sobota, 1 grudnia 2018

"Kompania braci" - Stephen E. Ambrose



   Książka, którą chcę Wam dzisiaj polecić jest wyjątkowa z kilku powodów. Po pierwsze, dlatego, że jest napisana na podstawie relacji żołnierzy o których opowiada. Po drugie, dlatego, że jest napisana fantastycznie przez Stephena Ambrose'a. Po trzecie, dlatego, że opisuje ludzi, miejsca i wydarzenia, którymi interesuję się już od kilku lat. Po czwarte, dlatego, że.... miałem możliwość spotkania i poznania kilku weteranów z 506 pułku spadochronowego w skład którego wchodziła także tytułowa kompania braci.

   Kiedy Stany Zjednoczone przystępowały do wojny, młodzi ludzie o których pisze Ambrose wiedli normalne, spokojne życie. Wszystko zmieniło się, kiedy armia ogłosiła nabór do wojsk powietrzno-desantowych. Większość z nich wstąpiła do tej elitarnej formacji dobrowolnie i z wielu różnych powodów. Dopiero podczas intensywnego szkolenia w Camp Toccoa w Georgii, ci młodzi ludzie poznali się i zżyli. Tworzyli teraz jedną całość - kompanię braci. Od tej chwili wiedzieli, że życie każdego z nich zależy od pozostałych. Prawdziwy sprawdzian miał jednak dopiero nadejść. Z dala od domu. Mieli zostać zrzuceni w nocy na terytorium okupowanej Francji i walczyć z wrogiem pod dowództwem lubianego i szanowanego Richarda Wintersa.
   Tak zaczyna się historia późniejszych bohaterów - żołnierzy z kompanii E. Oddział wchodzący w skład 506. pułku piechoty spadochronowej, 101. Dywizji powietrzno-desantowej, zaczął swój szlak bojowy w nocy z 5/6 czerwca 1944 roku w Normandii. Wówczas po raz pierwszy wykazali się niesamowitą odwagą w boju i silną więzią wśród towarzyszy broni. Trzy miesiące po lądowaniu aliantów we Francji, przyszedł czas na Holandię. Kompania E, po uzupełnieniach ponownie gotowa była stawić bohatersko czoła wrogowi. Niestety umiejętności i siła charakteru kompani braci i innych żołnierzy nie przyniosła oczekiwanego zakończenia wojny. Wielu z nich zginęło, wielu przetrwało, ale operacja Market Garden nie powiodła się. Spadochroniarze nie sądzili, że jeszcze tego samego roku oddadzą kolejny skok. Nie spodziewali się, że będzie to skok... z ciężarówki na pokrytą śniegiem ziemię belgijskiego miasteczka Bastogne. Nie zdawali sobie również sprawy, że dopiero teraz ich przyjaźń, oddanie i wytrwałość zostaną wystawione na prawdziwa próbę. Chroniąc się z wykopanych pomiędzy drzewami okopach pokrytych śniegiem, trwali na posterunku, wspierając się nawzajem. Przemarznięci do szpiku kości i okrążeni przez wroga, wytrzymywali huraganowe ostrzały artylerii i odpierali kolejne ataki. Dopiero amerykańskie czołgi z dywizji pancernej doprowadziły do przełamania okrążenia i wydostania bohaterskich spadochroniarzy. Ci, którzy przeżyli nigdy nie zapomną tych dramatycznych dni. Ranni, wyczerpani fizycznie i psychicznie mogli nareszcie odpocząć i przygotować się do zadania wrogowi ostatecznego ciosu na kontynencie europejskim. Ku ich zaskoczeniu, kolejnym celem nie był Berlin, gdzie przebywał Hitler, a wielkie i piękne Alpy. Przez niemieckie miasteczka, pędzili, aby dopaść wroga w alpejskiej twierdzy, która wbrew przypuszczeniom dowództwa, nie istniała. Po drodze zobaczyli na własne oczy, jakich okrucieństw dokonywał wróg z którym przyszło im walczyć przez prawie rok. Okropności, jakie zobaczyli w podobozie koncentracyjnym w Landsbergu uświadomiło im, że trud, jaki musieli pokonać i ofiary, jakie ponieśli nie były daremne. Kompania braci zakończyła swój szlak bojowy w malowniczej, alpejskiej miejscowości Zell Am Zee. Tam bohaterowie książki doczekali końca wojny w Europie i oczekiwali teraz na nowe rozkazy, aby wyruszyć na Pacyfik i walczyć z Japończykami. Jednak dla nich wojna się już skończyła, ich oddział został rozwiązany - mogli nareszcie z dumą wrócić do domów. To jednak nie było łatwe. Targani dramatycznymi wspomnieniami, będą musieli odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Różnie sobie z tym radzili, różnie potoczyły się ich losy. Nadal jednak pozostawali przyjaciółmi - tworzyli prawdziwą kompanię braci - spotykając się i opowiadając kolejnym pokoleniom o tym co razem przeżyli. Podczas rozmów, wszyscy twierdzili, że nie są bohaterami, a jedynie zwykłymi żołnierzami wypełniającymi rozkazy. Jednak każdy z nich zaznaczał, że walczył pośród prawdziwych bohaterów....

   Stephen Ambrose pisząc "Kompanię braci" wysoko zawiesił poprzeczkę. Jego autentyczność, skrupulatność i świetny styl, jaki zaprezentował w książce, to prawdziwy majstersztyk. Wszystko dzięki wielu godzinom spędzonych na rozmowach z krzyczącymi orłami, jak nazywa się żołnierzy 101. Dywizji powietrzno-desantowej. Ich drobiazgowe relacje, autor przełożył w bardzo przystępny, a jednocześnie poruszający sposób. Amerykański historyk przedstawił wzruszające historie poszczególnych członków kompanii E w tak znakomity sposób, że jeszcze długo po przeczytaniu książki pamiętamy bohaterskie czyny Wintersa, Spiersa, Guernerea, Randlemana, Taylora, Liptona, Comptona, Webstera i innych członków kompanii braci.

   Ambrose to wielki szczęściarz. Przecież nie każdy ma możliwość spotkać tych bohaterskich, ale też bardzo skromnych ludzi i wysłuchać ich relacji. Nie każdy miał też możliwość wraz z tymi ludźmi po latach odwiedzić normandzkie plaże i miasteczka, holenderskie pola i wioski, belgijskie lasy, czy austriackie Alpy. I to - oprócz zebranych relacji, dokumentów, listów i zdjęć - jest dopiero całkowitym uzupełnieniem tej wspaniałej książki. Opowieść o przyjaciołach - z których każdy oddałby życie za drugiego - została bardzo dobrze przetłumaczona przez Leszka Erenfeichta.

   Na podstawie książki Kompania braci Ambrose'a powstał 10-odcinkowy serial wyreżyserowany przez Stevena Spielberga i Toma Hanksa.

Polski tytuł: "Kompania braci. Od Normandii do Orlego gniazda Hitlera. Kompania E 506 pułku piechoty spadochronowej 101 Dywizji Powietrzno-desantowej"
Oryginalny tytuł: "Band of Brothers. E Company, 506th Regiment, 101st Airborne from Normandy to Hitler's Eagle's Nest"
Autor: Stephen E. Ambrose
Tłumaczenie: Leszel Erenfeicht
Rok wydania: 2010
Język: polski
Wydawnictwo: Magnum
Liczba stron: 337
Oprawa: miękka (klejona).

Moja ocena: 10/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz