Czy zastanawiacie się czasami w jaki sposób można pokazać, jak wielką miłość ma w sobie człowiek? Oczywiście odpowiedzi mogą być różne i zapewne wiele z nich będzie bez wątpienia trafnych. Ale czy zastanawialiście się nad tym, jak wielką musielibyśmy mieć w sobie miłość do drugiego człowieka, aby oddać za niego swoje życie? Myślę, że jest to bardzo trudne pytanie i nie każdy w obecnych czasach może sobie na nie odpowiedzieć. Przecież od tak ważnej decyzji zależy nie tylko nasze usposobienie, ale także dużo czynników zewnętrznych. Zastanówmy się zatem, co wpływa na ludzi, którzy takie trudne decyzję podejmują i czy w ogóle są tacy ludzie....
W każdej wojnie, zawsze jednak znajdzie się ktoś, kto musi dokonać takiego wyboru. O dziwo, takich ludzi jest na świecie wielu, a ich czyny zawsze starano się należycie nagrodzić. Wielu z tych bohaterów przeżyło i doświadczyło wielu zaszczytów. Ale czy można w należyty sposób nagrodzić człowieka, który w wielu przypadkach, swoją decyzję przypłaca życiem? Kolejne bardzo trudne pytanie, prawda? Moim zdaniem, nie można. Jedyne, co można w tym przypadku zrobić, to pamiętać o takich ludziach i przypominać światu o tym, że tacy ludzie byli, są i będą pomimo tego całego zła, jakie na nim panuje! I to jest dla nas wspaniała wiadomość! Prawda? Pamiętajmy zatem zawsze o tych - wypełnionych miłością do bliźniego - bohaterach.
Miejsce spoczynku sierżanta Antolaka (Fot. zbiory autora). |
Sylvester Antolak urodził się w 10 września 1916 roku w Saint Clairsville, Belmont County w stanie Ohio. I choć nagrodzono tego człowieka najwyższym odznaczeniem wojskowym w Stanach Zjednoczonych - Medalem Honoru (ang. Congressional Medal of Honor - Medal Honoru Kongresu), to dumni mogą być z niego także Polacy, a tym bardziej mieszkańcy niewielkiej Sieniawy, skąd pochodzą jego rodzice. Maria i Teofil Antolakowie wyemigrowali do USA na początku XX wieku wraz z dwójką swoich dzieci. Owocami ich wielkiej miłości było dziewięcioro kolejnych dzieci. Jednym z nich był nasz późniejszy bohater - najmłodszy syn Antolaków - Sylvester. Prawie wszyscy z nich po latach założyli w Stanach Zjednoczonych swoje rodziny, które żyją tam do dzisiaj. Prawie wszyscy, ponieważ brakuje w tym gronie właśnie Sylvestra, który miał w sobie tyle miłości do bliźniego i odwagi, że postanowił oddać swoje życie za swoich żołnierzy.
Sierżant Antolak wylądował ze swoimi ludźmi na Sycylii (nieopodal miejscowości Licata) 10 lipca 1943 roku. On i jego kompani zeszli na ląd na plażach Mollarella i Poliscia około godziny 2:57 w nocy. Zanim doszło do akcji, która na zawsze wpisała się w historię rodziny Antolaków, Sylvester walczył m. innymi w Palermo i w okolicach Messiny, aby w późniejszym czasie wylądować ponownie na plaży w rejonie Anzio i Nettuno. 3. Dywizja Piechoty w której służył Antolak, skierowała się wgłąb lądu w stronę Lini Gustawa - pasa niemieckich umocnień obronnych, rozciągających się w poprzek Włoch, od Formii do Ortony.
Farma rodzinna Antolaków w Saint Clairsville (Fot. www.digitalshoebox.org). |
Nagrobek rodziców Sylvestra w Saint Clairsville Union Cemetery (Fot. www.findagrave.com). |
Po kilkumiesięcznym impasie w tym rejonie, amerykański generał Mark W. Clark rozkazał podlegającym jemu oddziałom, aby ponownie skierowały się w kierunku Linii Gustawa, przełamały niemiecką obronę i zajęły miasto Cisterna (dzisiaj Cisterna di Latina). Jedną z trzech dywizji piechoty, które otrzymały rozkaz ataku, była 3. Dywizja Piechoty, która wraz z pozostałymi miała zaatakować kilka dywizji wroga. 23 maja 1944 roku - do boju ruszyły obie amerykańskie dywizja piechoty. Ich atak poprzedził zmasowany ostrzał artyleryjski oraz intensywne bombardowania z powietrza.
Głównym zadaniem amerykańskiej 3. Dywizji Piechoty, było przełamanie najważniejszych pozycji obronnych wroga, które broniły dostępu do Cisterny. Amerykańscy żołnierze - dowodzeni przez generała dywizji Luciana Truscotta - wiedzieli, jak trudne i odpowiedzialne zadanie otrzymali. Zdawali sobie sprawę, że to m. innymi od ich bohaterskiej postawy zależy, czy majowa ofensywa powiedzie się, czy zakończy się niepowodzeniem, jak ta styczniowa.
Nalot na Cisternę z 23 maja 1944 r. (Fot. zbiory autora). |
Kompania B dotarła do niewielkiego nasypu kolejowego, łączącego wówczas Rzym z Minturno. Schowawszy się za niewielkim murkiem, zatrzymali się, aby chwilę odpocząć, posilić się i zastanowić się, w jaki sposób pokonać kilkaset metrów odkrytego terenu za nasypem. Jednostka Antolaka walczyła już ponad dobę na pierwszej linii i choć jego ludzie byli mocno zmęczeni, to dowodzony przez niego oddział - składający się z dziesięciu żołnierzy - ruszył rankiem jako pierwszy. Wszyscy zdawali sobie sprawę, jak ważnym pod względem strategicznym jest Cisterna dla obu walczących stron. Wiedzieli również, że Niemcy posiadali w mieście znaczne siły, a na jego obrzeżach wiele - świetnie zamaskowanych - stanowisk obrony. Tak, czy inaczej zadanie należało wykonać....
Pierwsza drużyna przekroczyła nasyp kolejowy i ruszyła powoli przez otwartą przestrzeń. Niemieccy żołnierze doskonale wiedzieli, jak teraz należy postąpić. Pozwolili amerykanom wejść "głębiej" na trawiastą polanę, po czym - ze wszystkich luf swojej broni - otworzyli morderczy ogień. Zaskoczeni żołnierze padli na ziemię. Ukryty za nasypem Antolak - wraz z drugą drużyną - oszacował, że obrońców od jego żołnierzy dzieli około 200 metrów. Jak najszybciej musiał podjąć jakieś działania. W przeciwnym wypadku, wszyscy jego ludzie będący pod ostrzałem zostaną zabici. Wiedział jednak, że wysłanie drugiej drużyny bezpośrednio pod lufy niemieckich karabinów maszynowych, zakończy się masakrą. Nie wiemy, co dokładnie myślał wówczas sierżant Sylvester Antolak, widząc swoich przerażonych ludzi obok siebie i tych pod ostrzałem przed sobą. Wiedział jednak, że jest za nich odpowiedzialny, a każdy z tych młodych chłopaków chciałby przeżyć wojnę. Kiedy od kuli przeciwnika padł drugi z jego żołnierzy, wiedział już, co musi zrobić.
Sierżant Antolak - uzbrojony w pistolet maszynowy Thompson - pobiegł kilkanaście metrów wzdłuż nasypu, oddalając się w ten sposób od swoich kolegów. Kazał im czekać na sygnał do ataku, po czym ruszył biegiem w kierunku wroga, ściągając na siebie praktycznie cały jego ogień. Odwrócił w ten sposób ogień skierowany na jego podkomendnych, którzy mogli powstać i ruszyć do ataku. Biegnąc z lewej strony w kierunku wroga, Antolak starał się uniknąć trafienia, co na otwartej przestrzeni było praktycznie niewykonalne. Przekonał się o tym, po przebiegnięciu kilkudziesięciu pierwszych metrów. Został wówczas trafiony przez niemieckiego żołnierza po raz pierwszy. Antolak padł na ziemię trafiony w prawe ramię. Leżąc, wiedział, że jego trud pójdzie na marne, jeżeli nie wykrzesa z siebie sił i nie zacznie ponownie atakować wroga. Wstaje, przyciska do prawego ramienia swojego Thompsona i ponownie zaczyna biec, prowadzić równocześnie ogień ze swojego pistoletu.
Żołnierze drugiej drużyny - widząc bohaterstwo i upór swojego dowódcy - natychmiast zrywają się do ataku. Sierżant Antolak - dla zmniejszenia szans przeciwnika na trafienie - stosował bieg zygzakiem. To pomogło jemu - zanim ponownie został trafiony - przebiec kolejne kilkadziesiąt metrów. Kiedy padł po raz drugi, obrońcy natychmiast skierowali ogień na jego kolegów. Nasz bohater wstał jednak i kontynuował swój bieg, aby ponownie ściągnąć na siebie ogień wrogich karabinów i pistoletów. Antolak trzeci raz padł rażony pociskiem z karabinu maszynowego MG 42 (niem. Maschinengewehr 42) zwanego "piłą Hitlera" (niem. Hitlersäge). Jakież musiało być zdumienie niemieckich żołnierzy, kiedy z uszkodzonym ramieniem i złamaną prawą ręką, amerykański żołnierz wstał, założył swój stalowy hełm na głowę i ponownie ruszył w ich stronę. Sierżant Antolak natychmiast otworzył ogień w kierunku Niemców, zabijając ostatecznie dwóch z nich. Kiedy on i jego koledzy, byli już niemal na pozycji wroga, ogień niespodziewanie ustał. Trzykrotnie rannemu sierżantowi - trzymającemu swój pistolet maszynowy jedynie w lewej ręce - poddało się dziesięciu kolejnych Niemców z punktu oporu, którzy przerażeni wykrzykiwali "Kameraden".
Niestety na złapanie oddechu nie było czasu, ponieważ chwilę później odezwało się kolejne niemieckie gniazdo oporu, które oddalone było od amerykańskich żołnierzy o niespełna 100 metrów. Sierżant Antolak wymagał natychmiastowej pomocy medycznej, której starał się jemu udzielić jeden z jego podwładnych, który właśnie padł od jednej z kul nieprzyjaciela. Krwawiąc i ciężko dysząc, sierżant po raz kolejny skierował się w kierunku wroga i - strzelając - zaczął biec. Widząc jego poświęcenie, do ataku ruszyli pozostali amerykańscy żołnierze, pomiędzy którymi świszczały pociski wroga. Kule przelatywały także obok niestrudzonego sierżanta Antolaka, aż do momentu, kiedy jedna z nich trafiła w jego klatkę piersiową. Biegnąc w kierunku stanowiska wroga, leżącego dowódcę zaczęli mijać jego podkomendni. Być może nie wiedzieli jeszcze wtedy, że było to dla niego śmiertelne trafienie....
Przed domem rodzinnym (Fot. www.digitalshoebox.org). |
Sylvester Antolak przed przybyciem do Europy (Fot. zbiory autora). |
Wyższe dowództwo złożyło odpowiednie dokumenty w sprawie czynu sierżanta Antolaka już po kilku tygodniach. Jego wielka odwaga i poświęcenie zostały docenione przez Armię i Rząd Stanów Zjednoczonych dopiero 25 marca 1945 roku. Medal Honoru (General Orders No. 89) został jemu przyznany za wyjątkowy akt odwagi i męstwa z narażeniem życia, wiążącym się z przekroczeniem granic i obowiązków wyznaczonych przez Armię USA podczas działań wojennych. W imieniu 28-letniego Sylvestra, najwyższe odznaczenie wojskowe Stanów Zjednoczonych odebrała - z rąk prezydenta Harry'ego Trumana - jego matka Maria. Miało to miejsce 19 października 1945 roku, a Medal Honoru wręczył - mówiącej jedynie w języku polskim matce naszego bohatera - jeden z generałów.
Matka sierżanta Sylvestra Antolaka - Maria (Fot. www.digitalshoebox.org). |
Zdjęcie szkolne. Sylvester stoi z tyłu, pierwszy z lewej.(Fot. www.digitalshoebox.org). |
31 października 1947 roku, - zwodowanemu dwa lata wcześniej okrętowi transportowemu USAT Stetson Victory - nadano komisyjnie nową nazwę - sierżant Sylvester Antolak.
W 1989 roku - prezydent Stanów Zjednoczonych George H.W. Bush - wspomniał o nim podczas swojej wizyty we Włoszech. Jego słowa płynęły z mównicy ustawionej na Sicily-Rome American Cemetery and Memorial, gdzie - wśród 7.860 poległych - spoczywa ciało sierżanta Sylvestra Antolaka (sektor C, rząd 12, grób 13).
W listopadzie 2018 roku - w rodzinnym mieście sierżanta Antolaka - odsłonięto pomnik na którym widnieje inskrypcja o treści: "Na cześć sierżanta Sylvestra Antolaka - za akcję nieopodal Cisterna di Latina, Włochy 24 maja 1944 roku". Na uroczystości, wśród gości honorowych było dwóch braci Sylvestra Antolaka - George i Stanley.
13 czerwca 2019 roku w Sieniawie odbyło się spotkanie tamtejszych krewnych i mieszkańców z amerykańską częścią rodziny Antolaków - m. innymi siostrzeńcami Edem i Robertem Sylvestrem Antolakami i ich żonami. Spotkanie mogło dojść do skutku, m. innymi dzięki Pani Sylwii Matejczyk, która prowadziła korespondencję z gośćmi zza Oceanu. W tym dniu - oprócz wspomnień i wspólnej modlitwy - uroczyście uzupełniono drzewo genealogiczne rodziny Antolaków, które przygotowała Pani Sylwia. Ostatnim aktem tego spotkania, była wizyta na miejscowym cmentarzu, gdzie pochowani są inni członkowie rodziny Antolaków.
Sylwester Antolak jest jednym z prawie czterech tysięcy osób, które zostały odznaczone Medalem Honoru za swoje bohaterstwo do dnia dzisiejszego. Dokonał on wyczynu, który jeszcze dzisiaj wprawia wielu ludzi w osłupienie i zadumę. Wielu z nich - także i ja - zastanawia się, czy zdobyłbym się na taki akt odwagi? Czy miałbym w sobie tyle miłości dla bliźniego, aby zapłacić za jego życie najwyższą cenę? Ja osobiście nie potrafię sobie na to pytanie w 100% odpowiedzieć.... A Wy?....
No cóż, nie pozostaje nam nic innego, jak modlić się i mieć nadzieję, abyśmy nigdy nie byli wystawieni na tak wielką próbę....
Grób Sylvestra Antolaka, to jedna z 7.860 mogił na cmentarzu w Nettuno (Fot. zbiory autora). |
Dobrze mieć takich przyjaciół, bo mieć takiego wroga to przekleństwo.
OdpowiedzUsuńTo prawda!
Usuń