wtorek, 16 lutego 2021

Dawniej i dziś - punkt obserwacyjny amerykańskiej 101. Dywizji Powietrznodesantowej w Heteren. 1944-2017

    Kiedy było już wiadome, że operacja "Market Garden" nie powiedzie się, alianccy spadochroniarze zaczęli być wycofywani z zajmowanych wcześniej pozycji. Resztki brytyjskiej 1. Dywizji Powietrznodesantowej zostały wycofane do Oostereek, a amerykańska 101. Dywizja Powietrznodesantowa zajęła pozycje wzdłuż południowego brzegu Renu. Cały rejon - wraz z południową częścią Arnhem - otoczony był przez dwie duże rzeki (Dolny Ren i rzeka Waal), dlatego nazywano go "Wyspą". W zajętym przez amerykanów obszarze Betuwe, znajdowało się kilkanaście niewielkich miejscowości. Jedną z nich było Heteren, które znajdowało się od północy, bardzo blisko koryta Dolnego Renu. 
   Pomiędzy Heteren i głównym korytem Dolnego Renu, znajdowała się grobla z ważną ze strategicznego punktu budowlą - dzwonnicą starego kościoła, która zajmowana była przez amerykańskich spadochroniarzy. Ten znakomity punkt obserwacyjny, obsadzili żołnierze Kompanii Sztabowej 3. Batalionu 501. Pułku Piechoty Spadochronowej. Jako obserwator, koordynator i łącznik - z ustawionymi nieopodal na łąkach sekcjami moździerzy kal. 81 mm - najczęściej na wieży znajdował się sierżant Richard "Dick" Klein. 
 
   3 listopada 1944 roku swoich podwładnych, odwiedził generał major Maxwell Taylor i jego "gość" - dowódca XVIII Korpusu Powietrznodesantowego generał major Matthew B. Ridgway. Obaj dwugwiazdkowi generałowie wspięli się po - ustawionej wewnątrz wieży kościelnej - drabinie, aby z góry przyjrzeć się sytuacji na drugiem brzegu rzeki. Na stanowisku był sierżant Klein, który w kilku zdaniach przedstawił generałom sytuację. W pewnej chwili, generał Ridgway zwrócił się do sierżanta, aby ten obrał na przeciwległym brzegu jakiś cel i kazał go ostrzelać żołnierzom obsługującym moździerze. Sierżant Klein natychmiast chwycił za słuchawkę telefonu i połączył się z człowiekiem ukrytym w punkcie na polu, niedaleko od kościoła. Padł rozkaz oddania dziesięciu strzałów w miejsce, gdzie jak się wyraził: "jeszcze niedawno leżało cielsko zdechłego konia". Żołnierz po drugiej stronie od razu wiedział, o jakie miejsce chodzi, to też w krótkim czasie w kierunku tym poleciały pierwsze pociski. Pociski moździerzowe eksplodowały - w regularnych odstępach - idealnie we skazanym przez obserwatora na wieży punkcie. Zaraz po tym pokazie - dumny ze swoich chłopaków - generał Taylor pochwalił ich za sprawną akcję, wykonaną zgodną z podręcznikiem, po czym wraz ze swoim towarzyszem, opuścił punkt obserwacyjny. 
   Dopiero przy następnej wizycie gen. Taylora - w sobotę 9 listopada - okazało się tak naprawdę, jakie wrażenie zrobił na nim wspomniany pokaz. Choć akcja przebiegła sprawnie, a ostrzał był niezwykle precyzyjny, to było coś, co nie spodobało się generałowi. Chwilę po wejściu generała na wieżę, przekonał się o tym dobitnie sierżant Klein. Oddajmy głos samemu generałowi, który tak opisał to w swoich wspomnieniach: "Po kilku dniach wróciłem na wieżę sam i zbeształem sierżanta za nieprzestrzeganie standardowych procedur, podczas prowadzenia ognia w obecności dowódcy korpusu. Chodziło mi o prymitywne zwroty, jakimi się posługiwali przy dowódcy korpusu! Następnie wskazałem na przeciwległym brzegu nowy cel i rozkazałem oddać w jego kierunku kilka salw, używając jedynie komend z podręcznika artylerzysty. Sierżant nieśmiało zaprotestował, twierdząc, że nie może wykonać tego rozkazu, ponieważ wczoraj w tym miejscu, widziano kilka niemieckich dział nieprzyjaciela, które mogły zostać ustawione i przygotowane do ostrzału naszych stanowisk w Heteren. Stanowczo odrzuciłem ten protest i ponownie wydałem rozkaz. Tym razem moim żołnierzom nie poszło już tak gładko, jak ostatnim razem. Wycelowanie moździerzy we wskazany przeze mnie cel, trwało zbyt długo, a na dodatek ogień był niecelny. Nastąpiły korekty - raz pocisk eksplodował z lewej strony celu, a następnie z prawej - i dopiero za czwartym razem trafiono w miejsce, które wskazałem. Kiedy zakończono ostrzał, w naszą stronę natychmiast zaczęły nadlatywać pociski wroga, które idealnie trafiły w wieżę na której byliśmy. Na szczęście jej grube ściany nie zostały przebite, i nie wyrządziły żadnych szkód. Wściekły, rozkazałem sierżantowi, aby wraz ze swoimi ludźmi zajął się studiowaniem podręcznika". Tyle generał Taylor, który zaraz po tym zdarzeniu, zaczął schodzić po drabinie na dziedziniec kościelny. W tym momencie nadleciał jeszcze jeden pocisk wystrzelony przez Niemców, który eksplodował kilka jardów dalej, wzbijając w powietrze chmurę kurzu i rozbryzgując wokół mnóstwo odłamków. Na nieszczęście gen. Taylora, jeden z odłamków trafił go w... pośladek. "Kiedy otworzyłem po chwili oczy, z okna wieży wychylał się sierżant i wołał w kierunku swojego radiooperatora. Myślał, że mnie zabito. W ten sposób zdobyłem swoje Purpurowe Serce". - zakończył swoją opowieść gen. Taylor, który z powodu rany spędził w szpitalu 10 dni.

   Oba zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora. Archiwalne zdjęcie zostało wykonane najprawdopodobniej już po opisanym przeze mnie zdarzeniu (widoczne uszkodzenia), natomiast współczesne wykonano w maju 2017 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz