Robert Levy-Fleur pochodził z rodziny lotaryńskich przemysłowców, którzy w 1871 roku przybyli do Charleville w Ardenach. Jego ojciec był szanowanym urzędnikiem. Wraz z żoną Lucy bardzo się ucieszyli z narodzin - 10 grudnia 1886 roku - swojego syna. Zgodnie dali dziecku na imię Pierre Auguste Robert.
Młody Robert był bardzo otwarty na świat. Uczył się w odległym o 180 km liceum w Troyes. Wysoki, szczupły blondyn zdecydował się po ukończeniu liceum na studia prawnicze. Jednocześnie podjął lekcję psychiatrii w szpitalu w Salpetriere. Studia kontynuował w Bonn. Temat jego pracy magisterskiej wywołał ogólne zainteresowanie nie tylko wśród profesorów. Elaborat na temat "Angielskiej polityki kryminalnej dotyczącej dzieciństwa i dojrzewania" został napisany po angielsku i otworzył młodemu Robertowi bramy na świat.
Doktor nauk prawnych, znający trzy języki absolwent Wydziału Nauk Ścisłych, laureat kilku nagród, został w 1913 roku współpracownikiem w gabinecie Maurice'a Bernarda. Jego napięty harmonogram pracy nie przeszkadza angażować się w sprawy dzieci dla których zaczął pisać opowiadania, poezję i wygłaszać wykłady. Otworzył też niewielką kancelarię prawniczą.
Robert Levy-Fleur (fot. www.memoire.avocatparis.org). |
Dzień 23 sierpnia 1914 roku był kolejnym dniem ciężkich walk. 330. Pułk zajął pozycję na przyczółkach wokół skrzyżowania Spincourt (dzisiejsza droga D16 prowadząca z Avillers do Vaudoncourt). Tutaj porucznik Robert Levy-Fleur wraz z pozostałymi żołnierzami doczekał zmroku. Ranek kolejnego dnia nie zapowiadał tragicznego końca. 24 sierpnia była piękna, słoneczna pogoda. Dopiero około południa zajmowane przez 330. Pułk pozycje były przedmiotem ciężkiego ostrzału artyleryjskiego. Pociski spadały wszędzie. Na nasyp kolejowy, sypiąc duże ilości piachu na skrywających się za nim żołnierzy, oraz na drogę. Sporo pocisków spadło bezpośrednio na tory kolejowe, wyrzucając w powietrze kamienie, duże odłamki podkładów kolejowych, oraz fragmentów metalowych konstrukcji. W pewnym momencie dwa pociski - jeden po drugim - spadły właśnie na tory raniąc Roberta Levy-Fleur'a odłamkami najpierw w nogi, a potem w plecy uszkadzając obie nerki. Do ciężko rannego porucznika pierwszy dobiegł przyjaciel Loius Carpentier. Porucznik Robert Levy-Fleur konał prawie pół godziny. Jego ostatnie słowa wypowiedziane do Carpentiera brzmiały następująco: "Mój stary przyjacielu, jestem już do niczego.... moje dokumenty.... firma.... moja matka....moja matka....".
Akt zgonu Roberta Levy-Fleur'a (fot.www.forum.pages14-18.com ). |
Ku czci swojego ukochanego syna, matka w miejscu, gdzie porucznik Robert Levy-Fleur stracił życie, postanowiła wznieść niewielki pomnik. Na ceremonii odsłonięcia pomnika pojawiło się wielu gości. Wśród nich był burmistrz Miechel Collignon, który przemówił do zgromadzonych kolegów-weteranów Roberta Levy-Fleur'a, urzędników, pracowników policji i straży pożarnej, oraz okolicznych mieszkańców.
Zdjęcia (o ile nie zostało to inaczej oznaczone) pochodzą ze zbiorów autora, 2018 r.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz