wtorek, 5 marca 2019

Pomnik upamiętniający porucznika Roberta Levy-Fleur'a (1886-1914) - Spincourt (Grand East).

   Pomnik, jaki chciałbym Wam dzisiaj zaprezentować, jest inny od pozostałych. Przede wszystkim nie upamiętnia konkretnej bitwy, ani też nie jest poświęcony poległym mieszkańcom danej miejscowości. Pomnik upamiętniający porucznika Roberta Levy-Fleur'a poświęcony jest wyłącznie jemu. Został również postawiony z inicjatywy jego zrozpaczonej matki.

   Robert Levy-Fleur pochodził z rodziny lotaryńskich przemysłowców, którzy w 1871 roku przybyli do Charleville w Ardenach. Jego ojciec był szanowanym urzędnikiem. Wraz z żoną Lucy bardzo się ucieszyli z narodzin - 10 grudnia 1886 roku - swojego syna. Zgodnie dali dziecku na imię Pierre Auguste Robert.
   Młody Robert był bardzo otwarty na świat. Uczył się w odległym o 180 km liceum w Troyes. Wysoki, szczupły blondyn zdecydował się po ukończeniu liceum na studia prawnicze. Jednocześnie podjął lekcję psychiatrii w szpitalu w Salpetriere. Studia kontynuował w Bonn. Temat jego pracy magisterskiej wywołał ogólne zainteresowanie nie tylko wśród profesorów. Elaborat na temat "Angielskiej polityki kryminalnej dotyczącej dzieciństwa i dojrzewania" został napisany po angielsku i otworzył młodemu Robertowi bramy na świat.
   Doktor nauk prawnych, znający trzy języki absolwent Wydziału Nauk Ścisłych, laureat kilku nagród, został w 1913 roku współpracownikiem w gabinecie Maurice'a Bernarda. Jego napięty harmonogram pracy nie przeszkadza angażować się w sprawy dzieci dla których zaczął pisać opowiadania, poezję i wygłaszać wykłady. Otworzył też niewielką kancelarię prawniczą.

Robert Levy-Fleur (fot. www.memoire.avocatparis.org).
   Kiedy dowiedział się o wybuchu wojny, nie zapomniał o swoim obowiązku wobec ojczyzny. Już 9 sierpnia 1914 roku znajdzie się wraz ze swoją jednostką w Verdun. Robert Levy-Fleur trafił do 330. Pułku Piechoty, który wyruszył na front 4 sierpnia 1914 roku z Mayenne. Pułk dowodzony przez pułkownika Pigach'a Sainte-Marie początkowo zajmował rejon w Charny-sur-Meuse, około 6 km na północ od Verdun. Kiedy część jednostek dostało się pod ogień wroga, 330. Pułk zostaje włączony do 108. Brygady wchodzącej w skład 54. Dywizji Rezerwowej dowodzonej przez generała Chailley'a. 11 sierpnia 1914 roku 108. Brygada dostaje się pod huraganowy ogień wroga. Jednego dnia ginie 117 żołnierzy. Robert Levy-Fleur przeżył. Po bitwie, wieczorem pisze do matki krótki list - "Żyję! Nie martw się mamo, nie mogę umrzeć, życie jest zbyt piękne!" 14 sierpnia żołnierze z 54. Dywizji rozpoznają teren na którym wkrótce przyjdzie im walczyć. 330. Pułk Piechoty jeszcze tego samego dnia trafia do Moirey-Flabas-Crepion, 17 sierpnia przemieszcza się do Moulainville, a 21 sierpnia trafia do Bechamps. Kiedy główne siły na tym odcinku docierają do belgijskiej miejscowości Virton, 54. Dywizja otrzymuje rozkaz obsadzenia prawej flanki w kierunku Spincourt, aby zatrzymać wroga zbliżającego się z kierunku Briey. 330. Pułk rozstał rozmieszczony najbliżej Spincourt i zajął pozycje wzdłuż linii kolejowej. Niemalże sekundy po zajęciu pozycji - tuż przed świtem 23 sierpnia - dochodzi do ataku wrogich jednostek. Na pomoc rusza 5. Batalion, który zajmował pozycje w Loison. W szpitalu, który znajdował się na terenie parku, przybywa rannych. Walka trwa aż do godziny 9:30. Wróg wycofuje się. Chwilę później na francuskie pozycje spadają pierwsze pociski artyleryjskie. Ostrzał trwa przeszło godzinę, nie wyrządzając jednak poważniejszych strat. O godzinie 14:00 ponownie dochodzi do starć z wrogiem. To patrol kaprala Moreau z 20. Kompanii natknął się na patrole nieprzyjaciela. Z pomocą biegnie porucznik Picard z resztą żołnierzy, spychając wroga do lasu. Kolejny atak wroga ma miejsce o godzinie 16:00. Ten zostaje zastopowany przez celny ostrzał francuskiej artylerii. Odziały francuskie poniosły niewielkie straty i utrzymały wszystkie zajmowane pozycje. Noc - choć spodziewano się ataku - minęła spokojnie.
   Dzień 23 sierpnia 1914 roku był kolejnym dniem ciężkich walk. 330. Pułk zajął pozycję na przyczółkach wokół skrzyżowania Spincourt (dzisiejsza droga D16 prowadząca z Avillers do Vaudoncourt). Tutaj porucznik Robert Levy-Fleur wraz z pozostałymi żołnierzami doczekał zmroku. Ranek kolejnego dnia nie zapowiadał tragicznego końca. 24 sierpnia była piękna, słoneczna pogoda. Dopiero około południa zajmowane przez 330. Pułk pozycje były przedmiotem ciężkiego ostrzału artyleryjskiego. Pociski spadały wszędzie. Na nasyp kolejowy, sypiąc duże ilości piachu na skrywających się za nim żołnierzy, oraz na drogę. Sporo pocisków spadło bezpośrednio na tory kolejowe, wyrzucając w powietrze kamienie, duże odłamki podkładów kolejowych, oraz fragmentów metalowych konstrukcji. W pewnym momencie dwa pociski - jeden po drugim - spadły właśnie na tory raniąc Roberta Levy-Fleur'a odłamkami najpierw w nogi, a potem w plecy uszkadzając obie nerki. Do ciężko rannego porucznika pierwszy dobiegł przyjaciel Loius Carpentier. Porucznik Robert Levy-Fleur konał prawie pół godziny. Jego ostatnie słowa wypowiedziane do Carpentiera brzmiały następująco: "Mój stary przyjacielu, jestem już do niczego.... moje dokumenty.... firma.... moja matka....moja matka....".

Akt zgonu Roberta Levy-Fleur'a (fot.www.forum.pages14-18.com ).
   Dopiero w sierpniu 1919 roku jego matka, odnalazła grób syna. Znajdował się blisko nasypu, tam, gdzie po ataku pochowali go Niemcy.
   Ku czci swojego ukochanego syna, matka w miejscu, gdzie porucznik Robert Levy-Fleur stracił życie, postanowiła wznieść niewielki pomnik. Na ceremonii odsłonięcia pomnika pojawiło się wielu gości. Wśród nich był burmistrz Miechel Collignon, który przemówił do zgromadzonych kolegów-weteranów Roberta Levy-Fleur'a, urzędników, pracowników policji i straży pożarnej, oraz okolicznych mieszkańców.

Zdjęcia (o ile nie zostało to inaczej oznaczone) pochodzą ze zbiorów autora, 2018 r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz