Dzień 17 czerwca 1940 roku u wybrzeża francuskiego St. Nazaire był bardzo słoneczny. Tutaj od dwóch dni trwała operacja "Aerial" - ewakuacja wojsk alianckich z zachodniej Francji. Tego dnia o godzinie 15:48, niemiecka załoga samolotu bombowego Junkers Ju 88A z Kampfgeschwader 30 spostrzegła w porcie potężny brytyjski liniowiec oceaniczny, który niebawem miał wyruszyć w rejs do Wielkiej Brytanii. Na jego pokładzie znajdowały się tysiące alianckich żołnierzy, którzy pośpiesznie opuszczali podbitą przez Niemców Francję. Dwie minuty później załoga samolotu zrzuciła w stronę HMT* Lancastria cztery niszczycielskie bomby. Przynajmniej trzy z nich osiągnęły cel, który - według różnych źródeł - miał na pokładzie od 6 do nawet 9 tysięcy ludzi. 2.477 z nich uratowano, jednak tysiące straciło życie podczas tego nalotu, a dziesiątki z nich nigdy nie zostało zidentyfikowanych. Ile dokładnie zginęło osób? Tego do dzisiaj nikt nie wie. A ci, których ciała odnaleziono, leżą często w bezimiennych grobach....
HMT Lancastria w porcie na Maderze, około 1930 roku (Fot. https://en.wikipedia.org ). |
HMT Lancastria stojąca na redzie w Liverpoolu, 1939 r. (Fot. www.liverpoolmuseums.org.uk). |
Poznajmy więcej szczegółów związanych z ostatnimi godzinami statku przed atakiem niemieckiego bombowca. Port St. Nazaire był niemal całkowicie zapełniony żołnierzami i pojazdami. Szacuje się, że dzień wcześniej dotarło tam ponad 10 tys. osób, a kolejne nadal przybywały. Według wielu relacji, panował tam całkowity chaos.
Zaokrętowanie żołnierzy i niewielkiej liczby cywili na Lancastrii rozpoczęło się około godziny 06:00 rano. Operacja ta mogła rozpocząć się dużo wcześniej, ale zgody na to nie wydał kapitan portu, który twierdził, że musiałby wydać rozkaz do włączenia oświetlenia portowego, co byłoby bardzo ryzykowne. Tej nocy była jednak pełnia księżyca i było na tyle jasno, że można było zaryzykować rozpoczęcie załadunku wcześniej bez oświetlenia. Tak się jednak nie stało....
Po wejściu na pokład Lancastrii, pierwszej dużej grupie oficerów i podoficerów, oddano do dyspozycji kabiny pasażerskie, natomiast niższym rangą żołnierzom, przydzielono koje w pokojach trzeciej klasy i w ładowniach na rufie, w przedziałach E i F. Początkowo przy trapach po obu burtach, stali stewardzi, którzy liczyli wchodzących na pokład za pomocą małego ręcznego liczydła, jednak w pewnym momencie jeden z nich został zwolniony z tego obowiązku i skierowany do pomocy przy rozdzielaniu napojów dla "gości" z wyższą rangą.
O 09:00 rano na pokładzie znalazł się starszy oficer weterynarii major Plunket, który tak później opisał całe wydarzenie w swoim dzienniku wojennym: "Wszedłem na pokład HMT Lancastrii o godzinie dziewiątej rano. Zjadłem śniadanie i poszedłem spać. Obudziłem się około 13:30, a obiad był o 15:00. Statek został trafiony bombami o 15:50 i zatonął całkowicie o 16:15. Opuściłem tonący statek na szalupie ratunkowej, a po około godzinie zostałem odebrany przez francuski trawler".
Całą sytuację obserwował brytyjski lotnik - dowódca skrzydła 105. Dywizjonu RAF - Douglas MacFayden, który tak to później przedstawił w swoim raporcie: "(...). Jednak po południu ewakuowani z Francji wciąż przybywali. Pokłady i ładownie statków były całkowicie zatłoczone. Na HMT Lancastrii w pewnej chwili ktoś powiedział, że jest już ponad 5 tys. osób, jednak wciąż zabierali na pokład kolejnych. Zdziwiło mnie, dlaczego wypełniony po brzegi statek nie opuszcza St. Nazaire". Wing Commander MacFayden nie wiedział wtedy, że dowództwo podjęło decyzję, aby wstrzymać Lancastrię w porcie do momentu, aż inne statki nie zakończą zabierania ewakuowanych i wtedy wypłyną razem pod eskortą okrętów wojennych.
Zdenerwowany całą sytuacją był również kapitan HMT Lancastria - Rudolph Sharp. Dowódca martwił się o swój statek, jego załogę i "gości", jakich jemu powierzono pod opiekę. Miał przecież świeżo w pamięci problemy, jakie towarzyszyły jemu i załodze, podczas ewakuacji z Norwegii 2.653 ludzi. Tym razem dostał jednak wyraźny rozkaz ze sztabu Królewskiej Marynarki Wojennej: "Proszę przyjąć na pokład jak najwięcej ludzi, bez względu na określone limity w prawie międzynarodowym". Już sam ten fakt przyprawiał go o ból głowy. Jednak jego zszargane nerwy zostały wystawione na ciężką próbę po raz kolejny przed godziną 14:00. Dokładnie o 13:48 nadleciały samoloty Luftwaffe i zrzuciły bomby na zacumowane na redzie portu statki. Jedna z nich trafiła w stojący nieopodal Lancastrii liniowiec SS Oronsay. Bomba spadła na mostek kapitański, zabijając i raniąc kilka osób i uszkadzając znacznie pomieszczenie sterownicze. Ranny został m. innymi kapitan statku Norman Savage, który jednak nie zszedł z posterunku i pomagał później wraz ze swoją załogą podejmować rozbitków z Lancastrii. Jej dowódca wiedział, że nieprzyjaciel na tym nie poprzestanie i w każdej chwili jego okręt może stać się następnym celem. Przecież wielki SS Oronsay stał zaledwie "cztery liny" od nich.... Widząc eksplozję na SS Oronsay, załoga Lancastrii natychmiast otrzymała rozkaz, aby udać się na stanowiska bojowe i obsadzić działa. Nie było to łatwe, ponieważ na pokładzie było tak wielu ludzi, że trudno było się przecisnąć.
O 15:45 na Lancastrii ogłoszono alarm przeciwlotniczy. Właśnie zbliżały się samoloty Junkers Ju 88A z 5. Eskadry 30. Puku Lotnictwa Bombowego (niem. 5. Staffel [II. Ergänzungskampfgruppe] Kampfgeschwader 30, w skrócie 5./KG 30) "Adler" stacjonujące we francuskim Le Colut. Każda z dwunastu nadlatujących maszyn miała podczepione cztery 250-kilogramowe bomby. Za sterami zasiadali mniej lub bardziej doświadczeni piloci, m. innymi: Oberleutnant Erich Stoffregen, Feldwebel Arthur Kühnast, Feldwebel Lorbeer, Feldwebel Willi Erkens, Unteroffizier Geffgen i Unteroffizier Peter Wilhelm Stahl.
O dwóch ostatnich niektórzy z Was zapewne słyszeli. Podczas nalotu w St. Nazaire, samolot Uffz. Geffgena został zaatakowany przez brytyjskiego pilota sierżanta Fredericka George Berry’ego, który siedział za sterami francuskiego samolotu myśliwskiego Morane-Saulnier MS.406. Patrolujący francuskie wybrzeże Flight Sergeant Berry - widząc nadlatujące bombowce niemieckie - obrał sobie za cel maszynę Uffz. Geffgena i natychmiast ją zaatakował. Pomimo kilku prób zestrzelenia Junkersa, Brytyjczyk musiał "odpuścić" ponieważ kończyło się jemu paliwo. Na szczęście jego atak sprawił, że niemiecki pilot zaczął uciekać i nie zdążył zrzucić swojego śmiercionośnego ładunku. Uffz. Pociski z samolotu sierżanta Berry’ego wielokrotnie trafiły w samolot wroga, który pomimo uszkodzeń zdołał "dociągnąć" do lotniska w Le Colut, gdzie został "posadzony" przez swojego pilota na "brzuchu". W samolocie Uffz. Geffgena naliczono potem aż 75 trafień, jednak ani jemu, ani żadnemu z członków jego załogi nic się nie stało. Po późniejszych dokładnych oględzinach stwierdzono uszkodzenie maszyny w około 10% i skierowano ją do naprawy. 20 sierpnia 1940 roku sierżant Frederick G. Berry został za ten samotny atak, odznaczony Krzyżem Wybitnej Służby Lotniczej (eng. Distinguished Flying Cross).
Urodzony w Lonsee niemiecki pilot Peter Wilhelm Stahl także brał udział w nalocie na liniowiec HMT Lancastria. Co ciekawe, Uffz. Stahl został przydzielony do jednostki zaledwie dwa dni wcześniej i była to jego pierwsza misja w tym składzie. Pilotowana przez niego maszyna stała się celem artylerii przeciwlotniczej, ale pilot zdołał uniknąć trafienia. Wszystko wskazuje na to, że to właśnie jego bomby spadły na Lancastrię, jednak nie udało mi się dotrzeć do żadnego dokumentu, który by to potwierdził. O dalszej karierze Stahla możecie przeczytać w jego - przetłumaczonych na język polski - wspomnieniach pt. "Tajny Pułk KG 200". Na koniec dodam, że wszystkie 14 maszyn należących do 5./KG 30 wróciło z wykonywanej misji.
Ju 88A-4 należący do 3./KG 30 (Fot. https://en.wikipedia.org). |
Liniowiec, który miał udać się do Liverpoolu, został trafiony bezpośrednio trzema bombami, z których każda przebiła górny pokład i eksplodowała we wnętrzu statku, co jeszcze bardziej spotęgowało zniszczenia i pozbawiło szans na przeżycie wielu ludziom. Według ocalałych, pierwsza bomba spadła do wody, tuż przy burcie, kolejna trafiła w ładownie nr. 3, trzecia w ładownię nr. 2, natomiast czwarta - według jednych - wpadła do komina, a według innych - uderzyła blisko komina i wpadła do wnętrza statku, eksplodując pod pokładem i uszkadzając zbiornik z olejem napędowym. Tak, czy inaczej, bomba nie mogła trafić w bardziej czułe miejsce na statku.
Tą drugą wersję opiera się głównie na zeznaniach ocalałego członka załogi - brytyjskiego oficera i elektryka inż. Franka Brogdena, który przebywał wówczas w maszynowni. 24-letniemu Frankowi udało się opuścić tonący okręt, jednak musiał zmagać się w wodzie z oleistym mazutem, który wyciekał z uszkodzonych zbiorników HMT Lancastrii. Po zatonięciu liniowca Brogden został podjęty z wody przez załogę francuskiego holownika i przetransportowany do portu, gdzie otrzymał pierwszą pomoc od mieszkańców i pracowników portowych. Warto tutaj nadmienić, że po powrocie do domu, Frank Brogden już zawsze panicznie bał się wody....
Uratowani z HMT Lancastria (Fot. www.bbc.com). |
Wróćmy na okręt, na którym kilka sekund wcześniej eksplodowały niemieckie bomby. Według znawców, to właśnie skutki eksplozji ostatniej bomby, były bezpośrednią przyczyną zatonięcia HMT Lancastrii w tak krótkim czasie - kolos zatonął ostatecznie w nieco ponad 20 minut. Zanim jednak do tego doszło, statek zaczął się przechylać na prawą burtę. Natychmiast wydano rozkaz, aby wszyscy obecni na pokładzie udali się na lewą burtę, celem wyrównania przechyłu. Zabieg się nie udał - ku zaskoczeniu wszystkich okręt szybko przechylił się z prawej na lewą burtę, czego już nie udało się zmienić.
Lancastria tonie.... (Fot. zbiory autora). |
HMT Lancastria wyposażona była w 16 łodzi ratunkowych i 2.500 kamizelek ratunkowych (dla 2.200 pasażerów i 375 członków załogi). Niestety eksplodujące bomby, zniszczyły część szalup, co przy tak wielkiej liczbie "pasażerów", tylko spotęgowało problemy. A te w chaosie i panice jedynie się piętrzyły. Jedna z szalup po zwodowaniu przewróciła się i nie można było jej odwrócić. Inna została uszkodzona w trakcie opuszczania na wodę.
Ci, którzy nie widzieli szans na zajęcie miejsca w łodzi, zakładali kamizelki ratunkowe i skakali do wody. Wielu z nich zginęło w wyniku uderzenia w burtę okrętu. Inni tracili przytomność w wyniku skoku z dużej wysokości i kontaktu z wodą, co ostatecznie prowadziło do ich zatonięcia. Kiedy z wody wystawała jedynie przechylona na bok rufa liniowca, dziesiątki osób tam właśnie szukało "pomocy". Niestety, kiedy statek zaczął ostatecznie pogrążać się w wodzie, część z nich została wessana pod wodę wraz z nim. Wielu z tych, którzy znaleźli się w wodzie szybko utonęło.
Ostatnie chwile statku na którym ratunku szukało jeszcze wielu.... (Fot. www.bbc.com). |
Lancastria zatonęła o godzinie 16:12, przez co załogi innych jednostek nawodnych udzielające pomocy nie miały zbyt wiele czasu na reakcję. Wiele osób znajdujących się w wodzie utonęło, ponieważ zabrakło dla nich kamizelek ratunkowych. Na skutek tego, ciężkie, nasiąknięte wodą mundury ciągnęły ich na dno. Inni -
głównie ci, którzy nie umieli pływać - wyślizgiwali się z tłustych i
śliskich kamizelek. Niektórzy pozbywali się zatem całego oporządzenia i
umundurowania, a kiedy ich wyławiano, byli całkowicie nadzy. Jeszcze inni udusili się w efekcie styczności z olejem opałowym, a kolejni zginęli... od pocisków wystrzelonych przez niemieckich lotników, którzy bezlitośnie strzelali do przebywających w wodzie żołnierzy i członków załogi.
Ci którzy przybyli topielcom na ratunek również napotykali trudności. Statki miały problemy z manewrowaniem pomiędzy setkami ludzi. Załogi nie do końca przecież wiedziały - głównie ze względu na wielką plamę ropy - czy unoszący się na wodzie człowiek żyje, czy są to pływające zwłoki. Po zmierzchu, nie można było używać flar sygnalizacyjnych, ponieważ kilka z nich natychmiast zapaliło rozlaną ropę. No i niemieckie samoloty, które krążyły nad miejscem rozgrywającej się tragedii i strzelały także do statków i łodzi ratunkowych. W akcji brały udział zarówno jednostki nawodne angielskie, jak i francuskie. Pierwsze kierowały się bezpośrednio do Wielkiej Brytanii, natomiast te drugie wracały na kontynent, dlatego też nie wiadomo dokładnie ile osób zginęło w katastrofie, a ile (i czy w ogóle) zmarło w późniejszych miesiącach w obozach jenieckich.
Szczęśliwcy zostali uratowani przez załogi przebywających w pobliżu alianckich statków i okrętów. Załoga trawlera HMT Cambridgeshire uratowała około 800 osób. Zadanie nie było łatwe, ponieważ trzeba było uważać na znajdujących się wodzie ludzi, oraz ataki niemieckich lotników. Wśród uratowanych - na pokład 443-tonowego statku - znalazł się 4. Lord Inverclyde pułkownik John Alan Burns (1897-1957), który dowodził 74. Pułkiem Ciężkiej Artylerii Przeciwlotniczej z Glasgow (eng. 74th Heavy Anti-Aircraft Regiment of the City Glasgow). Po zakończeniu akcji ratunkowej, dowódca załogi - kapitan W.G. Euston - przedstawił do odznaczenia trzech swoich podkomendnych za bohaterskie czyny. Stanley Kingett został odznaczony za "wielokrotne wypływanie łodzią ratunkową w celu ratowania rozbitków pod silnym ostrzałem z karabinów maszynowych wrogich samolotów". William Perrin otrzymał odznaczenie za "za prowadzenie ciągłego ognia z armaty okrętowej, w celu uniemożliwienia samolotom wroga ostrzelania rozbitków znajdujących się w wodzie i łodziach ratunkowych". Trzeciego członka nie udało mi się niestety ustalić. Warto tutaj dodać, że już kilka godzin później dowódca HMT Cambridgeshire otrzymał rozkaz, aby ewakuować z Francji dowódcę Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych, generała porucznika Alana Brookea i jego personel. Jak wspominał później Brooke i jego podkomendni: "na pokładzie nie było tratw ani kamizelek ratunkowych, a cały pokład pokryty był olejem opałowym i oklejonymi mundurami i odzieżą osobistą".
Zmęczeni i oklejeni mazutem rozbitkowie z Lancastrii (Fot. zbiory autora). |
Niektórzy o własnych siłach dopłynęli do brzegu, a niektórych.... wyrzuciły fale (Fot. zbiory autora). |
Uratowany został również Laurence E. Wakefield, który służył w Korpusie Królewskich Inżynierów, zwanych potocznie Królewskimi Inżynierami (eng. Corps of Royal Engineers). Został podjęty z wody przez załogę francuskiego trawlera i przekazany na pokład brytyjskiego niszczyciela HMS Havelock. Jego relacja jest niezwykle interesująca i szczegółowa: "Dotarcie do miejsca docelowego zabrało nam dużo czasu. (...). Po dwóch lub trzech nocach biwakowania poza miastem zniszczyliśmy magazyny G.1098, (...) i pomaszerowaliśmy w kolumnie do portu St. Nazaire. Na miejsce przybyliśmy 17 czerwca 1940 r. o godzinie 10:00, po przebyciu 7 mil. Wielu z nas maszerowało w nowych butach, które zabraliśmy z magazynów G.1098 zanim poszły z dymem. Byliśmy zmęczeni i narzekaliśmy na wszystko. O 11:00 weszliśmy na pokład Lancastrii, marudząc i narzekając, że weszliśmy na pokład jako ostatni. Przydzielono nam miejsca na pokładzie A w części rufowej. Około 02:00 po południu - bardzo głodni - zeszliśmy na dół i zjedliśmy przepyszny posiłek (...). Kiedy ponownie znalazłem się na pokładzie, który ogrzewało słońce, zdjąłem buty, które całą drogę ocierały moje stopy. Leżałem głową na plecaku, który pozwolono nam zabrać ze sobą. Teddy Perfect powiedział wtedy: "Dlaczego do cholery nie podniesiemy kotwicy i nie wyniesiemy się stąd!? Jesteśmy tutaj wystawieni dla wroga, jak kaczki". Kilkoro z nas zgodziło się z nim, ale widać było, że każdy pogrążony jest we własnych myślach i nikt nie chce kontynuować rozmowy. czas się dłużył. Już od kilku dni oczywiste było, że uciekamy z Francji. Nie mieliśmy żadnych konkretnych wiadomości, a jedynie plotki. Jeden z francuskich żołnierzy, mający wartę w porcie splunął do stóp jednego z naszych oficerów, kiedy ten życzył jemu powodzenia. (...). O 04:00 po południu, na niebie pojawiło się kilka samolotów wroga. Jeden zrzucił bomby, ale chybił o 50 jardów. Wiwatowaliśmy, a strzelcy zaczęli strzelać z karabinów. Kolejny Stukas (od autora tekstu - Junkers Ju 87) pojawił się z lewej strony. Przeleciał nisko nad statkiem. Automatycznie pochyliliśmy się, słychać było szczęk broni pokładowej, potężny huk i zapach kordytu. Wstaliśmy i zaczęliśmy krzyczeć: DOSTALIŚMY BYDLAKA!!! Ale i on nas dopadł. Bomba trafiła w śródokręcie i wpadła pod pokład przy głównych schodach. Ci na dole nie mieli żadnych szans. W ciągu kilku minut Lancastria zaczęła przechylać się na prawą burtę. (...). Za burtę próbowano spuścić duże tratwy. Pomagałem i czekałem, aż większość tych, którzy od razu znaleźli się w odzie, się do nich dostanie. (...). Kiedy i ja znalazłem się w wodzie, statek był już pod bardzo dużym kątem. Mówi się, że w takich sytuacjach życie przelatuje człowiekowi w myślach niczym film. Bynajmniej. Byłem zbyt zajęty zastanawianiem się, co robić i w którą stronę płynąć. Morze wokół mnie było już pełne pływających, wiosłujących i walczących o życie mężczyzn. Próbowałem dostać się w stronę tratwy ratunkowej, która oddalała się ode mnie w tempie szybszym, niż byłem w stanie płynąć. Nigdy nie byłem dobrym pływakiem. Miałem na sobie kamizelkę ratunkową, a mimo to nie mogłem sobie poradzić w wodzie. Nade mną majaczyła tonąca sylwetka statku. W tym momencie dojrzałem inną tratwę, którą otaczało wiele "głów" ludzi znajdujących się w wodzie. Wydawało się, ze jest bliżej niż poprzednia, więc zacząłem płynąc w jej stronę. Ostatecznie udało mi się chwycić liny, która była do niej przywiązana. Ciągnięto mnie teraz, a ja próbowałem "wiosłować" prawa ręką. W pewnym momencie znalazłem się niemal pod tratwą. (...). Trwało to bardzo długo. (...). Kiedy byłem już bezpieczny, zacząłem myśleć o rodzinie i przyjaciołach. Byliśmy już wystarczająco daleko od tonącego statku, aby wszystko dobrze widzieć. Przechylona Lancastria zaczęła pogrążać się całkowicie w wodzie. Po odwróconym kadłubie, który zalewała już woda pełzali mężczyźni. To było niesamowite. Zastanawiałem się, czy pod spodem jest wystarczająco dużo powietrza, aby utrzymać kadłub na wodzie, dzięki czemu na pewno wielu ludzi może się jeszcze uratować, zanim zostaną wessani. Ropa była wszędzie. (...). Byłem bardzo zmęczony. Malutka, pomalowana na żółto łódź wiosłowa, zbliżyła się do mojej tratwy i zabierała ludzi. (...). W końcu i mi ktoś pomógł. Chwycił mnie za spodnie w okolicach pośladków, a ja uchwyciłem się tej osoby za bok i wycieńczony znalazłem się w łódce. Załoga łodzi wiosłowej dostarczyła nas na pokład francuskiego trawlera. (...). Do trawlera zbliżyła się fregata HMS Havelock, aby nas przejąć. Wdrapywaliśmy się na sieci, aby dostać się na pokład. (...). Ktoś zaprowadził mnie do mesy podoficerów, gdzie poczęstowano nas gorącą herbatą i ciasteczkami. Płynęliśmy już do Anglii, kiedy z głośników na okręcie nadano wiadomość, że armia francuska się poddała, a Petain podpisał porozumienie z rządem Vichy. Niewiele mieliśmy do powiedzenia. Wydawało się, że uciekliśmy. Ulga wynikająca z faktu, że żyjemy, była większa niż przygnębienie i wstyd...". Laurence E. Wakefield stracił ze swojego oddziału w sumie dziewięciu kolegów. Już na lądzie w Anglii spotkał innych swoich towarzyszy. Był wśród nich Teddy Perfect, który obie dłonie miał poparzone od "zjechania po linie".
Ostatnie chwile brytyjskiego liniowca oceanicznego... (Fot. www.bbc.com). |
W tym samym Korpusie Królewskich Inżynierów służył również Walter Hirst. On także przeżył zatonięcie Lancastrii i także trafił na pokład fregaty. Niestety wydarzenie to musiało być dla niego bardzo wstrząsające, ponieważ aż do śmierci niemal w ogóle nie rozmawiał z rodziną o tym dniu. Pochodzący z Dundee Hirst dostał się na statek wraz ze swoim przyjacielem z oddziału, którym był Charlie Napier. Obaj żołnierze przebywali razem na statku do momentu, kiedy niemieckie bomby trafiły w Lancastrię. Wtedy widzieli się po raz ostatni. Walter Hirst znalazł się wodzie, gdzie przebywał aż cztery godziny. W tym czasie doszło do przykrego incydentu. Otóż w ciemnej od mazutu wodzie, zaatakował go inny mężczyzna, który chciał odebrać jemu kamizelkę ratunkową. Szarpanina trwała do momentu, aż ów mężczyzna "zniknął pod wodą". Być może właśnie to zdarzenie spowodowało, że Walter Hirst nigdy nie chciał rozmawiać o tym tragicznym dniu i nigdy też nie chciał brać udziału w spotkaniach z tymi, którzy ocaleli z tej katastrofy. Jedyne o czym Walter wspominał (i to zazwyczaj dopiero po kilku kuflach piwa), to o czteronożnym towarzyszu, który przypłynął do niego, zanim obaj zostali wyłowieni z wody. Najprawdopodobniej pies - który towarzyszył Hirstowi przez kilka pierwszych dni w podróży do domu - został zabrany przez jakąś rodzinę na statek. Niestety on także w pewnym momencie - tak, jak jego przyjaciel Charlie - niespodziewanie zniknął. Walter Hirst przez całe swoje życie był przekonany, że jego przyjaciel Charlie Napier zginął na Lancastrii. Ale Charlie także przeżył katastrofę, a po śmierci Waltera, spotkał się z jego wnukiem i pomógł jemu w poznaniu historii dziadka. Walter Hirst zmarł w 1989 roku, natomiast Charlie Napier - będący ostatnim ocalałym szkotem z Lancastrii - zmarł w 2011 roku.
Walter Hirst, który służył w Korpusie Królewskich Inżynierów (Fot. www.bbc.com). |
Także steward liczący początkowo wchodzących na pokład przybyszy, znalazł się na fregacie HMS Havelock. L.R. Welsh tak zapamiętał te chwile: "Byłem stewardem na pokładzie i od początku liczyłem wchodzących na pokład. (...). Po jakimś czasie, przekazano mi wiadomość, abym natychmiast udał się do dużego salonu, gdyż panuje tam zamieszanie. Pomieszczenie to przeznaczone było dla sierżantów i chorążych, którzy krzycząc, domagali się drinków. Musiałem poprosić ich, aby ustawili się przed barem z koktajlami, do którego z trudem się przecisnąłem. Po pewnym czasie wszyscy zostali obsłużeni. (...). Około 15:50 - kiedy nadal zajęty byłem podawaniem napojów - zawyły syreny alarmowe, które zwiastowały nalot i niemal natychmiast nastąpiła potężna eksplozja. Statek zaczął przewracać się na burtę. Jakimś sposobem przedostałem się na pokład górny, gdzie znajdowały się szalupy ratunkowe i wraz z inżynierem okrętowym, próbowałem wejść do jednej z łodzi. Było to niezwykle trudne, ponieważ wróg strzelał do nas z karabinów maszynowych, a na dodatek statek miał coraz większy przechył. A kiedy po chwili statek przewrócił się na drugą burtę, zdecydowałem się wyskoczyć za burtę do wody. Nie umiem pływać, ale miałem kamizelkę ratunkową i leżąc na plecach próbowałem "wiosłować" nogami i rękoma. (...). Po około dwóch godzinach, miałem wrażenie, że zaraz stracę przytomność, więc zacząłem szczypać się i bić po twarzy. Byłem otoczony wieloma ludźmi, którzy mieli podobne problemy do moich i nawet, gdy nasz samolot nadleciał i zrzucił do wody tratwy ratunkowe, byliśmy zbyt słabi, aby się na nie dostać. krztusiłem się już bardzo, bo nałykałem się sporo oleju opałowego, byłem coraz słabszy i zrezygnowany. Obok mnie pływało dwóch żołnierzy, którzy bez skutku próbowali dostać się na podpływającą łódź. Krzyknąłem do tych na łodzi, aby mi pomogli i wciągnęli także tych dwóch nieszczęśników, ale obaj już niestety nie żyli. Łódź ratunkowa była przepełniona i groziło jej zatonięcie, ale w niej także dwie osoby zmarły, więc postanowiliśmy wypchnąć ich z powrotem za burtę. Potem dostrzegł nas niszczyciel HMS Havelock, który nas zabrał na pokład i przetransportował do Plymouth. Później dowiedziałem się, że jeszcze przez wiele godzin trwała akcja ratunkowa i wyciągano ludzi z wody".
Uratowany został również szeregowy Tom Woods, który w październiku 1940 roku tak pisał do swojej przyszłej żony: "Wskoczyłem do wody. Pływanie było bardzo trudne ze względu na dużą ilość oleju w wodzie. (...). Przebywałem w wodzie około trzech kwadransów, podczas których wielokrotnie proszono mnie o pomoc. Czułem się zmęczony i miałem wrażenie, że już dłużej nie będę mógł utrzymywać się na wodzie. Moje kończyny drętwiały coraz bardziej. Myślałem o domu. Szamotałem się w wodzie tak długo, aż udało mi się odwrócić na plecy. Wtedy usłyszałem krzyki z oddali. Niemcy strzelali do nas z karabinów maszynowych...".
Tom Woods (Fot. www.liverpoolmuseums.org.uk). |
Na koniec poznajmy jeszcze jedną osobę, która przebywała na Lancastrii i która także przeżyła jej zatonięcie. Jacqueline Tanner nadal żyje w Wielkiej Brytanii, ponieważ kiedy doszło do tych tragicznych wydarzeń miała zaledwie 2,5 roku. Dziewczynka trafiła na pokład wraz ze swoimi rodzicami - Cliffordem i Verą Tillyer. Oboje pracowali w Belgii, kiedy zdecydowali się uciekać przed niemieckimi najeźdźcami. Całej trójce udało się opuścić tonący statek w kamizelkach ratunkowych. Rodzice, utrzymywali małą Jacqueline na dryfującej desce, aż do momentu wyłowienia ich z wody.
Obecnie Jacqueline ma 85 lat i mieszka w Malvern w Worcestershire. Przez wiele lat była bardzo zaangażowana w sprawie odtajnienia dokumentów przez rząd brytyjski i poznania całej prawdy o zatonięciu HMT Lancastrii. Brała tez czynny udział w wielu spotkaniach ocalałych z katastrofy oraz w obchodach związanych z tym wydarzeniem w Wielkiej Brytanii i Francji.
Jacqueline Tanner składa wieniec pod pomnikiem ofiar z Lancastrii, 1949 r. (Fot. www.bbc.com). |
Winston Churchill siedział w swym gabinecie rządowym, kiedy nadeszła ta koszmarna wiadomość. "Byłem tym niebywale wstrząśnięty" - wspominał po latach. W Wielkiej Brytanii żadne media nie wspomniały o tej ogromnej tragedii nawet słowem. Otóż premier Winston Churchill - po naradzie z Radą Ministrów - nałożył na wszystkie media - pod groźbą drakońskich kar - całkowitą blokadę z kilku powodów. Wydał w tej sprawie tzw. "Klauzulę D**". "Nie będziemy tego transmitować, ani o tym pisać. Gazety mają zupełnie wystarczającą ilość katastrof, przynajmniej dzisiaj" - powiedział do swojego rzecznika. Po pierwsze, rząd obawiał się, aby po ewakuacji z plaż Dunkierki, którą sprytnie przekształcono w niebywały sukces, przekazać opinii publicznej wiadomość o największej katastrofie morskiej w historii Wielkiej Brytanii. Chodziło głównie o zachowanie morale żołnierzy, na które pracowano z wielkim wysiłkiem, a które nie było szczególnie wysokie po ostatnich wydarzeniach. Rząd brytyjski obawiał się, że nikt nie udźwignie informacji o tak wielkiej liczbie ofiar śmiertelnych. Po drugie, Brytyjczycy obawiali się, że Niemcy natychmiast wykorzystają to tragiczne wydarzenie w celach propagandowych.
Powracającym do Anglii, ocalałym z katastrofy pasażerom, rząd brytyjski nakazywał całkowite milczenie. Oczywiście wszyscy podporządkowali się temu rozkazowi dla dobra ogółu, wierząc, że za kilka dni lub tygodni, przyjdzie odpowiedni moment, aby rząd brytyjski poinformował opinię publiczną o tej katastrofie. Liczyli na to przede wszystkim bliscy osób, które straciły życie na Lancastrii. Ich serca były rozrywane od wewnątrz przez ogromny ból i żal, ale mimo wszystko starali się zrozumieć posunięcie rządu.
Jeden z nagrobków w Saint Georges d’Oleron (Fot. zbiory autora). |
Ponieważ agencje prasowe nie doczekały się zniesienia zakazu, niektóre z nich zaczęły "puszczać parę z ust". Robiły to jednak w taki sposób, aby ominęły ich drakońskie kary i aby nie wywołać tym faktem szoku w narodzie. Jak pierwszy wspomniał o tym edynburski dziennik brytyjski "The Scotsman" w dniu 26 lipca 1940 r., a więc pięć tygodni po zdarzeniu. Tekst ukazał się jednak wewnątrz tygodnika i miał zaledwie sześć akapitów bez żadnych szczegółów. W artykule napisano m. innymi o tym, że w momencie, kiedy statek tonął, żołnierze śpiewali wojenne piosenki "Roll Out the Barrel" i "There'll Always be an Englad", a inni w tym czasie dokonywali bohaterskich czynów. W ślad za nim poszły inne gazety. "Daily Herald" poszedł nieco dalej i zamieścił kilka słów na pierwszej stronie, jednak najodważniej zrobiono to w "Sunday Exressie", gdzie 4 sierpnia zamieszczono spory teks okraszony fotografią wywróconego statku na którym znajdowało się wielu ludzi. "Ostatnie chwile największej morskiej tragedii wszech czasów" - brzmiał groteskowo nagłówek. W Stanach Zjednoczonych artykuł na ten temat ukazał się w "The New York Times". Do końca wojny zakaz informowania opinii publicznej nie został przez rząd brytyjski zniesiony. Dlaczego? Odpowiedź w swoich powojennych wspomnieniach umieścił sam Churchill: "Miałem zamiar puścić tę wiadomość parę dni później, ale taki był natłok złych wydarzeń i następowały po sobie tak szybko, że zapomniałem znieść zakaz". Krótko wspomniał o tym w swoim przemówieniu dopiero rok później - 17 czerwca 1941 roku. A ponieważ Ministerstwo Obrony utajniło dokumenty w tej sprawie na 20 lat, nasuwa się pytanie, czy to był jedyny powód? Owszem, część dokumentów została odtajniona w latach 70-tych XX wieku, jednak wiele z nich jest nadal niedostępnych, a ich odtajnienie zaplanowano na 2040 rok. Dlatego też niektórzy twierdzą, że "zabieg" ten ma na celu uniknięcia roszczeń związanych z odszkodowaniami. Może się tak stać w przypadku, kiedy kapitan statku lub admiralicja brytyjska zignorowały instrukcje dotyczące bezpieczeństwa na statku. Chodzi tutaj głównie o przekroczenie ładowności związanej z maksymalną ilością osób na pokładzie, która w tym przypadku oscylowała w granicach 3.000.
Mało tego, rząd Wielkie Brytanii wielokrotnie odmawiał uznania miejsca katastrofy za zbiorową mogiłę wojenną zgodnie z ustawą z 1986 roku. Takie działania nie zostały podjęte jeszcze w 2009 roku. Czy zmieniło się to od tego czasu, tego nie wiem. Natomiast wiadomym jest, że na początku XXI wieku rząd francuski strefę wokół wraku uznał za strefę zamkniętą. Każdego roku (17 czerwca) nad miejscem tym gromadzą się rodziny ofiar, które upamiętniają w ten sposób swoich bliskich. Ci, którzy nie mogą wybrać się do Francji, gromadzą się przed kryptą w londyńskim Whitehall Palace lub pod HMT Lancastria Memorial, który znajduje się na terenie szpitala Golden Jubilee w szkockim Clydebank....
Tonąca Lancastria widziana z pokładu okrętu, który ruszył na ratunek (Fot. https://en.wikipedia.org). |
Kiedy w Anglii o zatonięciu HMT Lancastrii i losach jej pasażerów mało kto wiedział, to we Francji był to jeden z najważniejszych tematów. Wszystko za sprawą wyrzucanych przez wiele miesięcy na francuskie plaże ciał. Miało to miejsce na odcinku ponad 300 km - od Piriac-sur-Mer aż do wyspy Oléron (fr. Île d’Oléron). Pierwsze ciało odnaleziono 28 czerwca 1940 roku, natomiast ostatnie wypłynęło na brzeg pod koniec sierpnia (choć mnóstwo kości, umundurowanie i rzeczy osobiste odnajdywano jeszcze w grudniu). Najwięcej ciał odnajdywano w lipcu - po każdym przypływie 2 lub 3. Odnalezione ciała starano się zidentyfikować, a następnie wywożono je i chowano na lokalnych cmentarzach, lub utworzonych prowizorycznych cmentarzach wojennych. Ze względu na problemy z drewnem, pochówku bardzo często dokonywano bez trumien.
Kilka dni po katastrofie, w Londynie utworzono specjalny organ, zajmujący się zbieraniem danych i identyfikacją osób, które zginęły w katastrofie. Pod koniec 1940 roku problemem stało się miejsce, dlatego też Ministerstwo Wojny przeniosło siedzibę do Liverpoolu. Od momentu katastrofy aż do początku lat 60-tych ubiegłego wieku, do ocalałych wysyłano pisma z identycznymi zapytaniami: kogo widzieli na pokładzie? Czy znają dane osobowe i adresy tych osób? Czy widzieli, jak zginęli lub zostali uratowani? Oprócz pism z odpowiedziami, ludzie pracujący nad tą sprawą, otrzymywali także wiele listów od żon z prośbą o informacje, czy ich mężowie nie znajdują się w niewoli, lub też o oficjalne uznanie ich za zmarłych, ponieważ mają trudności z otrzymaniem odszkodowania lub renty po zmarłym mężu i ojcu. Pomimo wieloletniej pracy, do dzisiaj nie udało się zidentyfikować wszystkich zmarłych....
W 1946 roku jeden z ocalałych - major Cyril V. Petit - wysłał zaproszenia do wszystkich ocalałych z informacją o organizowanym przez siebie zjeździe. Podczas tego spotkania powstało Stowarzyszenie Ocalałych, które co roku organizowało nabożeństwo w intencji zmarłych, paradę oraz wymieniało się ważnymi informacjami. Stowarzyszenie działało aż do śmierci majora Petita w 1969 roku. W 1981 roku powstało Stowarzyszenie HMT Lancastria, które kontynuowało te tradycje.
HMT Lancastria tego feralnego dnia "stała na kotwicy" 18 km na południowy zachód od St. Nazaire. Tam też ostatecznie zatonął (ok. 5 mil morskich na południe od Chémoulin i ok. 9 mil morskich od St. Nazaire). Na pokładzie oprócz załogi, byli francuscy cywile i personel ambasady brytyjskiej, oraz żołnierze Brytyjskich Sił Ekspedycyjnych.
Jak już wspomniałem, statek mógł pomieścić 2.200 pasażerów i 375 członków załogi. Nie wiadomo ile ostatecznie pasażerów weszło na pokład statku. Szacuje się, ze może to być od 6 do nawet 9 tys. osób. Choć do dnia dzisiejszego zebrano informacje o 1738 osób, to przyjmuje się, że liczba ofiar oscyluje w granicach 4.000.
Akcja ratunkowa trwa.... (Fot. https://en.wikipedia.org). |
Na koniec wróćmy jeszcze do kapitana Rudolpha Sharpa, który również znalazł się w gronie osób, uratowanych z Lancastrii. Ten doświadczony marynarz przebywał w wodzie około czterech godzin, zanim został wyłowiony przez jedną z łodzi ratunkowych, która dostarczyła go na pokład HMS Havelocka. Tam udało się jemu odzyskać siły. Kapitan Sharp - tak, jak niemal wszyscy inni - cały pokryty był olejem. Nikt nie zarzucał wówczas jemu żadnych zaniedbań, czy uchybień. Na zatonięcie statku nie miały też wpływu jego umiejętności żeglarskie. Był to po prostu splot różnych decyzji i wydarzeń, które w większości nie zależały od samego Sharpa. Tak, czy inaczej, to wydarzenie zmieniło już na zawsze wszystkich ocalałych z katastrofy, w tym także Sharpa. A ten, bardzo to przeżył....
Urodzony 27 października 1885 roku w Szkocji kapitan Sharp, był oficerem marynarki handlowej i pływał na statkach od 1913 roku. Przez kilka pierwszych miesięcy po otrzymaniu przeniesienia na Lancastrię, służył na statku, jako jeden z oficerów.
Kpt. Rudolph Sharp (Fot. zb. autora). |
Co ciekawe, podobno Sharp (nie znalazłem stuprocentowego potwierdzenia tej informacji) przed przeniesieniem na HMT Lancastria, służył na RMS Lusitania kilka miesięcy przed jej zatopieniem, a, która została storpedowana przez niemiecki okręt podwodny 7 maja 1915 roku. Zginęło wówczas około 1.200 osób.
Mało tego, niedługo po zatonięciu Lancastrii, kapitan Sharp objął dowodzenie kolejnym brytyjskim oceanicznym statkiem pasażerskim, jakim był RMS Laconia. I tym razem szczęście jemu nie dopisało. 12 września 1942 roku HMT Laconia... została storpedowana przez niemiecki okręt podwodny U-156 należący do 4. Flotylli U-bootów u wybrzeży Afryki Zachodniej. Według relacji ocalałych, Rudolph Sharp osobiście nadzorował, aby niemal wszystkie kobiety i dzieci znalazły się w szalupach ratunkowych. A kiedy widział, że statek lada moment zatonie, zszedł do swojej kajuty i "poszedł na dno" wraz z nim. Tym razem liczba ofiar śmiertelnych przekroczyła 1.600, co czyni ją trzecią co do wielkości - po Lancastrii i Titanicu - największą katastrofą morską w historii Wielkiej Brytanii.
Na wyspie Oléron, która była okupowana w czasie wojny przez Niemców, znajduje się przynajmniej kilka cmentarzy, gdzie można znaleźć od kilku do kilkunastu nagrobków na których widnieje data 17 czerwca 1940 r.
Jedną z nekropolii na której znajdują się groby ofiar z Lancastrii jest cmentarz miejski w Saint-Georges-d’Oléron. Miejscowość Saint-Georges-d’Oléron znajduje się w północnej części wyspy, a sam cmentarz na północ od niej. Pochowano tutaj 17 ciał, które wypłynęły na pobliskie plaże - jedynie 7 z nich zostało zidentyfikowanych:
Cmentarz miejski w Saint-Georges-d’Oléron (Fot. zbiory autora). |
Private William George Richard Hissey (sn: 13006799, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 34 lata.
Private Alfred Oare (sn: 2188517, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 26 lat.
Private Sidney Eric Pamer (sn: 13000992, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 33 lata.
Private Thomas Henry Edmonson (sn: 13005275, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 43 lata.
Lance Corporal James Ashworth (sn: 3381296, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 33 lata.
Gunner Dennis George Beeson (sn: 1490629, Royal Artillery, 158. Battery, 53. H.A.A. Regiment), 22 lata.
Drugą nekropolią na której pochowane są ofiary niemieckiego nalotu na Lancastrię, jest cmentarz miejski w Saint-Denis-d’Oléron. Znajdziemy tutaj pięć nagrobków z datą 17 czerwca 1940 r. - w tym 3 osoby zidentyfikowano:
Sapper William John Coats (sn: 1882256, Royal Engineers, 116. Road Construction Company), 31 lat.
Private Joseph Thompson (sn: 13004983, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 47 lat.
Sapper Joseph Duffy (sn: 1918081, Royal Engineers, 663. Artisan Works Company), 28 lat.
Trzecia nekropolia, to Saint-Nazaire-sur-Charente, gdzie znajdują się dwa nagrobki - oba ciała zostały zidentyfikowane:
Cmentarz miejski w Saint-Nazaire-sur-Charente (Fot. zbiory autora). |
Private Thomas Edward White (sn: 13005164, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 36 lat.
Corporal William Charles Rushton (sn: 523638, Royal Air Force, 67. Wing), 25 lat.
Czwarty cmentarz, to Yves Communal Cemetery, gdzie pochowano cztery ciała - w tym dwa zidentyfikowano:
Yves Communal Cemetery (Fot. zbiory autora). |
Warrant Officer Class II Frederick John Bennett (sn: 1863807, Royal Engineers, 159. Railway Construction Company), 39 lat.
Piąta nekropolia na której spoczywają ofiary z Lancastrii, to Le-Bois-Plage-en-Re Communal Cemetery. Pochowano tutaj osiem ciał - pięć zidentyfikowano:
Le-Bois-Plage-en-Re Communal Cemetery, gdzie pochowano także dwóch lotników (Fot. zb. autora). |
Sergeant David Meirion Jones (sn: T/4186951, Royal Army Service Corps), 34 lata.
Private Thomas Taylor (sn: 2188408, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 27 lat.
Private Jack Watts (sn: 6289267, The Buffs, Royal East kent Regiment), 21 lat.
Sergeant Joseph Jump (sn: 7613310, Royal Army Ordnance Corps), 21 lat.
Sergeant William John Norton Taylor (sn: 148062, Royal Army Service Corps, Expeditionary Force Institutes), 30 lat - zmarł pomiędzy 28 maja 1940 roku a 23 czerwca 1940 roku, a więc nie ma stuprocentowej pewności, że znajdował się na Lancastrii.
Kolejna - szósta już - nekropolia na wyspie, to Saint-Marie-de-Re gdzie pochowano cztery ciała - wszystkie zidentyfikowano:
Cmentarz miejski w Saint-Marie-de-Re (Fot. zbiory autora). |
Sergeant John Blain (sn: 2976833, Argyll and Sutherland Higlanders (Princess Louise's), 6. Battalion).
Sergeant Leonard William Dyas (sn: T/33717, Royal Army Service Corps), 33 lata.
Private William Sullivan (sn: 101732, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 36 lat.
Private Cyril George Worrall (sn: 7624405, Royal Army Ordnance Corps, 2. Ordnance Workshop Company), 23 lata - zmarł pomiędzy 16 czerwca 1940 roku, a 14 lipca 1940 roku, a więc nie ma stuprocentowej pewności, że znajdował się na Lancastrii.
Siódmy cmentarz komunalny, na którym spoczywają ofiary z Lancastrii, to Dolus-d’Oleron. Pochowano tutaj dziesięć ciał, z czego osiem zostało zidentyfikowanych:
Private Alexander Gray Adams (sn: 7594089, Royal Army Ordnance Corps, 1 Base Ordnance Depot), 20 lat.
Sapper John William Bower (sn: 1911508, Royal Engineers, 675. Artisan Works Company), 28 lat.
Warriant Officer Class II Harry Brand (sn: S/94144, Royal Army Service Corps), 38 lat.
Private Leonard Burton (sn: 13005334, Pioneer Corps, Auxiliary Military Pioneer), 39 lat.
Private Arthur George Gompertz (sn: T/63358, Royal Army Service Corps), 37 lat.
Signalman Clifford Holland (sn: 2587556, Royal Corps of Signals, 2. Air Formation Signals), 27 lat.
Private Alfred Frederick James Ingram (sn: Royal Army Service Corps, 2. Field Bakery), 23 lata.
Private Harold Mathew White (sn: S/5721218, Royal Army Service Corps), 43 lata.
Oczywiście nekropolii na wyspie Oléron jest znacznie więcej, jednak nam udało się odwiedzić tylko te siedem.
Większość cmentarzy jest czynna w godzinach 08:00-17:30 (od 2 listopada do 31 marca) i w godzinach 08:00-19:00 (od 1 kwietnia do 1 listopada). W weekendy i święta brama otwierana jest o godzinie 09:00.
* Hired Military Transport - Wynajęty Transport Wojskowy
** Klauzula D (eng. D-Notice, Defence Notice lub DA-Notice - Defence Advisory Notice). Była to instrukcja rządu brytyjskiego opracowana w 1912 roku z przeznaczeniem dla mediów. W momencie przesłania jej do gazet lub innych mediów, uniemożliwiała upublicznienie określonych w dokumencie informacji ze względów bezpieczeństwa państwa. W 1933 roku nazwę zmieniono na DSMA-Notice - nota doradcza dotycząca mediów z zakresie obronności i bezpieczeństwa państwa.
Wszystkie zdjęcia (o ile nie zostało to oznaczone inaczej) pochodzą ze zbiorów autora, współczesne wykonano w sierpniu 2021 r.
Bibliografia:
Beevor, Anthony, Druga wojna światowa, tłum. Grzegorz Siwek, Kraków 2013
Churchill, Winston, S., Druga wojna światowa Tom II / księga 1, tłum. Katarzyna Mostowska, Gdańsk 1995
Davies, Norman, Europa walczy 1939-1945. Nie takie proste zwycięstwo, tłum. Elżbieta Tabakowska, Kraków 2008
Fenby, Jonathan, The sinking of the Lancastria. Britain's Greatest Maritime Disaster and Churchill's Cover-Up, New York, 2005
Wynn, Stephen, The Lancastria tragedy. Sinking and Cover-Up: June 1940, Penn & Sword, 2020
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz