sobota, 10 kwietnia 2021

Sierżant Clinton E. Riddle - 325. Pułku Piechoty Szybowcowej, 82. Dywizji Powietrznodesantowej Armii Stanów Zjednoczonych.

   Poznałem tego niesamowitego i skromnego człowieka w Holandii w 2014 roku, podczas 70. Rocznicy Operacji "Market Garden". Zapamiętałem Go, jako postać niewielkiej postury, jako osobę uśmiechniętą, cierpliwą i - pomimo swojego wieku - bardzo wytrwałą. Uśmiechniętą - ponieważ uśmiech z jego wątłej twarzy praktycznie w ogóle nie znikał. Cierpliwą - ponieważ cierpliwie składał swój autograf na wszystkim, co ludzie podsuwali jemu na stolik - książki, zdjęcia, flagi, zeszyty, itp. Bardzo wytrwały - ponieważ w piekącym wrześniowym słońcu, cierpliwie odpowiadał na wszystkie pytania, pozował do zdjęć i czynnie brał udział w uroczystościach, mając na sobie mundur udekorowany wieloma odznaczeniami.... Dzisiaj chciałbym przedstawić Wam sylwetkę sierżanta Clintona E. Riddle'ya - żołnierza 325. Pułku Piechoty Szybowcowej z Amerykańskiej 82. Dywizji Powietrznodesantowej.
Clinton E. Riddle podczas 70. Rocznicy Operacji "Market Garden" w Holandii w 2014 r.

   Clinton E. Riddley urodził się, jako jedyne dziecko w Loudon County w stanie Tennessee, 24 lutego 1921 roku. Rodzicami Clintona była Eva Grace Riddle i Samuel Elmer Riddle. Wychowywał się na - znajdującej się na odludziu - farmie swoich rodziców, odległej o kilka mil od miejscowości Sweetwater. Pomimo tego, że mieszkał na farmie, ojciec Clintona, nigdy nie zmuszał swojego syna do pracy na niej, przez co ten miał bardzo dużo wolnego czasu. Będąc jedynakiem i dosyć chorowitym dzieckiem, który na dodatek nie miał żadnych sąsiadów, poświęcił się więc całkowicie czytaniu książek. W przerwie w czytaniu, dzięki swojej mamie, w bardzo młodym wieku nauczył się... robić na drutach, szydełkować, szyć i gotować. Przed wybuchem wojny, Clinton chciał zostać prawnikiem, jednak mama odwiodła go od tego.
   Clinton Riddle ukończył liceum w 1941 roku i od razu zaczął rozglądać się za pracą. Wybrał pracę w pobliskim Sweetwater, w tamtejszym domu towarowym. Tam pracował bardzo krótko - po listopadowym Dniu Dziękczynienia, do pracy już nie powrócił. Jego marzeniem była Marynarka Wojenna i szykowny niebieski mundur. Sam nie wie dlaczego, nie zrealizował tego marzenia. Zdecydował się wstąpić do Anderson Aircraft School w Nashville w stanie Tennessee. Tam już po tygodniu, dowiedział się, że - w obliczu zagrożenia wojną i możliwy pobór - nie będzie mógł kontynuować nauki. Opuścił szkołę w pierwszych dniach grudnia 1941 roku i powrócił do rodzinnego domu, aby po raz pierwszy pomóc ojcu w pracy na farmie. Tu zamierzał poczekać na powołanie i spędzić resztę czasu z rodzicami. 10 grudnia, Clinton miał stawić się w na komisji lekarskiej w Atenach w hrabstwie McMinn, skąd został wysłany do Camp Wheeler w stanie Georgia. Tam przeszedł podstawowe szkolenie, po czym zgłosił się do wojskowej szkoły administracyjnej, gdzie radził sobie nadzwyczaj dobrze. W międzyczasie złożył podanie do szkoły oficerskiej, jednak zanim nadeszła odpowiedź - został skierowany, jako urzędnik do Fort Bragg w Północnej Karolinie. 
   W wielkim ośrodku, szkolenie przechodziła właśnie nowo formowana 82. Dywizja Powietrznodesantowa. Tam już po kilku dniach dowiedział się, że w jednostce tego typu, nie potrzebują ludzi, takich jak on - tzw. "gryzipiórków" - a jedynie prawdziwych żołnierzy. Jego frustracja sięgnęła wówczas zenitu - nie dość, że armia uniemożliwiła jemu pójście do szkoły oficerskiej, to jeszcze wysłano go w to okropne miejsce, gdzie tak naprawdę nikt go nie potrzebuje. To był właśnie ten moment, kiedy młody Clinton stwierdził, że skoro armia nie chce mieć utalentowanego oficera, to wstąpi do tej jednostki i będzie starał się zostać najlepszym żołnierzem, jakiego mogła sobie wymarzyć "osiemdziesiąta druga".
Clinton E. Riddle (Fot. zbiory autora).
   Szeregowy Riddle został początkowo przydzielony do oddziału żandarmerii, ale i tam go nie chciano.... Okazało się bowiem, że aby móc tam służyć, musiałby mieć przynajmniej dwa cale wzrostu więcej. Clinton E. Riddle został przydzielony do kompanii "B" wchodzącej w skład 325. Pułku Piechoty Szybowcowej - jak się miało okazać po latach, była to jednostka z którą walczył aż do końca wojny. 
 
   Clinton Riddle dołączył do 325. Pułku Piechoty Szybowcowej kilka dni przed jej przetransportowaniem do Camp Claiborne w Luizjanie. Tam - pod dowództwem pułkownika Claudiusa M. Easleya - pułk przeszedł szkolenie i ostatecznie został przemianowany na szybowcową jednostkę piechoty. Jej zadaniem było dotarcie na pole walki wraz ze sprzętem w szybowcach, aby wesprzeć kolegów z innych pułków, którzy wcześniej zostali zrzuceni na spadochronach.
Maszerujący żołnierze w Camp Claiborne w Luizjanie (fot. zbiory autora).
   Po dalszym szkoleniu, pułk został wysłany do Afryki Północnej. Wśród żołnierzy - na pokładzie statku o nazwie "Santa Rosa", który zmierzał do Casablanki - był młody Riddle. Po dwóch tygodniach - 10 maja 1943 r. - dotarli do Maroka. Zostali przetransportowani ciężarówkami - 400 mil od Casablanki - w pobliże miejscowości Wadżda, gdzie pośrodku pola pszenicy zbudowany był obóz. Tam - pod dowództwem pułkownika Harry'ego L. Lewisa - pułk doskonalił swoje wyszkolenie, aby wkrótce wyruszyć do walki. Clinton Riddle zapamiętał z tamtego pobytu niesamowite gorące dni, żadnego schronienia przed słońcem i dwa... szybowce, na którym ćwiczyli wszyscy chłopaki z obozu. Chrzest bojowy pułku, miał się już wkrótce odbyć na ziemi włoskiej....

   9 września 1943 roku pierwsi amerykańscy żołnierze wylądowali koło Salerno - na południe od Neapolu - w ramach operacji "Lawina" (ang. "Avalanche"). Pułk Clintona Riddle był wówczas jednostką rezerwową, która miała wejść do walki, gdyby zaszła taka potrzeba. Zdecydowany opór niemiecki, wymusił na dowództwie alianckim użycie 325. Pułku Piechoty Szybowcowej w nocy 15 września 1943 roku. Ku zaskoczeniu Clintona i jego kolegów z piechoty szybowcowej - do walki mieli przystąpić, lądując na włoskim wybrzeżu z .... łodzi desantowych.
   Prawdziwy chrzest bojowy, Riddle przeszedł walcząc o zdobycie wzgórza Sant'Angelo koło Neapolu. Była to jak mówił "bitwa pod chmurami", ponieważ jej wierzchołek miał ponad 6 tysięcy stóp wysokości. Stamtąd doskonale było widać całą okolicę i wszystkie główne drogi wiodące do Neapolu. Kiedy dotarli do Neapolu, prawie natychmiast zostali wysłani do portu, gdzie ponownie wsiedli na barki desantowe i wyruszyli w stronę plaż Salerno. Jednostka Clintona Riddle'ya została wysadzona na brzegu około godziny 23:00 pod gradem pocisków wroga. Pierwszym rozkazem, jaki otrzymali lądujący z barek żołnierze, był meldunek, aby do świtu czekać na... dalsze rozkazy. Te brzmiały: "zająć pozycję i zaatakować pozycje wroga we wskazanym sektorze". "Najpierw szliśmy pieszo, a następnie na linię frontu dostarczyły nas ciężarówki, które poruszały się z wyłączonymi światłami" - wspominał po latach. Clinton Riddle nie pamiętał, kiedy dokładnie on i jego koledzy wkroczyli do Neapolu, sądzi, że miało to miejsce 1 października, ale nie był tego po latach pewien. Dobrze zapamiętał natomiast, jakie mieli przydzielone zadania. Oddajmy głos Panu Riddle: "W mieście pomagaliśmy zorganizować pierwszą włoską placówkę rządową. Wszystko wówczas było zbombardowane, a my musieliśmy uruchomić piekarnię i zorganizować punkty poboru wodny pitnej. Przy obu tych miejscach musieliśmy też pełnić straże". Tam właśnie doszło do incydentu, kiedy to jeden z włochów, chciał wepchnąć się w kolejkę przed ciężarną kobietą. Wówczas Riddle, bez zastanowienia walnął go kolbą swojego karabinu w głowę. Riddle wspominał, że Neapol był bombardowany przez Niemców prawie każdej nocy, a niekiedy nawet 5-6 razy w ciągu nocy. "Jednego razu, zrzucona przez Niemców bomba, spadła na dach budynku i nie wybuchła. Po nalocie, kilku kolegów próbowało ją rozbroić. Niestety bomba eksplodowała i wszyscy zginęli" - kontynuował opowieść o włoskiej kampanii, dodając, że w Neapolu było bardzo dużo głodnych dzieci. Na koniec - już bardziej szeptem - dodał: "W mieście dużym problemem był czarny rynek i jeszcze większym - prostytucja".
   W Italii, Riddle poznał także różne religie, ponieważ z ciekawości chodził na nabożeństwa odprawiane przez Żydów, Muzułmanów i żołnierzy innych wyznań.
 
C. Riddle w Anglii w 1944 r. (Fot. zbiory autora).


   Po walkach we Włoszech, pułk został wysłany do Wielkiej Brytanii do portu w Belfaście. Stamtąd już pociągiem dostali się do miejsca docelowego - do Portglenone koło Ballymeny, gdzie znajdował się ich obóz. Tam żołnierze mieli wyleczyć lżejsze rany i odpocząć. Jednym z ulubionych zajęć Pana Clintowa wówczas, była gra na gitarze. W ten sposób umilał życie swoim kolegom w czasie wolnym od zajęć. 
   Także w Portglenone uzupełniony został stan osobowy pułku, który ponownie zaczął intensywne szkolenie przed ewentualną kolejną operacją. Clinton Riddle wspominał ten okres, jako wojskowe życie w szarym, ponurym, pochmurnym i wilgotnym kraju, jakim była Irlandia Północna. Pamięta także, że to właśnie tam obejrzał bardzo dużą ilość przeróżnych filmów i zawarł wiele długoletnich przyjaźni. Niestety część kolegów z którymi się wtedy związał, zginęła podczas walk we Francji, Holandii i Belgii.
Riddle po lewej, Anglia 1944 r. (Fot. zb. autora)

   6 czerwca 1944 roku rozpoczęło się lądowanie aliantów na francuskim wybrzeżu w Normandii. W Anglii - Riddle wraz z kolegami - w zniecierpliwieniu oczekiwali na pierwsze wieści o desancie i o momencie kiedy sami zostaną skierowani do walki. Następnego dnia przyszedł długo oczekiwany moment. Riddle i koledzy, zostali obudzeni około 02:00 w nocy, po czym zjedli obfity posiłek i wyruszyli w stronę stojących samolotów i szybowców. Kiedy znaleźliśmy się na miejscu, było jeszcze dosyć ciemno i padał deszcz. Kiedy wsiadaliśmy do brytyjskich szybowców HORSA, rozpogodziło się , a księżyc zaczął oświecać nas jasnym światłem. 325. Pułk Piechoty został załadowany do specjalnych szybowców, które były holowane przez samoloty i miały wylądować na francuskiej ziemi. "Pamiętam, że lecieliśmy razem z jednym z moich dobrych kumpli, którym był Wayne Pierce. (...). Potem w czasie lotu, pilot holującego nas samolotu miał problemy z silnikami, przez co jego maszyna znacznie wytraciła prędkość. To spowodowało, ze nasz szybowiec zaczął wyprzedzać samolot, a lina holownicza, zaplątała się nam w podwozie. Szybowiec bardzo mocno przechylił się na bok, po czym obie maszyny zaczęły wytracać wysokość. Musieliśmy pozbyć się kilku galonów wody, sześć skrzyń z minami przeciwpancernymi oraz wiele innych, ciężkich rzeczy. Nasz sierżant już miał wyrąbać toporem dziurę w kadłubie, abyśmy mogli wygrzebać się podczas wodowania na skrzydła, ale na szczęście udało się opanować sytuację. Byliśmy już około 150-200 stóp nad taflą wody" - wspominał po latach. 
   Wypełnione żołnierzami, amunicją i cięższym sprzętem szybowce zaczęły podchodzić do lądowania, kiedy w ich stronę posypał się grad pocisków. Wszystko dlatego, że część strefy lądowania - wyznaczonej dla szybowców - znajdowała się w strefie działań niemieckich żołnierzy, a na dodatek na lądowisku ustawione były zapory. Sytuacja ta spowodowała, ze teraz
Szybowiec w którym leciał Riddle tuz po katastrofie (Fot. zb. autora).
Landing Zone "O"
  znajdowała się ponad 2 km na południowy-wschód od miasteczka Saint-Mere-Eglise, gdzie walczyli ich koledzy z innych pułków. Było około godziny 07:00 rano, kiedy pierwsze maszyny - z których wiele zostało uszkodzonych - dotknęły swoimi kołami ziemi. "Nowe miejsce, które nasz pilot wybrał do lądowania, wyglądało jak niewielki ogród z posadzonymi rzadko drzewkami. Niestety miejsca do lądowania było za mało i lewym skrzydłem zahaczyliśmy o jedno z takich drzew. Nasz szybowiec uderzył w ziemię, odbił się jeszcze kilka razy, po czym - bardzo poważnie uszkodzony - zatrzymał się. Na szczęście w naszej maszynie nikt nie zginął." - kontynuował opowieść o początkowych minutach inwazji w Normandii.
   Dopiero później dowiedział się, że nie wszyscy mieli podczas lądowania tyle szczęścia, co on i jego towarzysze (w jednym z szybowców kilku żołnierzom urwało podczas lądowania nogi). Clinton Riddle pamięta, że zebranie i zorganizowanie się, zajęło batalionom ponad trzy godziny! Oddajmy głos Panu Clintonowi, który tak wspominał pierwsze godziny na francuskiej ziemi w 1944 roku: "Kiedy wylądowaliśmy, nad nami przeleciały dwa niemieckie myśliwce i zaatakowały nas. Wylądowaliśmy w pobliżu sadu jabłoniowego. Byłem radiooperatorem, jednak nie mieliśmy łączności, ponieważ antena mojego radia została złamana. Pamiętam także starego francuza, który doił krowę, a wokół niego lądowały szybowce. Kiedy skończył swoją pracę, podszedł do nas i poczęstował nas ciepłym mlekiem. Potem udało mi się zdrzemnąć kilkadziesiąt minut. Tego dnia dotarliśmy do strategicznego miasteczka Saint-Mere-Eglise. Naszą misją była kontrola dróg i mostów prowadzących na plaże, którymi mieli przejść żołnierze przybywający na brzeg okrętami desantowymi". Właśnie w Saint-Mere-Eglise, Riddle zabił swojego pierwszego Niemca. Stało się to podczas ubezpieczania kolegów z 505. Pułku Piechoty Spadochronowej. "Kiedy większość z nas mijała pewien dom na jednej z ulic, w jego drzwiach pojawił się niemiecki żołnierz. Natychmiast do niego strzeliłem" - powiedział.
   9 czerwca, 2. Batalion - w skład którego wchodziła kompania Clintona Riddle'ya - przeprawił się przez rzekę Merderet na północ od miejscowości La Fiere i dotarł do grupy żołnierzy dowodzonej przez pułkownika Timmesa. Niestety ich liczba była zbyt mała, aby odeprzeć atakujące oddziały wroga i musiano się wycofać. "Nasze pierwsze prawdziwe starcie miało miejsce 9 czerwca, kiedy tuż po północy zaatakowaliśmy jednostki niemieckie. Szybko znaleźliśmy się w kłopotach. Tego dnia straciliśmy najwięcej ludzi". - wspominał podczas wywiadu dla The New York Times w 2014 roku.
Clinton E. Riddle (Fot. zbiory autora).
   W kolejnych dniach kompania "B" atakowała wzdłuż dolnego odcinka rzeki Douve w kierunku Pont L'Abbe i Saint-Sauveur-Le-Vicomte. W nocy z 18/19 cały pułk przypuścił atak przez rzekę Douve na pozycje wroga w Pont L'Abbe, a następnie w kierunku Pretot. Wówczas straty - przez kilka dni niemal "nietkniętego" - pułk, zaczęły ponownie w szybkim tempie wzrastać. Kiedy żołnierze dotarli w okolice Amfreville, wielu z ich towarzyszy już poległo. Jedną z akcji, gdzie zginęło aż 19 jego kolegów, tak wspomina: "W Normandii - wraz z Robertem Worthen'em - byliśmy łącznikami w batalionie. Choć wykonywaliśmy swoje zadania zawsze bez żadnych problemów, to w tym jednym przypadku, poprosiłem, abym to ja został wysłany do sztabu batalionu, zamiast Roberta. Dowódca się zgodził, wiec natychmiast wyruszyłem, a Robert zajął moje miejsce. Kilkadziesiąt minut później, Worthen wraz z innymi, przemieszczał się wzdłuż sadu i żywopłotów. Kiedy wyszli na odkryty teren - znakomicie okopani Niemcy - otworzyli do nich krzyżowy ogień. Ponieważ szli gęsiego, prawie jeden za drugim, zginęło ich wówczas aż 19, a Robert był jednym z nich. Następnego ranka, byłem w tym miejscu i długo patrzyłem na ciała tych młodych chłopców. Mógłbyś przejść po ich ciałach z jednego na drugi brzeg tej polany. Ich ciała leżały w równym rządku, jeden obok drugiego, w prostej linii - dziewiętnastu moich kolegów. Jako ostatni leżał najmłodszy z nich - chłopak z Nowego Jorku - Greg Kellepouris. Zapamiętałem ten obraz, ponieważ miał na swoich dłoniach założone czarne rękawiczki, które dostał w paczce od rodziców na Boże Narodzenie. Jego ciało, jako jedyne leżało z wyciągniętą ręką, w takiej pozycji, jakby chciał, abym mu pomógł. Od tego czasu przez wiele lat nie nosiłem żadnych rękawiczek. Po prostu nie mogłem...." - opowiadał ze smutkiem Pan Clinton.

   325. Pułk Piechoty Szybowcowej w szeregu którego była także kompania Clintona Riddle'ya, walczył w Normandii bez wytchnienia przez 33 dni i stracił 1/3 stanu osobowego. Kompania "B" w której służył Riddle, straciła przynajmniej 13 ludzi. Zanim żołnierze ponownie zostali odesłani do Anglii, zostali odznaczeni przez francuskiego generała Paula Louisa Gentilhomme'a za odwagę i ofiarność. Co ciekawe, Riddle wrócił nie tylko do obozu na wyspach, ale także do tej samej rodziny u której często bywał przed inwazją. Ta angielska rodzina miała córkę, do której się zalecał i z którą przez wiele lat korespondował. Prawie 50 lat później - już jako szczęśliwy mąż - odwiedził ze swoją żoną tą sympatyczną rodzinę. Spędzili tam całe dwa tygodnie urlopu. Kontakt z członkami tej rodziny miał aż do samej śmierci.
 
325. Pułk przed lotem do Holandii (Fot. zbiory autora).
   Kolejną kampanią w jakiej Clinton Riddle brał udział, była operacja "Market Garden" - lądowanie aliantów na terytorium okupowanej Holandii we wrześniu 1944 roku. Startujący z angielskiego lotniska Cottesmore 325. Pułk Piechoty Szybowcowej, przybywa wspomóc w walce kolegów dopiero po sześciu dniach od rozpoczęcia operacji - 23 września 1944 roku - przy pomocy 402 szybowców. Wszystko ze względu na złą pogodę, która uniemożliwiła loty 18 września i w dniach następnych. Mało tego, przez ten czas zmieniła się także sytuacja na froncie i zamiast strefy lądowania w pobliżu Groesbeek, w pospiechu wybrano inne miejsce. Strefa lądowania - Landing Zone "O" - znajduje się teraz w pobliżu miasteczka Overasselt leżącego nad Mozą. "W Holandii mieliśmy o wiele łatwiejsze lądowisko niż w Normandii. Nie było tylu zapór, min i żywopłotów. Tylko szeroka łąka" - tak porównywał to po latach Clinton Riddle. Pomimo tego, podczas lądowania, jego szybowiec zarył dziobem w ziemię, przewracając wewnątrz wszystkich żołnierzy. Riddle upadł tak nieszczęśliwie, że roztrzaskał sobie o kadłub szybowca nos. Podejrzewano również połamane żebra, ale po kilku godzinach, prześwietlenie wykazało, że są jedynie mocno poobijane. Założono jemu bandaże uciskowe, opatrzono i wysłano do boju. W ten sposób nasz bohater zdobył jedno ze swoich "Purpurowych Serc" - odznaczeń przyznawanych za rany na polu walki.
   W dniach 27-30 września, pułk bierze udział w 3-dniowej bitwie w lesie Kiekberg niedaleko Plasmolen. Riddle i jego koledzy wyszli z tej bitwy zwycięsko, dzięki brytyjskiej artylerii, która wspomogła ich celnym ogniem. Tutaj w pamięci zapadło jemu jedno wydarzenie. Otóż pewnego popołudnia w jego oddziale pojawił się młody oficer, który rozkazał pójść Riddle'yowi na zwiad. Oczywiście żołnierzy wykonał to polecenie, raportując po powrocie, że natknął się na nieprzyjacielski oddział. Po kilku godzinach, ten sam oficer, ponownie rozkazał jemu pójść w tym samym kierunku na patrol. Tym razem Riddle odmówił i powiedział, ze chce iść w tej sprawie do oficera sztabowego.  Wściekły oficer nie pozwolił na to swojemu podwładnemu, a na dodatek sam postanowił sprawdzić sytuację, ostrzegając niezdyscyplinowanego żołnierza, że postawi go przed sądem polowy po powrocie. "Cóż, nie dożył tej chwili, ponieważ zginął podczas tego patrolu" - powiedział podczas jednego z wywiadów Clinton Riddle. Jedyna kara, jaka spotkała wówczas Riddle'ya, to pominięcie go przy przyznawaniu po walkach awansów.
   Oddział Riddle'ya przemaszerował przez most w Nijmegen, po czym zajął pozycję po drugiej stronie rzeki. W nocy z 1/2 października, pułk dostaje rozkaz zajęcia pozycji na równinach Middelaar i Katerbosch. Wczesnym rankiem - kiedy jeszcze nad łąkami unosiła się gęsta mgła - żołnierze amerykańscy ruszają do ataku na pozycje niemieckiej 190. Dywizji Piechoty. Szybko unosząca się mgła, odsłoniła nacierających ludzi na otwartej przestrzeni, a huraganowy ogień niemieckiej broni maszynowej, zamienił natarcie w rzeź. Amerykanie zmuszeni zostali do okopania się i pozostania na tych pozycjach przez kilka kolejnych dni. Tamtego dnia zginęło około 40 żołnierzy z całego 325. Pułku, z czego aż 11 było z kompanii Riddle'ya. Jemu samemu ponownie udało się uniknąć śmierci, dzięki czemu mógł odebrać kolejne odznaczenia za swoje poświęcenie i bohaterską walkę w Holandii.
 
   Pod koniec walk w Holandii, pułk został wycofany, a następnie - 11 listopada 1944 roku - został przetransportowany do Sissonne we Francji. Tutaj zamierzano ponownie uzupełnić braki kadrowe, a walczącym żołnierzom dać nareszcie odpocząć. Spodziewano się, że jednostka odzyska sprawność bojową w połowie stycznia. W 325. Pułku Piechoty Szybowcowej były to straty rzędu 46%, a w samej kompanii "B" - 11%. Niestety tak się nie stało, bowiem 17 grudnia - będąc na przepustce w Paryżu - dowiedział się o ofensywie niemieckiej. Jeszcze tego samego dnia, 82-ga została załadowana na półotwarte ciężarówki i wysłana do Bastogne w Belgii. Rozpoczęła się bowiem ofensywa niemiecka w Ardenach. Dywizja miała bronić tego strategicznego miasta, jednak zadanie to powierzono ostatecznie innej dywizji, a jednostki wchodzące w skład 82. Dywizji Powietrznodesantowej, rozlokowano pomiędzy Bastogne i Werbomont. 
325. Pułk Piechoty Spadochronowej maszeruje na pozycje nieopodal Werbomont (Fot. zbiory autora).
   325. Pułk Piechoty szybowcowej - w tym także kompania Clintona Riddle'ya - 22 grudnia okopała się wokół skrzyżowania w Baraque de Fraiture i oczekiwała na niemieckie jednostki. Zmarznięci i skuleni w swoich "dziurach" żołnierze, nie mieli żadnych informacji dotyczących oddziałów wroga. Jedyne co wiedzieli, to to, że wróg na pewno będzie chciał zająć to skrzyżowanie i że nie mogą do tego dopuścić. Tymczasem w stronę Clintona Riddle'ya i jego kolegów, parła 2. Dywizja Pancerna SS "Das Reich" oraz elementy jednego z Pułków Grenadierów Pancernych. Ze względu na przeważające siły wroga, żołnierze z 82-giej - po zaciekłej wymianie ognia - zmuszeni zostali do wycofania się.
   Pierwszego dnia stycznia 1945 roku, żołnierze 325. Pułku Piechoty Spadochronowej - brodząc w głębokim śniegu - przygotowywali się do natarcia w kierunku Udenbreth. Wówczas w oddziale - teraz już sierżanta Riddle'ya - nie było żadnego oficera. Jego dowódca zmarł kilka dni wcześniej w szpitalu, a pozostali zostali ranni lub zabici. Pełniący obowiązki dowódcy kompanii "B" - porucznik G.P. Crockett - rozkazał przywołać go do siebie i powiedział: "Jesteś w kompanii wystarczająco długo, abyś wiedział, co masz robić. Chcę, abyś został moim łącznikiem i pomógł mi". "Zdziwiło mnie to, ponieważ, uważałem, że nie miałem wielkiego doświadczenia bojowego" - wspominał po latach sierżant Riddle. "Po za tym wydawało mi się to dziwne, że oficer prosi zwykłego żołnierza o pomoc. Tym bardziej, że byłem z piechoty szybowcowej, czyli taki żołnierz drugiej kategorii" - kontynuował. "Oczywiście, pomogę Panu na ile będę mógł" - odparł. Sierżant Clinton Riddle, opisał dzień przed atakiem, jako dzień bardzo pracowity: "Po zmroku pomagałem wydawać racje żywnościowe i zapasy amunicji na następny dzień. Było około północy, kiedy w końcu wykopałem swoją "lisią norę" w pokrytej śniegiem i zamarzniętej ziemi, po czym natychmiast zasnąłem". Około godziny 02:30, porucznik rozkazał zbudzić Riddle'ya i zgłosić się w sztabie. Pół godziny później, obaj udali się na patrol. "Szliśmy tylko my dwaj. Przeszliśmy kilkaset jardów, kiedy ujrzeliśmy "zęby smoka" na Linii Zygfryda w pobliżu wioski Udenbreth. Szliśmy równolegle do tej linii spory kawałek. W pewnej chwili dostrzegliśmy zarys bunkra na poboczu drogi prowadzącej pomiędzy "zębami smoka" w stronę niemieckiej granicy". - kontynuował swoje wspomnienia Pan Riddle. Po powrocie i krótkim odpoczynku, jego kompania miała przystąpić do ataku. Ten moment tak zapamiętał:
C. Riddle w Belgii (Fot. zbiory autora)
"Następnego ranka zaatakowaliśmy. Kompania "A" poszła pierwsza i zaledwie po kilku chwilach została przygwożdżona przez silny ogień wroga. Moja kompania była następna i także została przygwożdżona. Będąca w rezerwie kompania "C" była następna. Czołgaliśmy się po śniegu, a potem wstawaliśmy i próbowaliśmy biec przez krótki odcinek, po czym ponownie padaliśmy na ziemię. Podczas jednej z krótkich serii z pistoletu maszynowego, jeden z pocisków zrobił w moim płaszczu sporej wielkości dziurę. Dotarcie do drogi, zajęło nam cały ranek. Kiedy zajęliśmy pozycje przy drodze, porucznik Crockett obejrzał się przez ramię i powiedział: "Chodź Riddle, idziemy na drugą stronę drogi". To były ostatnie słowa, jakie wypowiedział. Biegnąc na drugą stronę drogi, tak mniej więcej w połowie, Niemcy otworzyli ogień. Porucznik nawet nie wiedział, co się stało.... Wbiłem się mocno w śnieg i odczekałem chwilę. Następnie wstałem i ruszyłem przed siebie"
. Podczas tego ataku - oprócz porucznika Crockett'a - z trzech nacierających kompanii, zginęło lub zaginęło łącznie 31 żołnierzy. Pośród zaginionych był także oficer dowodzący 2. Batalionu - Lieutenant Colonel Edwin J. Ostberg. Sierżant Riddle miał w ciele kilkanaście niewielkich odłamków oraz poranione odłamkami ręce. Ostanie 2-3 odłamki, wyjął z ciała dopiero po powrocie po wojnie do domu, w 1947 roku!
 
   Także podczas walk na Linii Zygfryda, Riddle otrzymał swoje drugie "Purpurowe Serce", którego ostatecznie.... nie otrzymał. A to dlatego, że poprosił swojego dowódcę, aby nie wpisywał tego do raportu, ponieważ informację o tym, natychmiast przesłaliby jego rodzicom. "Nie chciałem ich martwić. Po za tym, tak naprawdę to odnowiła mi się kontuzja stłuczonych w Holandii żeber. Wpadłem podczas marszu do zamaskowanego niemieckiego okopu i ponownie je sobie obiłem. Nic poważnego" - opowiadał. Dopiero pod koniec wojny, okazało się, jak ważne były wszelkie odznaczenia. M. innymi to za nie przyznawano punkty, dzięki którym można było wrócić wcześniej do domu. Po tych wydarzeniach, sierżant Riddle i jego koledzy, zostali przewiezieni ciężarówkami do miasteczka Vielsam, aby odpocząć i zaczekać na dalsze wydarzenia. Riddle i jego oddział zostali wycofani z walk 15 lutego 1945 roku - a wiec po 61 dniach.
   Jeszcze tego samego dnia, Riddle i jego koledzy, zostali przetransportowani do Pepinster w Belgii. Ich tymczasowym "obozem" była stara fabryka, w której wszystkie szyby w oknach zostały wybite, przez co strasznie marzli. Warunki mieli na tyle trudne, że niedługo potem, miejscowi zaczęli zapraszać ich do swoich domów. Sierżant Riddle trafił do samotnej gospodyni, która ulokowała go na trzecim piętrze swojego ceglanego domu (najprawdopodobniej chodzi o poddasze). Następnego ranka, pierwsze co zobaczył, to wielką górę świeżutkich gofrów. "Pomyślałem wtedy, że to najlepsza rzecz, jaką kiedykolwiek jadłem w życiu!" - wspominał. Podczas 16-dniowego pobytu w Pepinster, on i jego koledzy, głównie odpoczywali i zbierali siły. Starczyło im jednak czasu, na przejażdżkę saniami po okolicy wraz z kilkoma miejscowymi dziewczynami. Wtedy też jedyny raz widział, spadającą bombę V-1, która uderzając - nieopodal miasteczka - w ziemię, zrobiła w niej wielki krater.
   Po pięćdziesięciu latach, Riddle wrócił w to miejsce i udało się jemu odnaleźć ten dom. Jakież było jego zdziwienie, kiedy po chwili zobaczył, że osoba, która go obecnie zamieszkiwała, to była ta sama kobieta, która gościła go podczas wojny. Poznał wtedy także dwie córki tej Pani, dwie wnuczki i zięcia.
 
   W ostatnich dniach wojny, 325. Pułk Piechoty Spadochronowej - wraz z towarzyszącymi jej dwoma innymi pułkami - spotkał się z żołnierzami radzieckimi w Maklemburgii nad Łabą.
Jedna z kompanii 325. Pułku podczas spotkania z żołnierzami radzieckimi nad Łabą (Fot. zb. autora).
Clinton E. Riddle w Anglii (Fot. zb. autora).
   Zanim jednak doszło do tego spotkania, wielu żołnierzy z pułku, zobaczyło coś, co bardzo nimi wstrząsnęło i co zapamiętali do końca życia. Wśród jednostek - które widziały okropieństwa w wyzwolonym niemieckim obozie koncentracyjnym - była także kompania sierżanta Riddle'ya. On sam brał udział w wyzwalaniu obozu, a następnie pełnił w nim wartę. Jeden z jego kolegów z kompanii tak zapamiętał to wydarzenie; "Jechałem z tyłu na ciężarówce, kiedy poczułem ten okropny smród. Czuliśmy to na milę, zanim jeszcze dojechaliśmy w to miejsce. (...). To było okropne"....
   5 maja 1945 roku, Niemcy podpisały akt kapitulacji. 82. Dywizja Powietrznodesantowa została oddelegowana, jako jedna z dywizji, do zadań okupacyjnych w amerykańskim sektorze Berlina. Tutaj pełniła również funkcję "Amerykańskiej Straży Honorowej". 
   325. Pułk Piechoty Szybowcowej, pełnił obowiązki w Berlinie, ale już bez sierżanta Riddle'ya, który był już w tym czasie w drodze do domu.
Kompania "I" 325. Pułku Piechoty Spadochronowej podczas parady w Berlinie (Fot. zbiory autora).
   Clinton Riddle brał udział we wszystkich większych bitwach w Europie z udziałem amerykańskich żołnierzy. Do USA dostał się w szeregach 194. Pułku Piechoty Szybowcowej z 17. Dywizji Powietrznodesantowej. Został do niego przydzielony, po tym, jak zdobył odpowiednią ilość punktów. Oficjalnie dokumenty o zwolnieniu ze służy, otrzymał 19 września 1945 roku w Atterbury w stanie Indiana. 
   Po powrocie do kraju, już nigdy nie wyzbył się brutalnych obrazów i dziwnych zachowań z okresu swoich walk. Zawsze oglądał się na ulicy, "wyłapywał" oczami "podejrzanych" typów i nie znosił głośnych, niespodziewanych hałasów. Pierwsze lata po powrocie do domu, miał bardzo duże kłopoty ze snem. Często budził się w nocy, zlany potem, ponieważ chwilę temu - we śnie - "brał udział" w bitwie i znajdował się w sytuacji bez wyjścia. Dopiero po kilku latach, udało się jemu po raz pierwszy przespać spokojnie całą noc. Clinton E. Riddle zmarł 3 grudnia 2019 roku - wieku 98 lat.
Clinton E. Riddle, data i miejsce nie znane (Fot. zbiory autora).
   Kiedy w 2002 roku, został zapytany przez jednego z dziennikarzy, co po tylu latach sądzi o Niemcach z którymi walczył?: "Walczyłem z nimi, bo wcześniej słyszeliśmy wiele złych rzeczy o nich. Wiedzieliśmy o prześladowaniach, jakie spotkało wielu ludzi. Jednak dopiero pod koniec wojny, zobaczyłem na własne oczy okropieństwa, jakie spotkały ludzi w obozie koncentracyjnym. Mam przed oczami tych ludzi - sama skóra i kości, było im widać wszystkie żebra. Wówczas wielu Niemców twierdziło, że nic o tym nie wiedziało. Jednak inne zdanie mam o zwykłym niemieckim żołnierzu. On po prostu wykonywał rozkazy przełożonych i podążał za swoim dowódcą. Jeśli zaś chodzi o wyszkolenie, to byli dobrymi żołnierzami, jednak nie potrafili poradzić sobie bez dobrego dowódcy. My to potrafiliśmy, jako żołnierze dywizji powietrznodesantowej" - odpowiedział stanowczo. A na pytanie, czy były takie momenty, kiedy się bał? Dodał: "Na początku bałem się bardzo. We Włoszech i w Normandii. Potem już mniej. Być może powodem tego, że ten strach był coraz mniejszy, był fakt, że zawsze robiłem - i teraz po latach także to robię - wszystko na odwrót. Np. kiedy na parkingu trzeba jechać do wyjazdu w prawo, ja jadę zawsze za pierwszym razem w lewo, a dopiero przy drugiej próbie w prawo... sam nie wiem dlaczego tak się dzieje. Tak było i podczas wojny. Kiedy wszyscy przeskakiwali przez żywopłoty w Normandii, ja przeciskałem się obok, czołgałem pod nim lub turlałem po nim. Jestem pewny, ze przynajmniej kilka razy ten dziwny system - którego nie potrafili rozgryźć ani moi koledzy, ani Niemcy - uratował mi życie". - dodał na koniec sierżant Clinton E. Riddle.
Clinton Riddle, autor (po prawej) z kolegą Robertem.
   Wszystkie zdjęcia pochodzą ze zbiorów autora, współczesne wykonano w Groesbeek we wrześniu 2014 roku.

Bibliografia:
Beevor, Anthony, Ardeny 1944. Ostatnia szansa Hitlera, tłum. Andrzej Goździkowski, Kraków 2016
Cole, Hugh M., 1944: Bitwa o Ardeny, tłum. Ignacy Kurowski, Oświęcim 2014
Francois, Dominique, 82nd Airborne Division 1917-2005, Bayeux 2006
Hendrix, Peter & De Trez, Michel, Burning Bridge vol. 1. Pictorial history of the 82nd Airborne Division in the Holland campaign, Saint-Mere-du-Mont, 2017
Hendrix, Peter & De Trez, Michel, Bridge are Ours vol. 2. Pictorial history of the 82nd Airborne Division in the Holland campaign, Saint-Mere-du-Mont, 2017
Van Lunteren, Frank, The Battle of the Bridges. The 504th Parachute Infantry Regiment in Operation Market Garden, Oxford 2014
Van Lunteren, Frank, Blocking Kampfgruppe Peiper. The 504th Parachute Infantry Regiment in the Battle of the Bulge, Oxford 2015
Thuring, G., Van Den Berg, F., Bos, J., Cillessen, M. & Franken, G., Roll of Honor. 82nd Airborne Division. World War Two, Groesbeek 1997

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz