To już drugi post o Forcie Breendonk z cyklu "Dawniej i dziś". W Pierwszym poście odrobinę przybliżyłem historię samego fortu - która również jest niezwykle interesująca - oraz pierwsze tygodnie, kiedy został on zdobyty przez niemiecki Wehrmacht, a następnie przejęty przez Służbę Bezpieczeństwa Rzeszy. Od tego momentu - a więc od sierpnia 1940 roku - Fort Breendok wykorzystywany był jako niemiecki nazistowski obóz przejściowy, obóz pracy, obóz koncentracyjny oraz jako ośrodek niemieckiej Sicherheitspolizai (SIPO) i Sicherheitsdienst (SD). Co ciekawe, w pierwszym okresie swojego funkcjonowania, nosił on nazwę Auffangslager. Jego funkcjonowanie zakończono latem 1944 roku, tuż przed wkroczeniem do fortu brytyjskich żołnierzy. W tym poście poznacie częściowo zasady funkcjonowania tego miejsca, oraz postać ze zdjęcia - okrzykniętą przez Belgów zbrodniarzem wojennym numer jeden w tym kraju....
W sierpniu 1940 roku w forcie pojawił się wysokiej rangi oficer SS, Philipp Johann Adolf Schmitt, który został pierwszym komendantem obozu. Od razu zaczęto gorączkowe przygotowania do przyjęcia pierwszych więźniów. Do gminy Breendonk przesłano w tym celu dokument, w którym komendantura w Malines zwraca się o umeblowanie pomieszczeń fortu dla personelu i dwustu więźniów. Na - podpisanym przez Rittmeistera von Marckera - dokumencie wyszczególniono wszystko, co niezbędne: łóżka, materace, koce, szafki, stołki, miski do jedzenia, sztućce i wiele innych przedmiotów. 20 września wszystko już było gotowe na przyjęcie pierwszych więźniów. Na zdezorientowanych piętnastu więźniów czekał na placu 38-letni major Schmitt wraz ze swoim pupilem - psem o imieniu "Lump". Garstka więźniów wysłuchała na placu regulaminu obozowego, obejrzała swoje cele, po czym natychmiast przystąpiła do pracy. Ich pierwszym zadaniem było postawienie wokół fortu ogrodzenia z drutu kolczastego oraz usunięcie tony ziemi, która do tej pory zabezpieczała budynki fortu przed ostrzałem artyleryjskim.
Warunki w Auffangslager Breendonk były podobne do tych, jakie panowały w dużych obozach koncentracyjnych. Brak wyżywienia, kiepskie warunki sanitarne, mordercza praca i znęcanie się nad więźniami, powodowały znaczny odsetek zachorowań i dużą śmiertelność. Sytuację nieznacznie poprawiały paczki, które więźniowie otrzymywali od rodzin i znajomych. Ilość miesięczną paczek i ich zawartość regulował specjalny dokument wystawiony równocześnie w trzech językach: niemieckim, holenderskim i francuskim. Pozwalał on przetrzymywanym na dwie 2-kilogramowe paczki miesięcznie, w której mógł znajdować się jedynie bochenek chleba (tylko w całości), kawałki sera i drzem, ale wyłącznie w oryginalnie zamkniętych opakowaniach. Wszystkie inne produkty, jakie strażnicy znaleźli w paczkach, były konfiskowane. Ponadto można było napisać i otrzymać tylko jedną wiadomość miesięcznie....
Do lata 1941 roku Auffangslager Breendonk traktowany był niemal wyłącznie, jako obóz przejściowy i siedziba niemieckiej policji. Przyczyniła się do tego m. innymi bardzo dobra lokalizacja i sieć dróg, którą dowożono teraz kolejnych więźniów. Ponad połowę z nich, stanowili w tym czasie Żydzi, których od 1942 roku odsyłano już głównie do obozu utworzonego w koszarach Dossin w Mechelen. Stamtąd, trafiali już bezpośrednio do obozów śmierci. Od tego czasu w forcie przebywali już niemal wyłącznie więźniowie polityczni i członkowie belgijskiego ruchu oporu. Tutaj przebywali zazwyczaj kwartał, po czym trafiali do transportów zmierzających do obozów koncentracyjnych w Niemczech, Austrii i okupowanej Polski.
31 sierpnia 1944 roku Niemcy zakończyli ewakuację obozu. Wszystkich więźniów przeniesiono do obozu Vught w Holandii. 5 września do Fortu Breendonk wkroczyli brytyjscy żołnierze, którzy utworzyli w nim obóz jeniecki dla wroga. Niestety wśród więźniów nie znalazł się ani pierwszy komendant obozu - SS-Sturmbannführer Schmitt - ani jego następca od 1943 roku - SS-Sturmbannführer Karl Schönwetter. Co zatem stało się z człowiekiem ze zdjęcia - majorem Schmittem - i jego psem?
Urodzony w Bad Kissingen na Bawarii Schmitt, był komendantem obozu w Breendonk od sierpnia 1940 roku do listopada 1943 roku, piastując w tym samym czasie stanowisko dowódcy niemieckiego nazistowskiego obozu zbiorczego (niem. Jüdisches Sammellager) w koszarach Dossin w Mechelen. Choć prawie nigdy nie widziano go znęcającego się nad więźniami - stąd nadany jemu przez kolegów przydomek "dobry nazista" - był człowiekiem wyniosłym, pogardliwym i obojętnym na ludzkie cierpienie. Był też bardzo przedsiębiorczym człowiekiem, co przypłacił zwolnieniem z posady dowódcy Jüdisches Sammellager w kwietniu 1944 roku. Powodem był donos o handlu przez niego na czarnym rynku, należącą do Żydów odzieżą. Po tym czasie - aż do końca wojny - walczył na froncie zachodnim, gdzie został ranny w nogę. Za zbrodnie wojenne popełnione na terenie ich kraju, polowały na niego - z pomocą aliantów - belgijskie służby. Został aresztowany w Holandii pod koniec maja 1945 roku. Trafił do więzienia w Rotterdamie, gdzie został rozpoznany przez Paula Levy’ego - byłego więźnia obozu Breendonk. 20 listopada tego samego roku, Holandia dokonała jego ekstradycji do Belgii, gdzie trafił do... Fortu Breendonk. Mało tego, trafił w ręce kilku swoich byłych ofiar, które teraz sprawowały tam różne funkcje. Możemy sobie wyobrażać, jak dawny komendant "spędzał" teraz czas.
Philipp Schmitt czekał na rozpoczęcie procesu ponad cztery lata - do 2 sierpnia 1949 roku. Sąd wojskowy w Antwerpii oskarżył go o 83 morderstwa, które zostały popełnione na więźniach z jego rozkazu, lub za jego zgodą. Proces trwał krótko i już 25 listopada 1949 roku wydano wyrok skazujący go na karę śmierci. Skazany złożył apelację, która została oddalona. Odrzucono również prośbę o... ułaskawienie. Pomimo determinacji Schmitta, datę wykonania wyroku wyznaczono na 8 sierpnia 1950 roku. Tego dnia - punktualnie o godzinie 6:00 rano - oddział żandarmerii belgijskiej, wprowadził Schmitta do pomieszczenia dawnej wojskowej piekarni w Hoboken (dzisiaj dzielnica Antwerpii), gdzie wykonał wyrok. Philipp Johann Adolf Schmitt był ostatnim skazanym, który został stracony na terytorium Belgii, zanim ta zawiesiła stosowanie kary śmierci i zniosła ją w 1996 roku.
Nie wiadomo jakie były dalsze losy pupila majora Schmitta - owczarka o imieniu "Lump". Wiemy, że jego towarzysz, często atakował więźniów na jego rozkaz, przewracał ich i siadał na nich. Niektórych boleśnie pogryzł, m. innymi Herscha Sokola, który zmarł w izbie tortur, gdzie został ugryziony przez psa aż 17 razy. Podczas procesu Schmitt - zapytany o ten i kilka innych incydentów - stwierdził, że nie pamięta, czy jego pies kiedykolwiek ugryzł jakiegokolwiek więźnia....
Na zdjęciu archiwalnym widzimy SS-Sturmbannführera Philippa Schmitta podczas zabawy ze swoim psem "Lumpem". Zdjęcie wykonano w drugiej połowie 1940 roku na głównym dziedzińcu obozu Breendonk. Zdjęcie współczesne wykonane jest odrobinę pod innym kontem, przez co nie widać po prawej stronie zachowanego do dnia dzisiejszego budynku obozowego. Natomiast budynek widoczny na zdjęciu współczesnym, powstał dopiero w pod koniec 1940 roku, ale już po wykonaniu zdjęcia archiwalnego.
Oba zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora (archiwalne pochodzi z wystawy zorganizowanej w budynku na terenie fortu), współczesne wykonałem w sierpniu 2022 roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz