niedziela, 20 marca 2022

Pies "Sinbad" - starszy podoficer Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych Ameryki

   Przez wieki na kartach historii zapisało się wiele zwierząt, które podczas wojen i konfliktów zbrojnych odegrały znaczącą rolę. Domowe, czy też dzikie zwierzęta bardzo często towarzyszyły swoim "właścicielom" na frontach na całym świecie. Ptaki, psy, koty, małpy, króliki, świnie, a także tygrysy, lwy i niedźwiedzie umilały żołnierzom te momenty, kiedy nie musieli oni akurat walczyć. Niektóre z nich pomagały także w prostych czynnościach dnia codziennego. Ale były też i takie, które brały udział w trudnej służbie na lądzie, w powietrzu i na wodzie. Wystarczy wspomnieć jedynie kilka z nich, abyśmy zaczęli kojarzyć ich imiona i dokonania frontowe. Dla nas najpopularniejszym jest oczywiście syryjski niedźwiedź brunatny "Wojtek". Kapral, który towarzyszył żołnierzom 2 Korpusu Polskiego podczas całego szlaku bojowego. Dla Niemców będą to na pewno lwy Marszałka Rzeszy - "Mucki" i "Cäsar" - które dostarczał jemu dyrektor berlińskiego zoo dr. Lutz Peck, czy suka Hitlera - owczarek Niemiecki "Blondi". Swoich bohaterów mieli także Brytyjczycy, Francuzi, Rosjanie i Amerykanie. Dzisiaj przedstawię Wam zwierzę tej ostatniej armii - starszego podoficera Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych - psa "Sinbada".
Sinbad - Chief Petty Officer (Fot. www.en.wikipedia.org).
   Zacznijmy jednak od stopnia naszego bohatera. Starszy podoficer Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych Ameryki - Chief Petty Officer (w skrócie CPO) - jest stopniem w wielu marynarkach wojennych i straży przybrzeżnej na całym świecie. W Stanach Zjednoczonych jest siódmym stopniem w kolejności, który został ustanowiony 1 kwietnia 1893 roku. W przeciwieństwie do podoficerów pierwszej klasy i niższych stopni, awans na starszego podoficera w Marynarce Wojennej Stanów Zjednoczonych nie tylko wiąże się z wymaganiami dotyczącymi czasu służby, lepszych wyników, oceny i egzaminów specjalistycznych, ale także z dodatkowym wymogiem, związanym z weryfikacją wewnętrzną w załodze. Co to oznacza? Otóż awans na starszego oficera - po spełnieniu wszystkich wymagań i zdaniu egzaminu - może otrzymać osoba, którą wybiera komisja selekcyjna złożona z osób... mających ten sam stopień, którego nadanie jest właśnie rozpatrywane. Dopiero wówczas - po uzyskaniu odpowiednich rekomendacji - można przyznać takiej osobie stopień CPO. Jak zatem tego wyczynu dokonał nasz czworonożny bohater? Zapraszam do poznania jego historii.
Nasz bohater w wieku zaledwie 6 tygodni (Fot. www.powerandmotoryacht.com).
   Jest zima 1937 roku. Niewielki okręt nowojorskiej straży przybrzeżnej przygotowuje się do wypłynięcia na kolejny patrol wzdłuż wybrzeża. Na zbudowanym w czerwcu 1936 roku w Philadelphia Naval Shipyard kutrze USCGC "Campbell" (ang. United States Coast Guard Cutter "Campbell") zebrała się cała załoga, aby wysłuchać przemówienia swojego kapitana E.G. Rose'a. Dowódca - który niedawno dowiedział się o skróceniu nazwy swojej jednostki z USCGC "George W. Campbell" na USCGC "Campbell" - zamierzał zwrócić się w kilku zdaniach do załogi i wyjaśnić powagę ich misji. On i jego załoga zostali bowiem wytypowani, nie tylko do patroli poszukiwawczo-ratowniczych, ale także do ścigania wszelkiego rodzaju przemytników. Jeszcze zanim zdążył wypowiedzieć swoje pierwsze słowa, przenikliwą ciszę zakłóciło szczekanie małego, brązowego pieska, który niespodziewanie pojawił się u jego nóg.
Sinbad i marynarze z USCGC Campbell na Północnym Atlantyku w 1943 r. (Fot. www.campbellw32w909.org).
   Mały zwierzak całkiem przypadkowo znalazł się na pokładzie kutra USCGC "Campbell". Poprzedniego dnia wieczorem Bosman Mate A. "Blackie" Roth poszedł pożegnać się przed rejsem ze swoja dziewczyną. W torbie miał dla niej prezent - małego, brązowego pieska, który miał umilać jej chwilę tęsknoty za ukochanym. Marynarz nie przewidział jednak, że w domu rządził jej ojciec, który kategorycznie zakazywał trzymania w nim zwierząt. Z tego też powodu, dziewczyna musiała odmówić przyjęcia podarunku, który stał się teraz nie lada kłopotem dla bosmana. Matowi nie pozostało nic innego, jak tylko przemycić zwierzaka w swojej torbie na pokład kutra. W ten sposób obaj pojawili się pod pokładem kilka minut przed godziną dwudziestą. Załoga natychmiast wykryła "pasażera na gapę", ale nie miała nic przeciwko temu, aby towarzyszył on im podczas rejsu. Po krótkiej naradzie mężczyźni zadecydowali wspólnie, że mały kundelek będzie ich okrętową maskotką o imieniu "Sinbad".
   Teraz - zaledwie kilkanaście godzin po tamtych wydarzeniach - bosman Roth, błagał swojego kapitana, aby pupil pozostał na pokładzie. Na jego szczęście kapitan Rose był miłym człowiekiem, który lubił zwierzęta. Zgodził się na pobyt zwierzaka, pod warunkiem, że "Sindbad" będzie musiał tak samo przestrzegać porządku i dyscypliny na okręcie, jak robi to cała załoga. Od tego momentu pies stał się oficjalnie członkiem załogi USCGC "Campbell".
 
(Fot. www.campbellw32w909.org).
   Urodzony pod koniec 1937 roku pies, bardzo szybko zyskał nie tylko zaufanie i aprobatę kapitana, ale także miano pełnoprawnego członka załogi o czym informowały nowojorskie gazety. "Sinbad" został oficjalnie wcielony do służby podczas skromnej ceremonii, na której odcisnął swoją łapę na kartkach dokumentów rekrutacyjnych. Otrzymał także własny numer identyfikacyjny, książeczkę wojskową oraz własną "pryczę" na okręcie. Wkrótce okazało się także, że zwierzak przejawia cechy zwykłego marynarza - z upodobaniem pije gorącą czarną kawę i whisky w portowych barach. Właśnie dzięki wizytom w tych lokalach stał się znany w całym kraju. Gazety informowały czytelników o każdej wizycie członków załogi w ulubionych barach i o wyjątkowym psie, który był dopiero drugim w historii (a pierwszym w II wojnie światowej) zwierzakiem, który stał się oficjalnie czworonożnym "żołnierzem" Armii Stanów Zjednoczonych (pierwszym był pies "Stubby" - sierżant z I wojny światowej).
Sinbad podczas składa "podpis" na dokumentach rekrutacyjnych (Fot. www.campbellw32w909.org).
   Nasz bohater był psem rasy mieszanej, którego w grudniu 1943 roku tak opisał korespondent magazynu Life - Martin Sheridan: "Rasę "Sinbada" najlepiej opisać, jako liberty-rum-chow-hound z odrobiną buldoga, dobermana pinczera i jeszcze czegoś innego, ze specjalnym naciskiem na to inne". Aż do 1940 roku - a więc przez pierwsze trzy lata swojej służby - życie psa i załogi przebiegało dosyć spokojnie. Podczas patroli, okrętową maskotkę najczęściej można było spotkać pod pokładem w swoim legowisku lub w pobliżu kuchni, gdzie zawsze mógł liczyć na coś dobrego do jedzenia.
Wycieńczony Sinbad po trudnym patrolu (Fot. www.wearethemighty.com).
   Co takiego wydarzyło się w 1940 roku, że spokój załogi USCGC "Campbell" został zakłócony? Jak wiemy, Stany Zjednoczone nie były w tym czasie w stanie wojny, ale obowiązywała w kraju tzw. Doktryna Monroego, regulująca ustawy dotyczące kolonizacji kontynentu amerykańskiego, ekspansji politycznej ze strony Europy i spraw europejskich i ich kolonii. Zgodnie z nią, Stany Zjednoczone nie mogły pozwolić żadnemu innemu państwu na obecność militarną w pobliżu własnych granic. A ponieważ - utracona przez Danię w 1940 roku - Grenlandia leżała w północnej części Oceanu Atlantyckiego, amerykański rząd nie mógł dopuścić, aby jednostki hitlerowskich Niemiec okupowały tą wyspę. Tym samym Straż Przybrzeżna Stanów Zjednoczonych wysłała w jej pobliże jednostki nawodne - w tym także USCGC "Campbell".
Sinbad i kobiety (Fot. www.dogs-in-history.blogspot.com).
   Po otrzymaniu rozkazu, "Sinbad" został zarejestrowany w Stowarzyszeniu Odkrywców Polarnych (ang. Society of Polar Explorers) i na pokładzie kutra wyruszył w rejs w kierunku Grenlandii. Oprócz patrolowania wód przybrzeżnych, amerykańskie załogi miały za zadanie nawiązać bliski kontakt z rdzennymi mieszkańcami wyspy i w ten sposób, utrzymać dobre stosunki dyplomatyczne z Grenlandczykami i Duńczykami. Oczywiście wszyscy marynarze wiedzieli, jak się zachować i co trzeba zrobić, aby stosunki te nie uległy pogorszeniu. Wszyscy.... za wyjątkiem "Sinbada", który uważał, że uganianie się po pastwiskach za wychudzonymi owcami, nie jest niczym złym. Inaczej myślał miejscowy rolnik, któremu w ostatnim czasie padło z rożnych powodów kilka sztuk. Kiedy pewnego dnia wypatrzył psa goniącego jego owce, natychmiast wysłał list do kapitana kutra, z żądaniem, aby intruza zastrzelono. Kapitan jednostki bezzwłocznie odpisał na list, informując farmera, że "Sinbad" jest członkiem załogi i nie może w ten sposób postąpić. Obiecał jednak, że pies dostał całkowity zakaz opuszczania okrętu, co też się stało. Pozwoliło to nie tylko uratować dobre stosunki z miejscowymi, ale także na założenie kilku baz wojskowych na Grenlandii w kolejnych latach wojny.
 
   W wojnę tą, Stany Zjednoczone zostały wciągnięte przez Japonię, która zaplanowała i przeprowadziła atak na amerykańską bazę floty i lotnictwa w Pearl Harbor na Hawajach 7 grudnia 1941 roku. Wówczas wszystkie jednostki straży przybrzeżnej wraz z załogami, zostały przeniesione do marynarki wojennej, a ich spokojna dotąd służba, drastycznie się zmieniła. Zmieniło się także życie naszego bohatera, dla którego załoga nie miała już tyle czasu, co dotychczas. Nie dość, że teraz większość czasu spędzano na pokładzie okrętu, to jeszcze "Sinbad" musiał spędzać go najczęściej na obserwacji ciągłych ćwiczeń załogi.
   Podczas pierwszych dwóch lat służby USCGC "Campbell" kierowany był głównie do ochrony konwojów na Atlantyku. Te nieliczne chwile, które załoga spędzała w portach, bosman Mate A. Roth spędzał ze swoim pupilem na oficjalnych galach organizowanych przez Czerwony Krzyż.
USCGC Campbell podczas patrolu w 1943 roku (Fot. www.en.wikipedia.org).
   Podczas pierwszych 14 miesięcy USCGC "Campbell" osłaniał przynajmniej kilkanaście konwojów z zaopatrzeniem dla Wysp Brytyjskich. Amerykańskie i Brytyjskie transportowce przewoziły - tak bardzo potrzebną wówczas - żywność, sprzęt wojenny i amunicję, paliwo oraz amerykańskich żołnierzy, których jednostki zostały wyznaczone do walki z nazistami na kontynencie europejskim. Nie odnotowano przez ten czas większych incydentów.
   22 lutego 1943 roku załoga USCGC "Campbell" ochraniała konwój ON-166 na Północnym Atlantyku. Tego dnia padała lekka mżawka, a widoczność była bardzo kiepska. W pewnej chwili na końcu konwoju ukazała się wielka kula ognia. Torpeda wystrzelona z niemieckiego okrętu podwodnego U-606 właśnie osiągnęła swój cel, jakim był amerykański transportowiec MS "Chattanooga City". U-Boot kontynuował swoja misję samodzielnie, po tym, jak rozwiązano grupę uderzeniową "Haudegen". Ratowaniem 58-osobowej załogi zajął się australijski okręt wojenny HMCS "Trillium", natomiast USCGC "Campbell" ruszył zaatakować intruza. Była 19:26. Chwilę później mało brakowało, aby on sam padł łupem niemieckiego okrętu podwodnego - wystrzelona torpeda minęła kadłub okrętu o zaledwie kilka metrów. Kuter pędził w kierunku U-606 strzelając z działa. Amerykański okręt zrzucił w to miejsce dwie bomby głębinowe i oddalił się nieznacznie z miejsca starcia, czekając na kolejną okazję do ataku....
   Jakiś czas później, głuchą cisze przerwała kolejna potężna eksplozja. Właśnie drugi atak na konwój przeprowadził U-606, który tym razem zaatakował brytyjski statek MS "Empire Redshank". I tym razem HMCS "Trillium" uratował całą 47-osobową załogę. Pościg za wrogiem nie przyniósł żadnych efektów. Załogi eskortujących okrętów czekały zatem na kolejna okazję. Ta nadarzyła się po trzecim ataku niemieckiego okrętu podwodnego na konwój ON-166. Tym razem łupem dowódcy U-Boota Hansa-Heinricha Döhlera i jego załogi stał się amerykański transportowiec MS "Expositor". Z ciężko uszkodzonego okrętu zdołano uratować 53 członków załogi (7 zginęło podczas eksplozji), którzy trafili na pokład HMCS "Trillium'a". Tym razem USCGC "Campbell był bliżej miejsca ataku i natychmiast ruszył w pogoń za wrogiem. Pościg okazał się niefortunny dla obu okrętów - kuter zderzył się z U-606, zmuszając go do awaryjnego zanurzenia. Uszkodzenia okrętu podwodnego były na tyle poważne, że niemiecki dowódca podjął decyzję o opuszczeniu okrętu przez załogę i jego samozatopieniu. W walce tej zginęło 36 członków załogi, a 12 zostało wziętych do niewoli. Pięciu "podwodniaków" trafiło przed "oblicze" czworonożnego strażnika, a siedmiu na pokład polskiego niszczyciela "ORP Burza", który pomagał wytropić U-606.
   Aby podjąć z wody niemieckich marynarzy, załoga USCGC "Campbell" musiała spuścić szalupy na wodę. Dopiero wówczas przekonano się, jak poważne uszkodzenia miał ich okręt po kolizji z wrogim okrętem podwodnym. W burcie jednostki eskortującej widniała teraz wielka wyrwa, przez którą wlewała się do wnętrza woda. Kapitan James Hirschfield rozkazał oddalić się z miejsca walki i natychmiast podjąć akcję ratowania okrętu. Rozpoczęto niezbędne naprawy prowizoryczne, które miały uratować okręt przez zatonięciem. W międzyczasie połowę załogi przeniesiono na polski niszczyciel ORP "Burza". "Sinbad" pozostał na pokładzie uszkodzonego okrętu, przypatrując się akcji ratunkowej pozostałych marynarzy. "Wierzyłem, że nie może nic złego stać się z moim okrętem, jak zostawię "Sinbada" na pokładzie" - powiedział w jednym z późniejszych wywiadów kapitan. Okręt ostatecznie udało się uratować, a nasz mały bohater otrzymał wiele pochwał. Według zeznań swoich współtowarzyszy, nie tylko nie przeszkadzał w boju i akcji ratunkowej, ale zachowywał na pokładzie niesamowity spokój, który udzielał się także pozostałym członkom załogi. Według nich, zasłużył na pochwałę i awans, co też zostało uczynione po powrocie na ląd.
Sinbad podczas fety z okazji kolejnego awansu (Fot. www.campbellw32w909.org).
   Po tej misji pies "Sinbad" stał się bardzo znanym i cenionym marynarzem w US Navy. O jego zdjęcie zaczęły zabiegać najpopularniejsze gazety w kraju, a wiele instytucji nie wyobrażało sobie marynarskich gali bez jego udziału. To właśnie podczas jednej z takich gali, która miała miejsce w irlandzkim Londonderry, nasz bohater był gościem honorowym na kolacji w Guild Hall.
   O starciu załogi USCGC "Campbella" z U-606 i psie "Sinbadzie" rozpisywały się wszystkie nowojorskie gazety. Jednak do tego czasu, nasz bohater nie pozował do żadnego zdjęcia. Dopiero w fotoreportażu w Life-ie z 19 lipca 1943 roku "świat" zobaczył, jak wygląda nasz bohater. Od tego momentu, jego wizerunek był niemal wszędzie.
Sinbad na antenie NBC News (Fot. www.campbellw32w909.org).

   Jeszcze w tym samym roku kapitan USCGC "Campbell" zorganizował dla okrętowej maskotki wielką ceremonię z okazji 6-letniej służby. Otrzymał wówczas kolejny awans, po czym został "poproszony" o pozowanie do zdjęć. Podczas sesji, "Sinbad" odwrócił się, zbiegł z okrętu po trapie i biegnąc brzegiem portowego doku, zniknął za zakrętem. Bardziej odpowiadał jemu klimat baru, w którym po pewnym czasie znalazła go jego załoga. Swoją niesubordynację przypłacił odebraniem awansu i umieszczeniem przez jakiś czas pod pokładem. Nareszcie mógł spokojnie odpocząć od pismaków i natarczywych fotografów.
 
   USCGC "Campbell" powrócił do służby konwojowej na Atlantyku, którą kontynuował aż do zakończenia wojny. Pies "Sinbad" jeszcze dwukrotnie był w tym czasie awansowany i degradowany przez swojego kapitana. Brał udział w jeszcze przynajmniej dwóch atakach na okręty podwodne wroga i raz wraz z załogą "odpierał" atak wrogich samolotów.
   Udało mi się dotrzeć jedynie do opisu starcia z samolotami wroga, które miało miejsce w maju 1944 roku. USCGC "Campbell" dowodził dużym konwojem, złożonym z 80 statków i okrętów, które płynęły przez Morze Śródziemne. W związku z niedawnymi atakami Luftwaffe w tym rejonie, eskorta została znacznie wzmocniona. Oprócz okrętu dowodzenia, eskortę stanowiły trzy amerykańskie niszczyciele i sześć niszczycieli eskortowych oraz dwa niszczyciele eskortowe francuskiej marynarki wojennej. Dodatkowo - w pobliżu Gibraltaru - do eskorty dołączył brytyjski krążownik przeciwlotniczy HMS Caledon, amerykańskie jednostki: niszczyciel eskortujący USS Wilhoite i niszczyciel USS Benson oraz dwa trałowce - USS Steady i USS Sustain. Bezpieczeństwo konwojowi UGS-40 miał zapewnić także plan obrony przeciwlotniczej, opracowany przez dowódcę osłony konwoju - komandora Jesse C. Sowell'a. Taktyka została tak przemyślana, aby zapobiegła zmasowanym atakom z powietrza niemieckiej Luftwaffe.
   9 maja 1944 roku konwój przeszedł Cieśninę Gibraltarską i skierował się do portu w Bizercie w Tunezji. Dwa dni później konwój został wykryty przez jeden z samolotów wroga, który patrolował ten akwen. W ciągu następnych kilku godzin, alianckie samoloty myśliwskie, aż dziesięć razy próbowały dopaść niemiecki samolot - za każdym razem bezskutecznie. Pierwszy atak z powietrza na konwój miał miejsce 11 maja o godzinie 20:25. Wtedy po raz pierwszy zawyły okrętowe syreny, a wyczulone na nocne ataki załogi okrętów sprawnie zajęły swoje stanowiska. Dowodzący z USCGC "Campbell" komandor Sowell wydał natychmiast rozkaz do uformowania specjalnego szyku. Nadlatujące samoloty wroga ujrzały z góry statki, które płynęły w ośmiu kolumnach i w odstępie około 910 metrów od siebie. Uformowana kolumna manewrowa, tuż za przylądkiem Bengut skierowała się na wschód. Krótko po zachodzie słońca niemieckie samoloty Junkers Ju-88, Heinkel He-111 i Dornier Do-217 zaczęły zbliżać się od tyłu konwoju, formując odpowiednie szyki do ataku. Okręty eskorty natychmiast rozpoczęły ustawianie zasłony dymnej. Atak wroga nastąpił z kilku kierunków jednocześnie. Po zaciekłej walce eskorta oraz przybyłe z pomocą myśliwce alianckie zestrzeliły w sumie 17 maszyn wroga, a pozostałe odpędziły. Nie zanotowano przy tym żadnych strat ani w wspierających samolotach, ani w okrętach konwoju.
Sinbad na dziale USCGC Campbell. (Fot. www.wearethemighty.com).
   Chociaż większość zdjęć zamieszczonych w gazetach przedstawia "Sinbada" w hełmie i kamizelce ratunkowej i stojącego na jednym z dział okrętowych, to w rzeczywistości jego miejsce było pod pokładem, gdzie znajdowało się jego stanowisko przeznaczone do "kontroli uszkodzeń".
   Zanim nasz bohater przeszedł na zasłużoną emeryturę, jego wizerunek jeszcze raz zdobił okładkę magazynu Life. Wydanie z 10 grudnia 1945 roku opisywało jego wizytę w Tokio, po zwycięstwie nad Japonią.
Sinbad w Tokio (Fot. www.powerandmotoryacht.com).
   Jego sława i uznanie jeszcze bardziej wzrosły po wojnie, kiedy stał się bohaterem książki George'a F. Foley'a Jr., który opisał jego niesamowitą historię. Podczas promocji książki nasz bohater towarzyszył autorowi, a w podziękowaniu za jego wysiłek, "złożył" autorowi swój "autograf". Choć nas bohater był powszechnie lubiany i szanowany, to podczas jego służby nie obyło się także bez drobnych incydentów w portowych barach oraz tzw. "incydentów dyplomatycznych" w Casablance i na Grenlandii.
Sinbad podczas jednej z męczących sesji fotograficznych (Fot. zbiory autora).
Sinbad i autor książki o jego przygodach George F. Foley Jr. (Fot. www.campbellw32w909.org).
"Autograf" Sinbada, który otrzymał autor książki (Fot. www.en.wikipedia.org).
   Po 11 latach służby z załoga USCGC "Campbell", "Sinbad" przeszedł na zasłużoną emeryturę 21 września 1948 roku. Jako honorowy członek Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych Ameryki, resztę swojego życia spędził na stacji Bernegat Light w New Jersey. Jako stary morski wyga, który w każdym porcie miał swój ulubiony bar - tak opisała go jedna z gazet - swoje ostatnie lata spędził w barze Kubela w Bernegat Light, gdzie rozkoszował się świetną whisky i spoglądał z tęsknotą na morze. Dał się tam poznać z jeszcze jednej strony - zabawiał gości baru sztuczką z metalową blaszką, którą nosił na nosie, podrzucał w powietrze i łapał w zęby. Jego otwarty rachunek w barze, został uregulowany z jego żołdowych pieniędzy, dopiero po śmierci.
Sinbad przed barem (Fot. www.campbellw32w909.org).
Sinbad schodzi na ląd po 11 latach służby (Fot. www.campbellw32w909.org).
Nasz bohater w swoim ulubionym barze podczas degustacji piwa (Fot. www.wearethemighty.com).
   "Sinbad" zmarł 30 grudnia 1951 roku i został pochowany z wszelkimi honorami pod granitowym pomnikiem u podstawy masztu flagowego latarni na krańcu Long Beach. Dosłużył się tytułu Chief Dog (w skrócie K9C) i rangi Chief Petty Officer. Zdobył także wiele odznaczeń. Po publikacji książki Foley'a - "Sinbad of the Coast Guard" - stał się pierwszym członkiem Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych, którego historia została opisana. "Jako pisarz handluje opowieściami. Historie to moja waluta, a ukryte skarby można znaleźć w najdziwniejszych miejscach. Możecie sobie zatem wyobrazić moje zdziwienie i podekscytowanie, kiedy historia "Sinbada" - przerośniętego, czworonożnego bohatera - pojawiła się na moim biurku. "Sinbad" nie był bohaterem epickiego poematu, do licha.... nie był nawet człowiekiem! Był zwykłym psem, a jego wyczyny przeszły do legendy. W okresie 13 lat zebrał więcej doświadczeń niż większość ludzi, którzy żyją sześć razy dłużej. Nie sądzę, by nazwanie go najsłodszym psem wszechczasów było dalekie od celu. (...). Dorastałem 100 mil stą, ale nigdy nie słyszałem o nim ani o jego morskich przygodach. Jak to było możliwe?" - powiedział w jednym z wywiadów autor książki, który okazał się... szefem biura prasowego Straży Przybrzeżnej.
   Szorstki, twardy i awanturniczy - jak określił "Sinbada" autor artykułu opublikowanym w Boston Daily Globe - był jednocześnie psem, który już po kilku chwilach zdobywał serce każdego, kogo spotkał. Takim zapamiętali go także członkowie załogi i kapitan okrętu USCGC "Campbell".
Sinbad w Bernegat Light (Fot. www.campbellw32w909.org).
Grób Sinbada na Long Beach (Fot. www.warhistoryonline.com).
   Dzisiaj "Sinbad" zajmuje honorowe miejsce w mesie obecnej jednostki Straży Przybrzeżnej Stanów Zjednoczonych Ameryki USCGC "Campbell" (WMEC-909), następcy poprzedniej jednostki tego typu. Na tym okręcie załoga ma własną tradycję związaną z posągiem psa. "Posąg, który chroni nasz statek jest dostępny tylko dla nielicznych. Dotykać go mogą jedynie podoficerowie, którzy mają identyczny stopień, jak Sinbad. Każda inna osoba, która dotknie posągu psa z kością na nosie, doświadczy przykrych wydarzeń, a naszemu okrętowi przyniesie pecha" - powiedział w 2011 roku jeden z członków załogi USCGC "Campbell" chorąży John Jeffares.
Sinbad pozuje przed okrętem (Fot. www.campbellw32w909.org).
Sinbad na okładce War Magazine (Fot. www.warhistoryonline.com).
   Nasz bohater został podczas służby i po jej zakończeniu, odznaczony następującymi orderami:
 
- Medalem Amerykańskiej Służby Obronnej (ang. American Defence Service Medal)
- Medalem Kampanii Amerykańskiej (ang. American Campaign Medal)
- Medalem Kampanii Europy-Afryki-Bliskiego Wschodu (ang. European-African-Middle Eastern Campaign Medal)
- Medalem Kampanii Azji-Pacyfiku (ang. Asiatic-Pacific Campaign Medal)
- Medalem Zwycięstwa II Wojny Światowej (ang. World War II Victory Medal)
- Medalem za Służbę w Marynarce Wojennej (ang. Navy Occupation Service Medal).
 
 Wszystkie te odznaczenia "Sinbad" z dumą nosił przypięte do swojej obroży.
Sinbad w czasie wolnym od służby (Fot. zbiory autora).

1 komentarz: