania - została podzielona na pięć grup. W Grupie V znalazły się dwa Zakłady Wydobywcze Węgla Kamiennego "Brzeszcze", które - ze względu na powstały podobóz - najbardziej nas interesują.
"Reichswerke Hermann Göring" z główną siedzibą w Linz (Fot. zbiory autora).
    W marcu 1942 roku niemiecki Główny Urząd Gospodarki i Administracji SS (niem. SS-Wirtschafts- und Verwaltungshauptamt, w skrócie WVHA) zarządził zwiększenie zatrudnienia w kopalni. Prowizoryczne baraki zaczęły powstawać na terenie - oddalonych o 4 km - Jawiszowic (niem. Jawischowitz). W połowie roku podpisano umowę pomiędzy właścicielem kopalni, koncernem Reichswerke "Hermann Göring", a WVHA, którą reprezentował komendant niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego Auschwitz - Rudolf Höss. Właśnie wtedy zapadła decyzja o utworzeniu w tym miejscu filii KL Auschwitz pod nazwą Arbeitslager Jawischowitz, który podporządkowano komendanturze Auschwitz III-Monowitz.
    Umowa przewidywała dostarczenie z Auschwitz do obozu pierwszych 150 więźniów - w tym przypadku francuskich Żydów - a następnie systematycznie zwiększanie tej liczby, która w czerwcu 1944 roku miała osiągnąć liczbę 2,5 tysiąca.
    Inspektorat Obozów Koncentracyjnych zajął się zaprojektowaniem obozu, organizacją zatrudnienia więźniów, zaopatrzenia i szkolenia oddziałów wartowniczych i planowaniem warunków obozowych.
 
    15 sierpnia 1942 roku do obozu dotarło 150 pierwszych więźniów, którzy stali się zarazem pierwszymi w historii hitlerowskich obozów więźniami, którzy zaczęli pracować pod ziemią.
    Pierwszym komendantem obozu był Volksdeutsch z Polski SS-Unterscharführer Wilhelm Kowol (od sierpnia 1943 do sierpnia 1944), następnie SS-Hauptscharführer Josef Remmele, a po nim - na krótko został - Oberscharführer Horst Buss.
    Podobóz został zbudowany na terenie, gdzie obecnie znajduje się Park Miejski - wzdłuż ul. Obozowej. Na jego terenie wybudowano kilkanaście różnych typów drewnianych i murowanych baraków. W siedmiu drewnianych barakach ulokowano więźniów, natomiast murowane przeznaczone były dla ponad 70-osobowej załogi SS, na kuchnię, szpital, magazyny, warsztaty, latryny i łaźnie. Oprócz tego, powstał tutaj także zakład szewski, krawiecki, łaźnia, basen przeciwpożarowy i szpital z osobnymi salami na Żydów i nie-żydów. Ostatnie z tych miejsc, tylko z nazwy przypominało prawdziwa placówkę medyczna. Prowizoryczny lazaret zwany "rewirem" nie był przystosowany ani do leczenia, ani tym bardziej do przyjęcia dużej ilości pacjentów. Tym bardziej, że urazy z jakimi do szpitala trafiali więźniowie, były zazwyczaj bardzo poważne i skomplikowane. Biorąc również pod uwagę fakt, że personel stanowili głównie sami (niewykwalifikowani) więźniowie, skutek mógł być tylko jeden - powolna śmierć. 
    Cały obóz został ogrodzony drutem kolczastym, który był pod napięciem, a w jego narożnikach zbudowano cztery wieże wartownicze. Przebywający tam SS-man z karabinem maszynowym, mógł otworzyć ogień do każdego, kto próbował jakiejkolwiek próby ucieczki. Według moich informacji, jedynym budynkiem, który znajdował się poza obozem, była duża willa stojąca przy prawym narożniku obozu (obecnie znajduje się ona przy rondzie, gdzie stykają się ulice Dworcowa, Turystyczna i Ofiar Oświęcimia). Korzystała z niej administracja obozowa i kilku oficerów.
    Pomimo rozbudowy podobozu, w 1944 roku panował w nim duży ścisk i złe warunki sanitarne. W barakach dla 54 osób, przebywało wówczas nawet 200 więźniów. Wygłodzeni więźniowie byli źle traktowani, a przykład swoim podwładnym dawał sam SS-Unterscharführer Kowol. Według relacji jednego z więźniów: "kiedy Kowol był pijany, strzelał do napotkanych więźniów".
    Przetrzymywani więźniowie mieli do dyspozycji dwa komplety odzieży. Jeden przeznaczony był do noszenia w podobozie, natomiast drugi - ubranie robocze - więźniowie zakładali do pracy i zdejmowali tuż po powrocie z kopalni. Choć warunki obozowe nie były najlepsze, to od innych podobnych miejsc różniły się tym, że więźniowie nie cierpieli z powodu wszy. Wszystko dlatego, że praca w kopalni sprawiała, że musieli oni codziennie korzystać z łaźni obozowej. Niestety, w porównaniu do innych podobozów w tym rejonie, praca w kopalni była jedną z najcięższych, jakie wykonywano. Według więźniów, do najcięższych zaliczano załadunek węgla i jego "transport".
    Praca w kopalni wykonywana była w systemie trójzmianowym według ustalonych norm wydobycia. Jak można się domyślić - ze względu na niedożywienie i osłabienie więźniów - często zdarzało się, że nie mogli oni im sprostać. Dodatkowym problemem z wyrobieniem norm był też brak odpowiednich kwalifikacji. Wówczas przedłużano czas pracy, do momentu, aż normy zostały wypracowane.
    Więźniowie zawsze zjeżdżali pod ziemię szybem nr. 1, a wówczas nikt z postronnych osób nie mógł się znajdować w ich pobliżu. Zabroniona była nie tylko rozmowa, czy podawanie pożywienia, ale nawet jakikolwiek kontakt wzrokowy i mimika twarzy. Pomimo srogich kar, część brzeszczan zdobywała się na odwagę i pomagała więźniom. Jedną z osób wyciągającą w kierunku ludzi w pasiakach dłoń z suchym chlebem był Alojzy Gach.
    Ci więźniowie, którzy pracowali na powierzchni, przeznaczeni byli głównie do prac budowlanych, ale nie tylko - w drugiej połowie 1944 roku, największa grupa pracowała w sortowni. Grupa składała się z kilkudziesięciu więźniów, głównie młodocianych Żydów. Ci, którzy pracowali na powierzchni kopalni, skierowani byli przede wszystkim do budowy elektrowni "Andreas" w Brzeszczach, która jednak nigdy nie została ukończona (jej potężny żelbetowy szkielet można podziwiać po dziś dzień). Inne grupy więźniów pracowały na terenie przepompowni na Młynówce, a jeszcze inni drążyli szyby "Andreas I", "Andreas II", "Andreas III" i "Andreas IV" na terenie kopalni w Jawiszowicach. wielkich żelbetowych konstrukcji.
    Ciężko pracujących więźniów, co kilka tygodni czekała wizyta u obozowego lekarza SS, który sprawdzał ich przydatność do dalszej pracy. Ci, którzy zostali uznani za niezdolnych do dalszej pracy, w niedługim czasie trafiali do głównego obozu w Auschwitz, gdzie w większości zostali zamordowani w komorach gazowych. Według zachowanych fragmentarycznych danych, od października 1942 roku do grudnia 1944 roku z Jawischowitz wywieziono ponad 1,8 tys. chorych. Nie wiadomo ilu z nich przeżyło....  
Robotnicy na terenie kopalni "Brzeszcze" podczas wizyty wysokich oficerów z SS, 1944 r. (Fot. www.ushmm.org).
    W Arbeitslager Jawischowitz przebywali głównie Żydzi z Polski, Francji, Niemiec, Holandii, Włoch i Węgier, ale trafiali tutaj także Niemcy, Rosjanie i Polacy nie posiadali korzeni żydowskich. Ta ostatnia grupa składała się głównie z miejscowych górników, którzy z różnych powodów trafili w to miejsce. Niemal każde - nawet niewielkie - przestępstwo lub niesubordynacja wobec niemieckiego kierownictwa pobliskich kopalń, skutkowało zesłaniem do obozu w Jawiszowicach. Po przybyciu do podobozu, więźniowie ci nie otrzymywali jednak pasiaków i nie tatuowano im numerów obozowych. Najprawdopodobniej było to związane z tym, że każda z tych osób - po odbyciu przyznanej kary - była ponownie wypuszczana na wolność (karą było zazwyczaj osadzenie w obozie na czas od kilku tygodni do kilku miesięcy). Tacy więźniowie mieli także inne niż pozostali zadania. Nie pracowali bowiem bezpośrednio przy wydobyciu węgla, a jedynie na powierzchni i przy różnych zadaniach. Ich obowiązkiem było także przyuczanie pozostałych więźniów do roli "górników" lub innych "specjalistów". Wśród dziesiątek takich więźniów, znaleźli się m. innymi Jan Usarek, Tomasz Stokłosa i Bogumił Cetko.
    W AL Jawischowitz znalazł się również - urodzony 21 września 1911 roku w Rybniku - Franciszek Sobik, który trafił w ręce Gestapo 11 lutego 1943 roku z powodu zdrady jednego z rybnickich pracowników kolei. Najstarszy z sześciorga rodzeństwa Franciszek, od początku wojny walczył przeciwko Niemcom - początkowo, jako pracownik Urzędu Pocztowego, a następnie w szeregach Rybnickiego Podokręgu Związku Walki Zbrojnej. Sobik został aresztowany, jako jeden z pierwszych i - wraz z około 60 innymi osobami - dwa dni później został przewieziony do KL Auschwitz. "O godzinie 14:00 samochody ciężarowe, którymi byliśmy przewożeni z katowickiej siedziby Gestapo, zatrzymały się w pobliżu komory gazowej i krematorium obozowego. Rozkazano nam ustawić się w kolumnę - po pięć osób w rzędzie - i popędzani z krzykiem, zostaliśmy zagonieni w kierunku bramy głównej obozu, nad która widniał duży napis" - wspominał po latach jeden z przybyłych wraz z nim więźniów. Następnie Sobik - więzień o numerze 107482 - został skierowany do budynku z czerwonej cegły, na którym widniał napis "Block 2".... 
Franciszek Sobik w KL Auschwitz (Fot. www.auschwitz.org).

    A jak trafił Franciszek Sobik do AL Jawischowitz? Wszystko za sprawą swojego towarzysza z czasów wspólnej działalności w ZWZ/AK - Karola Miczajki. To właśnie dawny kompan w połowie maja 1943 roku, jako pierwszy trafił do podobozu w okolicach kopalni "Brzeszcze", gdzie - wykorzystując swoje znajomości - doprowadził do przeniesienia także Franciszka Sobika.
 
     Franciszek Sobik został wprowadzony na teren podobozu główną bramą (znajdowała się ona obok budynku w którym mieści się obecnie Bank Spółdzielczy) nad którą widniał podobny napis, jak ten, który widział w Auschwitz. Nad głową więźnia znajdował się napis "Arbeit macht Frei" oraz informacja, że jest to filia głównego obozu Auschwitz. Na placu apelowym znajdował się specjalny kozioł do wymierzania chłosty drewnianym kijem. Wszystkie otrzymane razy, bity więzień musiał liczyć na głos. Tuż przy placu znajdowały się dwie kamienne figury przedstawiające górników, które wykonał w 1944 roku - na polecenie kierownictwa obozu - więzień Jakub Markiel. Choć zachowały się oryginalne figury, to te na terenie dawnego obozu są kopiami. Obóz był oświetlany wysokimi latarniami, z których zachowała się jedynie jedna - niezwykle ciekawa 4-ramienna latarnia przy placu apelowym. Co ciekawe, osobiście nigdzie indziej, nie widziałem drugiej takiej latarni, a zwiedziłem już blisko setkę podobnych miejsc.
Wyjątkowa latarnia postawiona w AL Jawischowitz, lata 60-te XX wieku... (Fot. www.subcamps-auschwitz.org).
... i stan obecny, 2022 r.
    W Arbeitslager Jawischowitz śmiertelność wśród więźniów była bardzo wysoka. Wszystko ze względu na pracę jaką wykonywali. Była ona niezwykle ciężka i niebezpieczna. A biorąc pod uwagę niewielkie racje żywnościowe, ilość godzin pracy i niewielką ilość snu, współczynnik ten określany był, jako bardzo wysoki. Nie bez znaczenia był także fakt, że większość z przebywających w obozie więźniów, nigdy nie pracowała fizycznie, a tym bardziej w górnictwie. Wielu więźniów - tzw. intelektualistów - nie wytrzymywała zbyt długo takich warunków i w bardzo krótkim czasie doprowadzało ich do wycieńczenia, a w konsekwencji do śmierci. Wszystkie ciała więźniów - ze względu na brak krematorium na terenie podobozu - raz w tygodniu były wywożone samochodem ciężarowym do krematorium w Auschwitz lub Birkenau.
    Na teren kopalni zawsze przyprowadzano całe "komando", co w tym przypadku oznaczało zazwyczaj grupę roboczą 250-300 osób. Jak już wcześniej wspomniałem, 8-godzinny czas pracy nierzadko zamieniał się w 10-, 12-, 14- a nawet 24-godziną szychtę. To oczywiście znacznie skracało bezcenny czas, jaki pozostawał więźniom do zregenerowania się.
    Nie dożywieni i nie wyspani, musieli każdego dnia pieszo pokonywać kilkukilometrową trasę pomiędzy podobozem a terenem kopalni. Bardzo często drogę tą pokonywali boso, ponieważ albo obuwia było zbyt mało, albo prowadzący grupę roboczą kierownik komanda (niem. Kommandoführer) nakazał zdjąć chodaki i założyć je dopiero po przybyciu na miejsce. Eskortujący ich z psami SS-mani, zawsze podczas przemarszu wymagali od więźniów śpiewu i - zwłaszcza w porze wieczorowej lub w nocy - zachowania odpowiednich przepisów związanych z przemarszem (np. "skrajni" więźniowie zawsze musieli nosić lampy górnicze).
Brama główna Kopalni Węgla w Brzeszczach, stan obecny.
    Więźniowie osadzeni w podobozie w Jawiszowicach, stanowili jedynie 30-35 procent załogi kopalni i m. innymi dzięki temu, nie pracowali w niedzielę. A ponieważ przez sześć dni pracy nie uczestniczyli oni w porannych i wieczornych apelach, musieli - wraz z pozostałymi więźniami - stawić się na nie w niedzielę. Innym obowiązkiem - niewielkiej tylko grupy więźniów, którzy tworzyli obozową orkiestrę - było stawienie się przed wejściem podczas wymarszu i powrocie każdej grupy roboczej. Wówczas przy akompaniamencie następowała "zmiana szychty" w kopalni. Trwało to jednak dosyć krótko, bo do końca 1943 roku, po czym zaprzestano tej praktyki. Pozostały czas - niemal w całości - więźniowie mogli przeznaczyć na odpoczynek i "atrakcje obozowe". Do takich atrakcji zaliczano m. innymi tzw. kółka kulturalne, gdzie uczono się nowych piosenek, skeczów lub urządzano próby związane z przedstawieniami artystycznymi, przewidzianymi dla załogi obozowej. Zazwyczaj takie widowisko odbywało się pomiędzy godziną 15:00 a 16:00 i miało miejsce w specjalnie do tego wyznaczonym miejscu na terenie obozu - w jednym z narożników obozu, tuż przy wieży wartowniczej. Wówczas oprócz samych więźniów i części załogi obozowej, spektakl mogli oglądać także przechodzący za płotem mieszkańcy. Z tego powodu, bardzo często dzień ten nazywano "wesołymi niedzielami".
Rozkaz wyjazdu do magazynów w KL Auschwitz (Fot. www.subcamps-auschwitz.org).
    Kiedy 18 stycznia 1945 roku wojska radzieckie parły w stronę Auschwitz i Jawiszowic, naziści kończyli "sprzątanie" w podobozie. Po wywiezieniu lub wysłaniu do domów "zdobyczy wojennych" zagrabionych więźniom, i zniszczeniu części dokumentacji, przyszedł czas na ostatnia grupę więźniów, których około 90 procent stanowili europejscy Żydzi. Ich liczba była znacznie mniejsza, od tej z końca 1944 roku - kiedy oscylowała w okolicach 2,5 tysiąca - ponieważ w ostatnim kwartale tegoż roku esesmani wysłali prawie wszystkich Polaków, Rosjan i Niemców z Jawischowitz do KL Mauthausen i KL Buchenwald. Ostateczna ewakuacja nastąpiła w nocy z 18 na 19 stycznia 1945 roku. Wówczas w obozie przebywało 1948 osób. Niemal wszyscy zostali dołączeni do kolumn więźniów ewakuowanych z Birkenau. W "Marszu śmierci", który podążał w kierunku - oddalonego o ponad 60 km - Wodzisławia Śląskiego, życie straciło wielu ludzi. Jedni padali z wycieńczenia i przemarznięcia, a inni - zwłaszcza Ci, którzy spowalniali kolumnę - byli zabijani z broni palnej przez eskortujących ich SS-manów. "Wieczorem rozdano nam chleb i margarynę. Każdy mógł zabrać tyle okrycia ile chciał. Panował przenikliwy chłód. W rewirze pozostawiono około 140 chorych, niezdolnych do marszu więźniów. Wiedzieliśmy już, że skręcimy w prawo, w kierunku, w którym poszły wcześniejsze kolumny. Wyszliśmy i nasze serca biły z trwogi, widząc na poboczach drogi ciała tych, którzy zostali zastrzeleni przez esesmanów. (...). Nie wiedzieliśmy dokąd nas zabierają. Niedługo po naszym wyjściu, z tyłu kolumny rozległy się odgłosy pierwszych strzałów. Najsłabsi byli bezlitośnie rozstrzeliwani" - wspominał po latach swój udział w tym marszu Herman Raffowicz (nr. 57 256). Trzeba tutaj dodać, że część z tych więźniów, ciągnęła mozolnie dobytek SS-manów - przeładowane sanie, wypełnione wartościowymi przedmiotami. Docelowym miejscem wszystkich maszerujących więźniów były stacje kolejowe w Wodzisławiu Śląskim i Gliwicach, skąd transportowano ich dalej do obozów w Mauthausen i Buchenwaldzie, a także podobozów tego drugiego.
Baraki AL Jawischowitz w latach 60-tych ubiegłego wieku (Fot. www.subcamps-auschwitz.org).
    W podobozie w Jawiszowicach - w dniu wyzwolenia - znajdowało się jedynie kilkudziesięciu chorych i wycieńczonych więźniów, którzy nie byli w stanie wyruszyć wraz z pozostałymi. Ich ostatecznie zostawiono na pastwę losu - śmierć głodową lub zamarznięcie. Na szczęście pomoc przyszła na czas. Zanim na miejsce dotarła Armia Czerwona, pomoc więźniów nieśli mieszkańcy Brzeszcza. Następnie - kiedy 29 stycznia 1945 roku obóz oswobodzili żołnierze sowieccy - otrzymali oni odpowiednią opiekę z miejscowego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża, który zaczął funkcjonować na początku lutego w szpitalu w Brzeszczu. Zespół składał się z 30 ochotników - lekarzy i pielęgniarek - przybyłych z Krakowa, którymi przewodził doktor J. Sierankiewicz. Dopiero po kilku dniach współpracować zaczęto z personelem dwóch sowieckich szpitali polowych i wspólnymi siłami próbowano ocalić jak najwięcej osób. Niestety nie wszystkich udało się uratować, ponieważ ilość pacjentów była olbrzymia - do szpitala trafiali także ocaleni więźniowie z innych obozów i podobozów - a leków i jedzenia było za mało.
    W okresie od lutego do maja 1945 roku, dr. Sierankiewicz i jego zespół mieli pełne ręce pracy, a ich dyżury nierzadko trwały po kilkadziesiąt godzin bez przerwy. To był czas, kiedy - pomimo wielkiego poświęcenia i wysiłku personelu szpitala w Brzeszczach - kierownik szpitala Jan Drzewiecki musiał napisać wiele depesz następującej treści: "P.C.K. w Brzeszczach prosi o wypłacenie 1.000 zł (...) za chleb i mleko dla 26 matek z niemowlętami (...) przebywającymi w szpitalu P.C.K. od dnia 5.II.45 do 11.III.45". Niestety bywały również takie, jak ten z 5 marca 1945 roku skierowany do Państwowej Kopalni Węgla w Brzeszczach: "Zarząd Szpitala P.C.K. w Brzeszczach, prosi o wykonanie 2 trumienek dla małych dzieci (...), które zmarły w tutejszym szpitalu"....
Pracownicy Szpitala P.C.K w Brzeszczach razem z sowieckimi lekarzami i pielęgniarkami (Fot. www.auschwitz.org).
    Jest słoneczny dzień 18 października 2022 roku. Po Parku Miejskim w Brzeszczu spaceruje kilka osób z małymi dziećmi i pieskami. Dwie starsze panie przyglądają się mi, ponieważ robię zdjęcie - stojącego blisko głównej drogi - pomnika, a następnie kieruję się w stronę jedynego stojącego tam niewielkiego budynku. Jest to dawny budynek łaźni obozowej (pierwotnie były tu dwie łaźnie), z którego w latach funkcjonowania podobozu korzystali więźniowie. Ku mojemu zdziwieniu, budynek jest otwarty, a stojący obok niego młody człowiek, zachęca mnie do jego darmowego zwiedzania. Budynek powstał w okresie marzec-czerwiec 1942 roku. Jest to budynek w kształcie prostokąta, wolnostojący i parterowy. Jako budulca użyto cegły, która została następnie otynkowana. Dach jest dwuspadowy, z wmontowanymi dwoma wywietrznikami i kominem. Okna zostały zamontowane asymetrycznie. We wnętrzu znajduje się niewielka część oryginalnego wyposażenia baraków podobozu i przedmioty należące do więźniów. Rzadkimi i niezwykle interesującymi przedmiotami są oryginalne, granitowe słupki graniczne z wyrytym logiem "Hermann Göring Werke"
    Niestety nie zachowały się do dzisiaj murowane baraki, które - do końca lat 70-tych ubiegłego wieku - zamieszkiwane były przez rodziny oczekujące na przydział mieszkań spółdzielczych.
    Dziś KL Auschwitz - Jawischowitz (Jawiszowice) to Miejsce Pamięci, którym opiekuje się - powołana w 2013 roku - Fundacja Pobliskie Miejsca Pamięci Auschwitz-Birkenau. Zwiedzający mogą zwiedzić budynek łaźni obozowej, w którym zebrano kilkadziesiąt przedmiotów związanych z KL Auschwitz i jego filiami. Oprócz tego budynku, na terenie Parku Miejskiego można podziwiać wspomniana przeze mnie betonową 4-ramienną latarnię (wpisane do rejestru zabytków województwa małopolskiego w 1995 roku), oraz kopie figur przedstawiających górników.
    Oryginalne posągi górników stały podczas okupacji przy bramie wejściowej do obozu. W 1944 roku - na zlecenie kierownictwa obozu - rzeźby wykonał więzień - Żyd Jacques Markiel.
Posągi wykonane przez Jakuba Markiela. W tle willa należąca do SS (Fot. www.subcamps-auschwitz.org).
    Jakub Markiel urodził się 20 lipca 1911 roku w Łodzi. Już od najmłodszych lat widoczny był jego talent artystyczny, który jako pierwsza zauważyła jego matka, posyłając go na prywatne lekcje rysunku. Młody Jakub ukończył Akademię Sztuk Pięknych w Krakowie na początku lat 30-tych XX wieku. W 1933 roku otrzymał stypendium i przeniósł się do Paryża, gdzie mieszkał i kształcił się aż do kapitulacji Francji w 1940 roku.
    Przez pierwsze lata okupacji udawało się jemu uniknąć losów wielu francuskich Żydów, którzy zostali aresztowani i wysłani do utworzonych przez nazistowskie Niemcy obozów koncentracyjnych na terenie Europy. Co ciekawe, udało się jemu uniknąć aresztowania nawet podczas wielkiej operacji przeciwko paryskim Żydom o kryptonimie "Obława Vel d'Hiv" (fr. La Rafle du Vel d'Hiv). Jednak w 1943 roku i on podzielił los tysięcy Żydów. Został aresztowany przez Gestapo w skierowany do obozu przejściowego w Drancy.
   25 czerwca 1943 roku znalazł się w jednym z kilkunastu transportów wyjeżdżających z Drancy i kierujących się do KL Auschwitz, gdzie otrzymał numer obozowy 126 105. Najprawdopodobniej już następnego dnia znalazł się w jednym z samochodów ciężarowych zmierzających do podobozu Jawischowitz i oddelegowany do jednego z "komand" pracujących w kopalni "Brzeszcze".
    Tutaj także bardzo szybko ujawnił swój talent plastyczny, o czym niezwłocznie poinformowano komendanta obozu SS-Unterscharführera Wilhelma Kowola. Na jego rozkaz Markiel zaczął tworzyć rysunki, które zdobić zaczęły korytarze czterech nowo wybudowanych bloków. Wykonywał również portrety dla esesmanów, kapo i - potajemnie - także dla zaprzyjaźnionych więźniów (sześć z nich można podziwiać dzisiaj na wystawie w oświęcimskim muzeum). Na początku 1944 roku otrzymał zadanie wykonania dwóch posągów przedstawiających górnika i robotnika z "Schachtkommando". "W 1944 roku nasz kolega Jacob Markiel (...) otrzymał od esesmanów polecenie wyrzeźbienia w kamieniu dwóch posągów, które miały przedstawiać (...), górnika i robotnika z Schachtkommando. Aby jego dzieło było zaakceptowane, postacie miały mieć herkulesową aparycję i ponadnaturalną wielkość" - opisał ten moment więzień Herman Raffowicz.
    Rysunki Markiela nie przetrwały do dnia dzisiejszego. Uległy zniszczeniu podczas rozbiórki bloków. Przetrwały natomiast wielkie rzeźby, które w 1945 roku kierownik Szkoły Górniczej w Brzeszczach - Tadeusz Michna - przetransportował przed wejście do budynku tamtejszej szkoły, gdzie stoją do dzisiaj. W 2007 roku rzeźby zostały przekazane Państwowemu Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, gdzie poddane zostały gruntownej konserwacji. Jednocześnie wykonano wierne kopie, które zostały ustawione w Parku Miejskim - na terenie dawnego podobozu.
     W nocy z 18 na 19 stycznia 1945 roku Jakub Markiel znalazł się w gronie więźniów, którzy zostali zmuszeni do "marszu śmierci". Wycieńczony i przemarznięty dotarł do Wodzisławia Śląskiego, skąd 22 stycznia został przewieziony pociągiem do KL Buchenwald. Tam doczekał szczęśliwego wyzwolenia przez wojska brytyjskie. Po zakończeniu wojny, wrócił do Paryża, gdzie zmarł w 2008 roku.
    1 września 1983 roku na skraju Parku Miejskiego odsłonięto pomnik upamiętniający ofiary podobozu KL Auschwitz, który zaprojektował Bogdan Rzenno. Napis wyryty na jednym z boków pomnika brzmi: "JESTEŚMY JAK ŻYWE KAMIENIE, TWARDE, NIEZŁOMNE GŁAZY. NIE SPALĄ NAS ŻADNE PŁOMIENIE, A OGIEŃ NIE CZYNI NAM SKAZY. JESTEŚMY JAK ŻYWE KAMIENIE, SAMOTNE BEZDOMNE SKAŁY. RZEŹBIŁY NAS ZIMNE STRUMIENIE I ŻAREM ZIEJĄCE UPAŁY. JESTEŚMY JAK ŻYWE KAMIENIE, W SERCU SZATAŃSKICH PIRAMID"....

Wszystkie zdjęcia (o ile nie zostało to oznaczone inaczej) pochodzą ze zbiorów autora, współczesne wykonano w październiku 2022 roku.

Bibliografia:
Cywiński, Piotr M.A., Lachendro, Jacek, Setkiewicz, Piotr, Auschwitz od A do Z - ilustrowana historia obozu, Oświęcim 2021
Irving, David, Marszałek Rzeszy Hermann Göring 1893-1946. Biografia, tłum. Bartłomiej Zborski, Warszawa 2001
Megargee, Geoffrey P. (General editor), Encyklopedia of Camps and Ghettos 1933-1945 vol. I part A, The United States Holocaust Memorial Museum, Bloomington, Indiana 2009
Strzelecki, Andrzej, Podobóz Jawischowitz, Zeszyty Oświęcimskie nr. 15, Oświęcim 1974
 
Mapa dojazdu:
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz