sobota, 22 marca 2025

Dawniej i dziś - amerykańscy żołnierze w okupowanym Duisburgu. 1945-2024

    Kiedy w marcu 1945 roku alianci rozpoczynali Operacje "Plunder" i "Varsity", mało kto - mając w pamięci nie tak dawną porażkę w Operacji "Market Garden" - głośno mówił o jej planowanym wyniku. Oczywiście oczekiwania były bardzo duże, ale wielu dowódców wolało wstrzymać się z "ogłaszaniem szybkiego końca wojny" po tych skoordynowanych działaniach na zachodnich terenach III Rzeszy. Dopiero pierwsze sukcesy związane z przeprawami na szerokim odcinku Renu i szybki marsz alianckich jednostek w głąb Niemiec, sprawiły, że zaczęto odważniej mówić na ten temat. Inaczej sytuacja wyglądała po stronie wroga. W rozmowach oficjalnych i gabinetach nazistowskich przywódców, coraz ciszej i coraz mniej mówiło się o sytuacji na froncie i "ostatecznym zwycięstwie". Ren został przekroczony w kilku strategicznych miejscach na odcinku około 400 km. Wojska niemieckie były coraz bardziej spychane na wschód, a niemieckie miasta opanowywali alianci. W krótkim czasie, w ich ręce wpadły Koblencja, Moguncja, Wormacja i Mannheim, a kilkanaście dni później, podobny los spotkał Duisburg i jego mieszkańców....
    
    Duisburg stał się celem ciężkich alianckich bombardowań już w 1943 roku, jednak dopiero - rozpoczęta w lutym 1945 roku - ofensywa powietrzna w Zagłębiu Ruhry i wspomniane przeze mnie obie operacje lądowe, doprowadziły ostatecznie do upadku miasta i jego okupacji przez aliantów.
    17 lutego 1945 roku, Naczelne Dowództwo Aliantów podjęło decyzję o rozpoczęciu ofensywy powietrznej na główne miasta w Zagłębiu Ruhry. Celem operacji było nie tylko bombardowanie wszelkich obiektów militarnych, fabryk i infrastruktury, ale również zabudowy cywilnej wzdłuż prawego brzegu Renu. Celem operacji "Interdiction" było przygotowanie rejonu Zagłębia Ruhry do przekroczenia Renu przez wojska alianckie w rejonie Rees, Bislich, Wesel i Dinslaken w ramach operacji "Plunder" i "Varsity". Strategiczne bombardowania nadreńsko-westfalskiego okręgu trwało nieprzerwanie aż do końca marca 1945 roku.
    W międzyczasie rozpoczęto obie operacje lądowe. Operacja Plunder (23 marca) i Operacja Varsity (24 marca) doprowadziły ostatecznie do utworzenia przyczółków na prawym brzegu Renu i umożliwiły dalszy marsz w kierunku większych aglomeracji, takich jak Duisburg, Essen, Dortmund, Wuppertal i Düsseldorf.
 
    Chociaż wojska brytyjskie i amerykańskie posuwały się do przodu, to opór ze strony wroga był nad wyraz twardy. Wystarczy tutaj wspomnieć, że 28 marca, alianci wkroczyli do - odległego o niespełna 10 km - miasta Hamborn (obecnie dzielnica Duisburga), a sam Duisburg został zdobyty dopiero... 12 kwietnia 1945 roku. 
    Krwawe walki trwały nieprzerwanie 20 dni i toczyły się głównie na północ i północny-zachód od Duisburga. Dopiero w wyniku ostatecznej bitwy o miasto, opór niemieckich wojsk w Zagłębiu Ruhry został złamany, a do zrujnowanego miasta wkroczyli amerykańscy żołnierze z 9. Armii Stanów Zjednoczonych dowodzonych przez generała Williama Hooda Simpsona. Dla - należących do nazistowskiego okręgu Essen - mieszkańców, powrócił pokój. Jednocześnie zaczęła się... walka o przetrwanie.
 
    W wyniku wielu nalotów bombowych i walk o miasto, Duisburgu leżał w gruzach. Wiele dzielnic zostało zrównanych z ziemią. Około 80% budynków mieszkalnych w całym mieście zostało całkowicie zniszczonych lub poważnie uszkodzonych, a samo centrum zostało zniszczone w około 90% (według oficjalnych raportów policji z lat 1942-1945, miasto padło ofiarą aż 299 ataków bombowych, inne dane mówią o 311 atakach). Bomby nie oszczędziły nawet przepięknego budynku Tonhalle, który pełnił funkcje teatru i sali koncertowej. Oddany do użytku w 1887 roku, został całkowicie zniszczony przez alianckie bomby, podczas nalotu, który miał miejsce w nocy z 6 na 7 września 1942 roku (dzisiaj w tym miejscu stoi - wybudowana w 1962 roku - Mercatorhalle).
    Kiedy w drugiej połowie kwietnia amerykańscy żołnierze (m. innymi elementy z 79., 86., 94. i 97. Dywizji Piechoty oraz 8. Dywizji Pancernej) zamykały pierścień okrążenia wokół Zagłębia Ruhry, mieszkańcy Duisburga zostali pozostawieni sami sobie. Jedni postanowili pozostać w mieście, kolejni podjęli decyzję o jego opuszczeniu, a jeszcze inni zostali z niego wypędzeni lub wywiezieni przez aliantów.
    Niektóre amerykańskie jednostki opuściły Duisburg i całe zagłębie przemysłowe, ale część jednostek pozostało w nim aż do maja, pełniąc obowiązki okupacyjne. Zadanie to przypadło m. innymi żołnierzom z jednostek wchodzących w skład 79. i 94. Dywizji Piechoty. Dowództwo tych drugich, na swoja siedzibę główną, wybrało hotel Duisburger Hof, na którym teraz powiewały amerykańskie flagi. Żołnierze z naszywka na ramieniu w której widniała cyfra 94, korzystali teraz ze wszystkich luksusów, które "oferowali" im mieszkańcy miasta. Oczywiście do ich obowiązków należało zaprowadzenie w mieście jako takiego porządku i uregulowanie wielu kwestii, ale nie brakowało czasu także na relaks. Obraz, jaki widzieli był niezwykły. Z jednej strony zniszczone domy, masy gruzu i niewyobrażalny smród, z drugiej zaś strony, bawiące się na ulicach dzieci i nędznie wyglądający dorośli, gotujący obiad z "byle czego" na prowizorycznym palenisku przed zrujnowanymi domami....
 
    Dzisiaj już nie ma wśród mieszkańców Duisburga, ani jednej żyjącej osoby, która przeżyła koszmar wojny. Na szczęście, zachowały się wspomnienia, które ukazują ich dramat i ich ukochanego Duisburga. Mi udało się dotrzeć do trzech takich relacji: Marianny Zeyen (ur. 1928) z Buchholz (obecnie dzielnica Duisburga), Ursuli von Sabel (1924-2018) z Duisburga i Wilhelma Grube (1928-2015) z Hamborn (obecnie dzielnica Duisburga).
    "Pamiętam, jak pewnego dnia zmarł nasz dziadek, a my staliśmy przy jego wykopanym grobie. Wtedy nagle przyleciały samoloty. Strzelano do nas, ale schowaliśmy się za krzakami i nic się nam nie stało. Dopiero, kiedy samoloty odleciały, mogliśmy w spokoju pochować naszego dziadka. (...). Wreszcie nadszedł dzień, w którym na ratuszu zawisła biała flaga. Staliśmy razem na podwórku i byliśmy po prostu szczęśliwi. Pośród nas stał także Gottfried Weitz, syn Heinricha Weitza, który 16 kwietnia 1945 roku został mianowany burmistrzem Duisburga. (...). Duisburg nie miał wtedy prądu, wody ani gazu. Miasto było na początku drogi prowadzącej do normalności. Wielu obywateli pomagało w oczyszczaniu ulic i innych miejsc". - Tak wspominała ten trudny czas, 16-letnia wówczas Marianna.
    A tak ten czas zapamiętała 21-letnia wówczas Ursula von Sabel: "Niedługo po tym, jak wojska wroga przekroczyły Ren od zachodu, Wehrmacht podjął próbę zniszczenia wielu ważnych dróg dojazdowych i mostów. Widziałam, jak podkładają ładunki wybuchowe także na "naszym moście", który znajdował się bardzo blisko domu. Potężna eksplozja częściowo zniszczyła nasz dom i wybiła wiele okien w innych domach. Musieliśmy wtedy działać szybko. Zanim przybyli inni mieszkańcy, miałam już na wózku znaczną ilość dachówek z tzw. przydziału. Wdrapałam się ze strychu na dach i zaczęłam przyglądać się, jak położone są ocalałe dachówki. Mama podawała mi dachówki, dzięki czemu szybko naprawiłyśmy uszkodzony dach. (...). Wkrótce wojska niemieckie zostały pokonane, a całe terytorium było okupowane. 7 maja 1945 roku ogłoszono bezwarunkową kapitulację Niemiec. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że teraz sytuacja się poprawi, ale wiedzieliśmy, że musi to potrwać jeszcze kilka tygodni lub miesięcy. (...). Przez długi czas nie mieliśmy żadnych informacji o naszych bliskich. Nie przychodziła żadna poczta - ani od ojca, ani od brata. Później dowiedziałyśmy się, że mój brat Ludwig znajdował się do końca wojny na statku w porcie Schwerin. Nie zdążył ukończyć szkolenia i nie trafił na front. Wiemy, że później został wzięty przez anglików do niewoli i wywieziony do obozu w Szlezwiku-Holsztynie. Ponieważ Duisburg również znajdował się angielskiej strefie okupacyjnej, żołnierze z tego obozu zostali dosyć wcześnie zwolnieni. Żołnierze z pierwszych transportów, powrócili do domów na przełomie maja i czerwca 1945 roku. 16 czerwca miałam właśnie świętować z mamą moje 21 urodziny, kiedy niespodziewanie w drzwiach pojawił się mój brat. Matka była mocno zaskoczona tą niespodzianką, ale i tak było to radosne spotkanie. Nigdy nie zapomnieliśmy tego dnia. Oczywiście było o czym opowiadać, ale najważniejsze było to, że mój ukochany brat wrócił do domu cały i zdrowy. Nagle, po początkowej radości, pojawił się poważny problem. Mój brat nie miał co na siebie włożyć. Nie mieliśmy ani bielizny, ani wierzchniego okrycia. (...). W Duisburgu nie było praktycznie niczego. Dużą pomoc otrzymywaliśmy od ludzi mieszkających na wsi. Trzeba było jednak samemu tam jechać i szukać jakiejkolwiek pomocy. (...). Po przybyciu na dworzec centralny w Duisburgu, musiałam pokonać jeszcze wiele trudności, aby dotrzeć do domu. (...). Wyruszyłam piechotą z bagażem na odległy przystanek tramwajowy. Wniosłam jedną paczkę, odłożyłam ją i wzięłam drugą, nie odrywając wzroku od tej pierwszej. Ciągle się przesiadam, aby dotrzeć na miejsce. (...). Tymczasem zaczęła się godzina policyjna. Obowiązywał wtedy całkowity zakaz wychodzenia z domu. Od rana do wieczora. Wcisnęłam się więc do wnęki w ścianie jakiegoś domu, aby uniknąć patroli. Do domu dotarłam bardzo zestresowana i wyczerpana.... (...)".
    A tak koniec wojny zapamiętał 16-letni Wilhelm Grube, który opisał swoje wspomnienia w książce pt.: "Ostatnia nadzieja’44. Wspomnienia pomocnika sił powietrznych" (niem. Letzte Hoffnung44. Erinnerungen des Luftwaffenhelfers Wilhelm Grube): "Wiosną 1945 roku wiele miast stawiało zacięty opór wojskom alianckim. W sobotę 24 marca w nocy, amerykańska artyleria ponownie ostrzeliwuje Ruhrort i Laar. Na szczęście Hamborn zostaje oszczędzony. Odgłosy bitwy dochodzące z kierunku Renu, zwiastują, że Amerykanie przekraczają rzekę w Walsum, które zostaje zajęte następnego dnia. W Hamborn służby bezpieczeństwa, policja, Volkssturm i wojsko, przygotowują się do walki. Nazistowski gauleiter Friedrich Schlessmann, wydaje rozkaz ewakuacji ludności cywilnej z centrum Duisburga oraz przyległych dzielnic. Rozkaz dociera także do nas (chodzi o rejon Dinslaken-Hiesfeld). Kobiety i dzieci natychmiast powinny opuścić strefę walk. (...). Dostawy żywności zostają przerwane. Około 60 tys. mieszkańców nadal pozostaje w mieście. (...). Hamborn poddaje się jednak bez dalszego rozlewu krwi w dniu 27 marca 1945 roku. Wehrmacht miał rozkaz bronić miasta do ostatniej kropli krwi i ostatniego naboju. Rozkaz taki otrzymał pułkownik Luftwaffe May, który dowodził oddziałem spadochroniarzy, policjantów i ludzi z Volkssturmu. Pewnie doszłoby do masakry ludności cywilnej, gdyby nie Heinrich Tenter, który przekonał pułkownika, że to nie ludność cywilna ma zostać ewakuowana z miasta, a właśnie żołnierze niemieccy, którzy byli zbyt cenni, aby trafić do niewoli. Oficer nie był przekonany co do tego, jednak przystał na ten "pomysł". Zanim poddał miasto, podjął odpowiednie kroki, aby zabezpieczyć się na wypadek posądzenia go o zdradę. Rozkazał swoim ludziom wysadzić w powietrze centralę telefoniczną na poczcie przy Goethestrasse i wszystkie mosty Emscher, aby powstrzymać postępy Amerykanów. Później dowiedziałem się, że nie wykonali rozkazu wysadzenia elektrowni, gazowni i wodociągów. Niedługo potem rozeszła się wieść, że niemiecka kompania stacjonująca w Alsum, także opuszcza miasto. W Hamborn, każdy teraz gromadzi co tylko może, głównie żywność i tekstylia. (...). Mieszkańcy czekają na rozwój wydarzeń w schronach przeciwlotniczych. (...). 28 marca dentysta dr. Max Tritschler przywitał żołnierzy amerykańskich na Weseler Straße, trzymając w ręku białą flagę, a następnie poprowadził ich do Marxloh, gdzie na Weseler Straße wjeżdżają pierwsze amerykańskie czołgi. Choć z wielu domów zwisają już białe prześcieradła, to Amerykanie nadal spodziewają się snajperów. Doktor Tritschler był dentystą w Pollmanneck, pracując jednocześnie jako lekarz w dużym bunkrze przy Johannismarkt, który oddano wkrótce do dyspozycji gromadzącym się na ulicach mieszkańcom. Doktor powrócił do nas na czele wojsk amerykańskich. (...). Część trasy biegnie ulicą Kaiser-Wilhelm-Straße, w kierunku August-Thyssen-Hütte, stanowiąc główny konwój zmierzający do ratusza. Amerykanie rozbili obóz na głównym rynku, gdzie za chwilę będzie przemawiał Eisenhower. "Przybywamy nie jako zwycięzcy, lecz jako wyzwoliciele!" - krzyczał do mikrofonu. Wówczas wielu mieszkańców Hamborn odetchnęło z ulgą. Dla nas wojna nareszcie się skończyła. W czwartek 29 marca, Amerykanie zaczynają przeszukiwania domów. Wszystko zaczęło się w nocy. Uwolnieni robotnicy przymusowi plądrują sklepy. Dowódca wojsk amerykańskich zatrzymał się w willi lekarza, dr. Eduarda Schöninga, który pracował w szpitalu St. Johannes przy Schreckerstrasse. Jego żołnierze są zakwaterowani w szkołach. (...). W ratuszu przedstawiciele rozwiązanych przez nazistów partii politycznych, spierają się z komendantem o utworzenie komitetu obywatelskiego. Docierają do nas nowe rozporządzenia: "Zachować spokój i porządek!" W gmachu sądu okręgowego rozpoczyna pracę amerykański sąd wojskowy. (...). Wielu żołnierzy amerykańskich nie pełni służby. Widać takich, którzy uprawiają sport lub słuchają jazzu. Z zamontowanych na samochodach głośników, słyszymy komunikat o dystrybucji nowych kartek żywnościowych. (...). 1 kwietnia, na tymczasowe stanowisko burmistrza, został mianowany przez siły okupacyjne Wilhelm Bambach. Jego osobiste kontakty w tym regionie, zapewniły miastu zaopatrzenie w żywność. (...). Niestety, nie wszystkie części miasta były spokojne. W sąsiednim Oberhausen wyją syreny, a w niektórych miejscach nadal słyszymy strzały i wybuchy. (...). Pewnego dnia - przy pięknej, słonecznej pogodzie - widzieliśmy, jak na niebie zaczęły pojawiać się amerykańskie bombowce, które następnie zaatakowały pobliskie miasto. Trzeba to sobie wyobrazić. Jesteśmy uratowani, a kilka kilometrów dalej nieszczęście trwa nadal...".
 
    Na archiwalnym zdjęciu widzimy amerykańskiego żołnierza, pozującego do zdjęcia na tle dawnego spichlerza, który obecnie nosi nazwę Kontorhaus. Sześciopiętrowy drewniany spichlerz, został wybudowany w 1886 roku przez firmę Lehnkering GmbH, która obsługiwała głównie krajowe i zagraniczne przedsiębiorstwa żeglugowe, oraz przemysł chemiczny i stalowy. Spichlerz spłonął w 1889 roku, a w jego miejscu powstał w 1913 roku nowy kompleks. Wielka betonowa budowla została uszkodzona podczas jednego z nalotów bombowych na miasto, co widać na fotografii. Po wojnie został wyremontowany (jego wygląd został nieco zmieniony) i do lat 80-tych ubiegłego wieku pełnił role magazynu. Obecnie pełni funkcję budynku biurowo-usługowego.
    Zdjęcie archiwalne zostało wykonane 10 maja 1945 roku, natomiast współczesne wykonano w maju 2024 roku. Oba zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz