sobota, 14 maja 2022

Dawniej i dziś - 9 maja 1945 r. o godzinie 05:00 rano została wyzwolona Lublana. 1945 - 2021

   9 maja 1945 roku o godzinie piątej rano, na dworcu głównym w Lublanie (słoweńska Ljubljana) zawyły syreny, a nad średniowiecznym zamkiem zaczęła powiewać wielka flaga Słowenii. Następnie flagi zaczęły pojawiać się na ratuszu miejskim i innych ważnych budynkach administracyjnych w mieście. Niespełna kilka godzin wcześniej - 8 maja o godzinie 23:00 - żołnierze 15. Brygady Partyzanckiej przyjęli bezwarunkową kapitulację wszystkich sił zbrojnych okupujących miasto. "To był piękny, majowy poranek. Działa, które poprzedniej nocy grzmiały z zamkowego dziedzińca, zostały uciszone zanim ponownie zaczęły pluć śmiercionośnymi pociskami. Było spokojnie. To był koniec wojny!" - wspominał później jeden z mieszkańców....
   Tak było 9 maja 1945 roku. Jednak do tego czasu miasto było okupowane, a jego mieszkańcy poddawani byli różnym represjom. W ostatnich tygodniach natomiast, wszyscy mieszkańcy Lublany przygotowywali się na przybycie wyzwolicieli. Widząc te entuzjastyczne i gorączkowe przygotowania, niepokój wkradł się w jednostki okupujące miasto. Wówczas w mieście stacjonował jeden batalion z 19 Pułku Policji SS (SS-Polizei-Regiment 19), dwa bataliony z 17 Pułku Policji SS (SS-Polizei-Regimnet 17), batalion Szkoły Policji SS, IV i V Batalion Straży Krajowej oraz niewielki oddział "własowców" (żołnierzy Rosyjskiej Armii Wyzwoleńczej pod dowództwem gen. Andrieja Własowa). Zwierzchnictwo nad wojskami okupacyjnymi sprawował Dowódca SS i Policji w regionie "Alpenland" SS-Obergruppenführer Erwin Rösener, natomiast szefem administracji cywilnej był nazistowski polityk SS-Obergruppenführer Friedrich Rainer. 
   Do Lublany zbliżały się jednostki wchodzące w skład 2. Korpusu Uderzeniowego generała brygady Peko Dapcevića (29. Hercegowińska Dywizja), 7. Słoweńskiego Korpusu generała brygady Rajko Tanaskovića (14. i 18. Dywizja Słoweńska) oraz 15. Brygada Partyzancka. Ci ostatni toczyli z niemieckimi jednostkami zażarte boje, od początku maja do godziny 03:00 w nocy 9 maja 1945 roku....
   Miasto było bardzo trudnym celem dla zbliżających się oddziałów. Przez ostatnie cztery lata, okupanci mieli czas, aby przygotować się na taki scenariusz. Część prac wykonano niemal od razu, kiedy to Lublanę otoczono ponad trzydziestokilometrowej długości "murem" z drutu kolczastego i betonowych posterunków policji, odcinając ją niemal zupełnie od świata zewnętrznego. Kiedy Niemcy już wiedzieli, że wojna jest dla nich przegrana, zaczęli przygotowania do obrony miasta. W tym celu 30-kilometowy (dokładnie 29 663 metry długości, 3 metry szerokości i od 5 do 8 metrów wysokości) pierścień wokół miasta został znacząco rozbudowany i wzmocniony. Zanim zbliżające się wojska wedrą się do miasta, muszą zniszczyć lub zdobyć aż 206 niemieckich punktów oporu (69 dużych bunkrów, 11 odkrytych stanowisk obronnych, 53 mniejszych bunkrów i 73 wewnętrznych punktów umocnionych). Obie strony były gotowe na ostateczną bitwę....
   "Byliśmy przed naszą Lublaną. Wielkie było pragnienie wyzwolenia. Wyzwólmy Lublanę! Szturmem! To już prawie koniec wojny! Ale na przeciwko mieliśmy silne jednostki niemieckie. (...). Gdy zbliżyliśmy się do miasta, wszystkie jednostki wroga otworzyły do nas ogień. Nastąpiło istne piekło. Z całego miasta, zamku i pobliskich wzgórz grzmiały wystrzały wszelkiego rodzaju broni. Strzelaliśmy do pozycji wroga z naszej artylerii. Wszystko na raz. Nie słyszałeś nic oprócz dudnienia. (...). Najwięcej strat ponieśliśmy od ostrzału artyleryjskiego. Tymczasem szturmowaliśmy ich pozycje. Czołgi przed nami, a my za nimi. Wśród huku karabinów maszynowych, armat, moździerzy i granatów ręcznych nie było słychać nawet towarzysza obok. Tylko dudnienie. Przy wsparciu załóg czołgów, pokonaliśmy zasieki, zdobyliśmy okopy i kilka bunkrów, po czym musieliśmy się wycofać. Raz do przodu, raz do tyłu. Dwa dni bez przerwy, bez wytchnienia. Sześćdziesięciu zabitych po naszej stronie. Bataliony Policji SS straciły około 120 ludzi. Tak było dopóki nie zdobyliśmy miasta i nie zaczęliśmy spychać wroga w kierunku wioski Orle, gdzie mieli najsilniejsze punkty oporu. Tam dopiero się zatrzymaliśmy." - tak wspominał później walki o wyzwolenie miasta dowódca jednego z batalionów brygady "Lublana" Alojz Kajin (1924-2019).
 
   Po czterech latach okupacji, mieszkańcy Lublany nareszcie byli wolni! Ludzie wyszli na ulice i entuzjastycznie zaczęli witać swoich wyzwolicieli. O 05:30 tego samego dnia - po raz pierwszy od wielu miesięcy - usłyszano słynną "kukułkę" stacji radiowej w Lublanie - Radio Svoboda. Niedługo potem do euforycznego nastroju dołączyły dzwony wszystkich ocalałych kościołów w mieście. Tłumy witały okrzykami, całusami, słodkościami i kwiatami każdego partyzanta i żołnierza, którzy dumnie kroczyli ulicami miasta. Przez wiele nocy tysiące z wiwatujących kobiet szyło potajemnie flagi, sklejało i malowało transparenty, zbierało papierosy, resztki mąki i cukru, aby upiec smakołyki dla wyzwolicieli. Ludzie po prostu nie mogli już doczekać się tej pięknej chwili....
   Alojz Kajin wjechał do Lublany na czele kolumny na białym koniu. Kierował się na wielki plac przed ratuszem, gdzie chwilę później rozwinął flagę z czerwoną gwiazdą, oznajmiając w ten sposób wyzwolenie miasta. A tak wspominał później te chwile: "Lublana była przepełniona nieopisanym entuzjazmem. Wszystko było udekorowane flagami i transparentami. (...). Widziałem wybiegające na ulicę, śmiejące się i płaczące ze szczęścia kobiety, które ofiarowały nam wszystko, co posiadały do zjedzenia i picia. Wszyscy oszaleli ze szczęścia. Ulice były zatłoczone. Ludzie nas pozdrawiali i rzucali kwiaty. (...). Nasza radość była nie do opisania. Wielu bojowników pochodziło z Lublany. Teraz - po latach - ledwo poznawali swoich krewnych. Było też wiele łez, bo wielu nie wróciło. Niektórzy zginęli na dzień przed wyzwoleniem miasta. (...). Przybycie nas - wyzwolicieli - było uroczyste i pełne radości. (...). Mieszkańcy miasta pokazali nam o kogo walczyliśmy. Przyjęli nas najlepiej, jak potrafili. Szliśmy w kolumnie i nie mogliśmy uwierzyć, że to prawda. Ale to była prawda....".
   22-letni Alojz Kajin nie był jedyny, który wspominał po latach te wydarzenia. Wrócę na chwilę jeszcze do zacytowanego przeze mnie na początku tekstu mieszkańca miasta. Tak ten mężczyzna zapamiętał te chwile: "A więc wojna się skończyła. Kiedy wybiegłem na ulicę, nie było już przeklętych "własowców" (...), ani Niemców, których było pełno jeszcze poprzedniego wieczora. (...). Na ulicę wyszli ludzie, którzy przez długi czas woleli tłoczyć się we względnie bezpiecznych mieszkaniach za zamkniętymi drzwiami. Partyzanci zaczęli "wlewać" się do miasta po ulicy. Ludzie śmiali się, płakali. Wszyscy byli entuzjastyczni, ponieważ wojna nareszcie się skończyła."
 
    Kilkadziesiąt minut później swoje pierwsze słowa w kierunku kroczących żołnierzy, skierował - mianowany cztery dni wcześniej na stanowisko premiera Republiki Słowenii - Boris Kirdić: "Nadszedł ten dzień, którego tak długo wyczekiwaliśmy. Lublana jest wyzwolona. Lublana jest naprawdę wolna i budzi się do nowego życia. Dziękuję Wam bohaterowie". Przemawiający z balkonu Uniwersytetu premier w towarzystwie kilku innych polityków ustanowił wówczas 9 maja dniem wielkiego święta z okazji wyzwolenia....
   Po dwóch latach włoskiej i kolejnych dwóch latach niemieckiej okupacji, mieszkańcy Lublany nareszcie byli wolni. Cieszyli się z przybycia tych, którzy wyzwolili ich z rąk okupanta. Nie mogli jednak wiedzieć, jaki rodzaj wolności przynieśli im wyzwoliciele....

   Zdjęcie archiwalne przedstawia kroczących - znajdującym się w centrum Lublany placem Prešerena - partyzantów. Wyzwoliciele maszerują "Potrójnym mostem" (Tromostovje) łukowym, niosąc wielką flagę Socjalistycznej Republiki Słowenii podlegającej Socjalistycznej Federacji Republiki Jugosławii.
   Zdjęcie archiwalne pochodzi ze strony https://zgodovinanadlani.si/ i zostało wykonane 9 maja 1945 roku we wczesnych godzinach porannych. Współczesne pochodzi ze zbiorów auta, wykonane we wrześniu 2021 roku.

1 komentarz:

  1. Świetny materiał... jak zawsze. Czuć hagiografię we wspominkach, ale na pewno było to wielkie przeżycie dla tych ludzi.

    OdpowiedzUsuń